- Warunki do rekordowego skakania były takie sobie. Wiał silny wiatr. Szybko zaliczyłam 4,20 m, dzięki czemu miałam już zapewnione zwycięstwo w rywalizacji. Potem zaordynowałam sobie wysokość 4,50 m, którą zaliczyłam w trzeciem podejściu. Ale to była taka babska impreza - opowiada Pyrek.
- Zgodnie z zaleceniami trenera maksymalnie koncentrowałem się na pierwszych próbach. Jak widać, opłaciło się, gdyż jeszcze dwóch zawodników zaliczyło wysokość 5,68 m, ale dopiero po poprawkach - dzieli się z kolei wrażeniami Kolasa.
Tym razem trener Edward Szymczak nie towarzyszył na zeskoku Monice, jak ma to w zwyczaju, ale właśnie w Adamowi. - Tu chodziło o dobro reprezentacji. Monika jest w pełni startów, a poza tym w Finlandii nie miała wielkich przeciwniczek - twierdzi tyczkarski coach.
Do podniebnych lotów Pyrek zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Sukces najmłodszego z braci Kolasów jest dużym zaskoczeniem. Tym większym, że 26-letni tyczkarz aktywnie trenuje dopiero od dwóch miesięcy. Wcześniejsza przerwa była spowodowana zabiegiem artroskopii, znakomicie przeprowadzonym przez Pawła Cieślę. - Teraz coś strzyka mi w krzyżu, ale widocznie taki jest urok mojego skakania - mówi tyczkarz...
Krystian Gojtowski
więcej we wtorkowym Głosie Wybrzeża