- 1 Lechia: Próba destabilizacji klubu (40 opinii) LIVE!
- 2 Arka - Wisła bez sentymentów (11 opinii) LIVE!
- 3 Derby mają być 19.05 z kibicami gości (158 opinii)
- 4 Wybrzeże do Ostrowa bez Brennana (18 opinii) LIVE!
- 5 Niższe ligi. Seria porażek Gedanii trwa (9 opinii)
- 6 Kuciak z trybun Lechii do bramki mistrza (64 opinie)
10 dni od Barcelony
1 sierpnia 2002 (artykuł sprzed 21 lat)
Arka Gdynia
Najnowszy artykuł o klubie Arka Gdynia
Arka Gdynia - Wisła Płock. Bez sentymentów z obu stron. Wyjście do kibiców
Niedawno skończył 33 lata. Prawie trzysta występów w ekstraklasie. Debiutował ponad 14 lat temu! Grał w ośmiu klubach krajowej elity. Pewnie sam nie zliczy z iloma szkoleniowcami pracował. Tylko pozazdrościć wiedzy i doświadczeń. Z nimi można pokusić się o ważne spostrzeżenia.- Czy letnie przygotowania można porównać do zimowych?
- Praca przed rundą wiosenną jest ważniejsza, buduje siłę i wytrzymałość na cały rok. Teraz chodziło o podtrzymanie tych walorów. Latem zresztą nie ma tyle czasu.
- Poprzedni sezon skończył się już 5 maja!
- Rzeczywiście to niezwyczajna rzecz, dzięki której mieliśmy długie urlopy. Dotąd bywało, że trwały tydzień z kawałkiem, a w tym roku miesiąc. Zdążyłem pojechać do Łowicza, gdzie mam rodzinę i dom, a potem z żoną i dziećmi byliśmy w Łebie. Jednak odpoczynek piłkarza, a przynajmniej zawodowca, nie polega na leżeniu brzuchem do góry. Trener Kusto nie zapomniał o rozpisce codziennych ćwiczeń, łącznie z bieganiem.
- Ustaliliśmy, że to pańska piętnasta inauguracja sezonu. Dużo zmieniło się w tym czasie...
- W kwestii przygotowań na pewno tak. Mam wrażenie, że przed laty ów etap często przebiegał na łapu-capu. Dziś widać po szkoleniowcach naukę w szkołach trenerskich, to że śledzą światowe trendy. Przygotowania są rzeczowe, zaprogramowane, oparte na badaniach medycznych. Wyraźnie spadło ryzyko kontuzji, czym kiedyś nikt nie zaprzątał sobie głowy.
- Trener Polakow zafundował kiedyś arkowcom trening z kilofami.
- Nie skłonię się ku negacji starych metod, ale nigdy nie byłem w stu procentach przekonany, czy fundowana piłkarzom szaleńcza harówa ma sens. Jej negatywne skutki są odczuwalne dopiero po latach.
- Czyżby pan je odczuwał?
- Miałem w karierze tego farta, że nigdy nie doznałem poważnej kontuzji. W sensie fizycznym czuję się świetnie i ani myślę kończyć z graniem. Zatem można mnie nazwać szczęściarzem, chociaż w naturze wszystko się bilansuje. W 1992 roku mogłem pojechać z kadrą Wójcika na igrzyska do Barcelony. Sądzę, że mogło to odmienić moje życie. Przed startem eliminacji okazało się, iż jestem o dziesięć dni za stary. Nie udało mi się też zostać w Atletico Paranaense, dokąd pojechałem z Piekarskim i Nowakiem. Dlatego w mojej biografii nie ma wątku zagranicznego.
- Wie pan, co mówią o graczach często zmieniających kluby.
- Szmat czasu właścicielem mojej karty był Krzysztof Sieja, który wykupił mnie z Zawiszy. Przy jego pomocy pewnie łatwiej znaleźć pracodawcę, jednak zdarzało się, że nie panowałem nad własną karierą. Najmocniej utkwiło mi w pamięci narzucone rozstanie z Lechem. W 1999 roku zajęliśmy czwarte miejsce w lidze, w dobrej drużynie byli Reiss i Żurawski. Kiedy miałem zostać na następny sezon, boss zadecydował, że oferta z Płocka jest bardziej opłacalna. Petro kupiło mnie definitywnie, więc to był koniec układu z Sieją.
