Po nie tak krótkim okresie laby - cztery mecze w ciągu miesiąca - hokeiści Stoczniowca zabierają się do roboty. Od dzisiaj do wtorku zagrają trzy razy. Z Krynicą, MMKS Wojas i znowu Krynicą. Niespodziewanie stawka spotkań z "katehetami" jest bardzo wysoka.
Dotychczasowy przebieg rozgrywek ekstraligi każe nam zapomnieć o miejscu wyższym niż czwarte. To wiadomość bardzo smutna, bo w Polsce od 1998 roku każdy klub marzący o tytule mistrzowskim pragnie zmierzyć się z Unią jak najpóźniej. W ostatnich 10 grach gdańszczanie odnieśli tylko trzy zwycięstwa i spadli na piątą pozycję. Po doliczeniu punktów za nierozegrane spotkania z Polonią, o trzy punkty wyprzedza ich właśnie zespół z Perły Wód (zyskał aż dwa walkowery), dotychczas dołujący.
Trzeba jednak zaznaczyć, że
Stoczniowiec ma w zapasie dwa mecze, aczkolwiek lepiej nie myśleć, co byłoby, gdyby podopieczni Mariana Pysza potknęli się po raz kolejny. To wręcz niedopuszczalne. W tym sezonie "stocznia" pokonała KTH u siebie (7:1) i przegrała w Krynicy (4:7), co mocno wkurzyło szefów klubu. Przecież latem, gdy nasza drużyna ostro harowała, nikt w KTH nie wiedział, czy niedawni wicemistrzowie Polski w ogóle będą grać. Dziś panuje tam taka mobilizacja, że team
Andrzeja Słowakiewicza zameldował się u nas dzień przed meczem. Wczoraj wieczorem odbył nawet trening w "Olivii", co wcześniej nie zdarzało się. Wzmocnieni bramkarzem bytomian, 33-letnim Rufinem Włodarczykiem, goście celują w trzecie kolejne zwycięstwo. To ma być pudło!
W Stoczniowcu bez zmian. Wiemy już, że
Aleksander Myszka będzie pauzował jeszcze dłużej niż Piotr Korczak, tak długo, że może nie zdążyć na play off. Wkrótce czeka go operacja kolana. A dzisiejszy mecz o godzinie 18.00.
star.