W trakcie zgrupowania nie dołączył do gdynian ani zapowiadany Tomasz Księżyc, bo jednak zatrzymał go kontrakt w Hutniku Kraków, ani Dawid Banaczek, który po powrocie z IFK Norrkoeping (utrzymał się w ekstraklasie Szwecji dopiero po barażach, a wychowanek Lechii zdobył tam dwa gole), podjął nowe ryzyko i wyjechał do Włoch, ponoć do klubu Serie C.
Zatem żółto-niebiescy trenują w składzie dobrze już znanym, z kwintetem nowych graczy (
Chyła,
Szuflita,
Szyszko,
Wilk,
Wódkiewicz). Z grupy 21 zawodników wypadnie jeden z trzech golkiperów, typujemy, że
Jacek Wosicki, któremu szefowie klubu proponowali wypożyczenie do Chojniczanki. Z kolei ma dołączyć do arkowców - oprócz
Krzysztofa Kołaczyka (trenuje w Gdyni) -
Andrzej Jasiński, którego jednak czeka rozmowa z prezesem
Jackiem Milewskim oraz
Markiem Kusto. Szkoleniowiec nie zdecydował się przecież wezwać Jasińskiego, gdy ten w środę wrócił do Gdyni z informacją, że wyjazd do Niemiec zakończył się niewypałem i że zostaje w Arce. Aby wypełnić kontrakt ważny do 31 maja. Sześć dni na obozie z zespołem, to nie jest fraszka, a już na pewno znacznie więcej niż samodzielne treningi w Olsztynie. Być może Kusto uznał, że skoro w sobotę Banaczek ma przyjechać do Dzierżoniowa, to Jasiński - także zupełnie mu nieznany - jest niepotrzebny. W Olsztynie dowiedzieliśmy się, że 30-letni napastnik, który właśnie buduje dom, na razie przestał rozmyślać o większej kasie w klubie zagranicznym.
Janusz Kupcewicz, który wizytował ekipę podczas weekendu, mówił nam w niedzielę:
"Decyzja w sprawie Jasińskiego przede wszystkim należy do trenera. Dopiero okaże się, czy Marek da mu wykazać się w sparingach (pierwszy już w piątek, z Kaszubią Kościerzyna - przyp.red.)
. Nie ma wątpliwości, iż taka samowolka ze strony piłkarza jest niedopuszczalna." Na obozie w Dzierżonowie panowała zresztą opinia, iż Jasiński - chociażby ze względu na morale zespołu, obecnie ciężko pracującego - powinien dostać wolną rękę. Dokładnie rok temu podobny numer wywinął w Lechii-Polonii
Jacek Pieniążek. Ostatecznie został, ale nie pomógł biało-zielonym. Nie prorokujemy analogicznej sytuacji, jednak dobrze wiemy, że wiosną walka w II lidze będzie na noże. I byłoby dobrze, gdyby piłkarze wiedzieli, że w tym momencie
Arka to nie jest przystanek.
Kupcewicz na razie nie zdradza nazwisk graczy, którzy mogliby przyjechać na następne sparingi. Typowany był
Abel Salami, jednak młody Nigeryjczyk obrał kierunek niemiecki. Wiadomo jednak, że chodzi o futbolistów z Polski i raczej tanich, najlepiej z kartą na ręku.
Przypomnijmy sobie zatem, jakie transfery miały najpierw dać Gdańskowi ekstraklasę, a następnie - już zimą - uratować dlań II ligę. Oba zamiary, jak wiemy, wzięły w łeb. Latem i jesienią 2000 przy Traugutta zawitali:
Amaefule, Chwastek, Evans, Florek, Jacyna, Klaczka, Moskal, Preis i
Zięba. Przed rundą rewanżową doszli:
Danajew, Kasperski, Mauro, Pieniążek, Wojciechowski i
Zawada. Ile z tych zakupów wypaliło? A co było wcześniej, w sezonie 1999/2000, gdy lechiści cudem i tylko cudem uratowali się przed spadkiem?
Chwiałkowski,
Krysiak,
Rzeczycki,
Weber,
Włódarczyk,
Żuberek oraz dwaj Amerykanie -
Buttler i
Castma. Też niezła lista. To wszystko ludzie z zewnątrz. Który osiągnął coś znaczącego po opuszczeniu Trójmiasta? Szefowie Arki, pragnący oprzeć zespół na najemnikach na krótki dystans (umowy do maja), powinni zastanowić się nad tą regułą. Tym bardziej, że do tej pory żółto-niebiescy nie mają klasycznego rozgrywającego, również lewoskrzydłowego. Mają za to zaledwie dwóch napastników i nadmiar defensorów. I kłopoty ze zwalnianymi graczami. Po
Tomaszu Untonie pismo do Warszawy wysłał
Arkadiusz Zagórski, który nie otrzymuje gwarantowanych kontraktem pieniędzy od 4 miesięcy. Nieprzyjemnie wygląda też sytuacja
Grzegorza Witta, który nie otrzymał od klubu żadnej pomocy przed i po skomplikowanej operacji pachwin.