- Nim go pan poznał, zagrał w Lechii.
- Minęło 11 lat. Mając w planie dłuższy pobyt w Gdańsku, kupiłem nawet mieszkanie. Zespół "Bobo" Kaczmarka składał się z samej młodzieży, z której wykluło się kilka ligowych gwiazd. Notabene nie rozumiem, dlaczego nie udało się to Markowi Ziółkowskiemu... Byliśmy liderem II ligi. Jednak organizacyjnie nie wyglądało to dobrze.
- Prawo Bosmana powinno panu pasować.
- I tak, i nie. Zapanowało mylne przekonanie, że to novum korzystne dla zawodników. Fakty są takie, że kiedyś lepiej zarabialiśmy. Sytuacja w kraju jest określona, toteż trzeba być realistą. Trzeba szanować takie kluby jak Arka, wypłacalne. Nowi koledzy pewnikiem zbierali opinie na temat gdyńskiego klubu.
- Nowych arkowców jest spora gromadka.
- Arka spisywała się wiosną na tyle dobrze, że rozsądniej byłoby ograniczyć się do dwóch-trzech znaczących wzmocnień. Sytuacja finansowa wymusiła jednak zmiany, nie wszystkich zawodników klub mógł zatrzymać. Rozumiem to, lecz generalnie częste roszady - a w Arce trwają one od roku - to nie jest dobra rzecz. Najważniejsze jednak, aby atmosfera wewnątrz ekipy pozostawała niezmienna. Zmiany potęgują rywalizację, odsuwają od składu dotychczasowych graczy, bywa, że wywołują niesnaski. Rolą trenera jest, aby nie było obrażalskich.
- Wzmocnienie drużyny pod względem poziomu umiejętności jest chyba wyczuwalne.
- To prawda, jednak jest taka mądrość piłkarska: boisko weryfikuje wszystko. Dodałbym do tego stres. Arkę stać na dużo, ale prognozować nie zamierzam. Proponuję także, abyśmy nie podniecali się pozornie łatwym początkiem rundy.
- Przyszedł pan do Gdyni za Markiem Kusto, z którym rok temu poznał się pan w Widzewie.
- Do gry w Arce namawiał mnie pan Pisarski. W grudniu, gdy dowiedziałem się, że jest zmiana trenera, podejrzewałem, iż tematu już nie ma. Zadzwoniłem do klubu z pytaniem i usłyszałem, że pan Marek aprobuje mój transfer.
- Z Łodzią szybko się rozstaliście.
- Widzew montował wówczas zespół z łapanki. W takich warunkach Kusto naprawdę niewiele mógł zrobić, a że w oczach szefów wyniki były niezadowalające... Zostałem w klubie ledwie dwa tygodnie dłużej. Z prezesem Grajewskim dogadałem się, że mogę odejść z kartą.
- Jest pan zaufanym Kusty?
- Ktoś mógłby tak myśleć, ale mój słabszy, zakończony zmianą występ na Hutniku i ławka w następnym meczu pokazała, że trener sugeruje się jedynie formą. To zresztą istotna zaleta naszego trenera. Panuje w drużynie przekonanie, iż grają najlepsi. Wiemy nie tylko my, że bywają różne układy.
- Kto będzie odkryciem jesieni w Arce?
- Niezręcznie szacować możliwości partnerów. Powiem tylko, że widzę przyszłość przed Rafałem Murawskim. To pracowity chłopak, myślący na boisku i poza nim. W ustawieniu z dwoma defensywnymi pomocnikami ma duże pole do popisu i dużo może od niego zależeć.
- Od pana również!
- Wiem o tym doskonale. Należę do najbardziej ogranych arkowców. Od kogo wymagać, jak nie ode mnie? To logika kibica. Człowiek nieraz w duszy użali się nad sobą, ale kibic ma rację. Łatwiej to znieść, gdy jest doping. A w Gdyni jest. Dotąd tylko w Poznaniu czułem się na boisku tak dobrze.
Wywiady
Kluby sportowe
Opinie (2)
-
2002-08-01 18:19
a kto to ?
Piękny wywiad , zgaduj zgadula z kim ?
- 0 0
-
2002-08-01 23:18
Z Robertem Wilkiem
- 0 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.