- Jest wszystko na dobrej drodze, aby do przełomu doszło. Wróciła wiara. Trener to dobry motywator, trafił do naszych głów. Na boisku jeden za drugiego musi się poświęcić. Nie możemy "wybuchnąć". Trzeba kontrolować emocje, aby całą energię i siłę skierować na mecz z Wisłą Płock. Wierzę, że już w sobotę złapiemy pozytywną falę, na której będziemy punktować, wygrywać, a w konsekwencji się utrzymamy - zapewnia Antoni Łukasiewicz, zwany przez kibiców Arki Gdynia "Admirałem". Początek gry beniaminków ekstraklasy o godzinie 18. W zależności, od wyników które padną w ostatniej kolejce, żółto-niebiescy zajmą jedno z miejsc w przedziale 11-16.
Jacek Główczyński:W derbach z Lechią nie udało się Arce zdobyć punktu, ale czy postawa w tym meczu może stać się dla drużyny przełomem po serii wysokich porażek?
Antoni Łukasiewicz: Nie przypominam sobie, aby Lechia w ostatnich meczach waliła piłkę po autach, grała na czas, zawodnicy leżeli na boisku i "kradli" minuty. Tak było w końcówce derbów. Mieliśmy sytuacje, by wywieźć remis, a kto wie jak mecz ułożyłby się, gdyby Darek Formella strzelił nie w poprzeczkę, a pod nią bądź później lepiej dokręcił piłkę przy strzale. To pokazuje, że mamy charakter, jesteśmy zespołem, który nigdzie tanio skóry nie sprzeda. Jednak o przełomie będzie można powiedzieć, gdy w końcu zapunktujemy. Na razie można mówić, że jest wszystko na dobrej drodze, aby do przełomu doszło.
Można powiedzieć, że wrócił "Admirał", uszczelnił Arkę i skończyły się seryjnie tracone bramki?
Cieszę się, że mogłem wystapić w derbach, bo to najważniejszy mecz w sezonie. Myślę, że przede wszystkim wróciła wiara w to, iż możemy dobrze grać. Przegraliśmy derby, ale rzeczywiście nie możemy się wstydzić postawy. Zmieniliśmy troszeczkę system gry, większy nacisk kładziemy, aby zabezpieczyć środkową strefę boiska. W ostatnim czasie z trenerem właśnie dużo rozmawialiśmy na temat taktyki, analizowaliśmy bramki tracone w poprzednich meczach. Dużo czasu poświęciliśmy właśnie na to, abyśmy grali szczelniej i pewniej z tyłu, eliminowali błędy.
System 1-4-2-3-1, czyli z dwójką defensywnych pomocników to sposób gry Arki już do końca sezonu?
Decyzję podejmuje szkoleniowiec. On jest generałem, my żołnierzami. Trener to dobry motywator, trafił do naszych głów. Teraz musimy wypełniać powierzone nam zadania. Na boisku jeden za drugiego musi się poświęcić, wrócić, jak trzeba to i włożyć nogę. Trzeba grać z ogromną konsekwencją i determinacją. Cały czas musimy się też pozytywnie nakręcać. Nie ma innego wyjścia. Nie można spuścić głów, bo sami utoniemy w tych myślach i smutkach.
Derby kończył pan jako kapitan Arki. To większa odpowiedzialność przejąć opaskę w takim meczu, a w dodatku w trudnej sytuacji, w której znajduje się drużyna?
Na meczu jest tyle emocji, tyle aspektów, które trzeba kontrolować, że człowiek nie ma czasu, myśleć o takich rzeczach. Bez względu na kto jest, w jakiej dyspozycji, czy powinien być mentalnym to najważniejsze, abyśmy jako zespół odpowiednio funkcjonowali. To że przypadł mi zaszczyt, aby w drabach być kapitanem to duża wartość, ale nie można zapominać, że przede wszystkim trzeba skupić się na swojej piłkarskiej robocie. Kto będzie nosił opaskę, stanie się sprawą drugorzędna, jeśli znów będziemy punktować, wygrywać i obronimy to, co tak ciężko walczyliśmy w zeszłym sezonie.
W Arce ostatnie słowo przed meczem nie należy do kapitana?
Rzeczywiście kapitan ma prawo do powiedzenie, tego co myśli. Najczęściej jest to "ostatnie namaszczenie", tuż przed pierwszym gwizdku, już na murawie. Jednak naprawdę mamy naprawdę ogromny szacunek do siebie. Zdajemy sobie sprawę, że każdy ma coś ciekawego i wartościowego do dodania. Więc tutaj każdy ma prawo głosu, podpowiadania, aby zespół lepiej funkcjonował i za chwilę mógł pewniej czuć się na boisku.
Gdyby pan przed meczem z Wisłą Płock miał przemówić do kolegów, to już wie pan co by powiedział, czy te słowa to będzie to impuls chwili, improwizacja?
Tego nigdy się nie planuję. Człowiek ma jasno określone cele, które chce realizować w trakcie danego meczu. Każdy z nas na swój rytuał, kilka słów, które w głowie po prostu towarzyszą przez całą karierę. Oczywiście one ulegają pewnym modyfikacjom w zależności od sytuacji. Natomiast akurat w moim przypadku jest do podyktowane przypływem myśli akurat w danej chwili, kiedy jesteśmy przed tym pierwszym gwizdkiem, gdy widzieliśmy już rywali i wiemy, że ciężka harówa na boisku przed nami.
Piłkarzy Arki trzeba jeszcze pobudzać, czy już wszyscy wiedzą, o co idzie gra?
Od samego początku każdy wiedział, o co idzie gra. W tej chwili, im bliżej końca presja jest coraz większa. Można ją porównywać z tą, albo jest ona nawet większa, z którą musieliśmy się mierzyć w poprzednim sezonie, gdy walczyliśmy o ekstraklasę. Każdy wie, jak to trudne zadanie, że wymaga optymalnej koncentracji. Jesteśmy przygotowani na trudne chwile i końcówki, która będzie od nas wymagała determinacji, kształtowania charakteru i radzenia sobie z presją zewnętrzną, w postaci kibiców. Wierzę, że będziemy w stanie wszyscy stanąć jeden obok drugiego i dobrze prezentować w każdym kolejny meczu.
Od Wisły w I lidze byliście nie tylko wyżej w tabeli, ale wygraliście z nią oba bezpośrednie mecze. Czy tego powodu jest większa złość, że w sobotnim meczu to piłkarze z Płocka, a nie wy - walczą o "8"?
Złość na pewno jest tym bardziej, gdy przypomnimy sobie, że jeszcze poprzedni rok kończyliśmy na 8. miejscu. Ale tę złość trzeba przekuć w koncentrację oraz ciężką, cierpliwą pracę, a także w dobre granie w każdym kolejnym meczu. Trzeba kontrolować emocje, dobrze je spożytkować, aby całą energię i siłę skierować na mecz z Wisłą. Wierzę, że już w sobotę złapiemy pozytywną falę, na której będziemy punktować, wygrywać, a w konsekwencji się utrzymamy.
Historia sześciu ostatnich meczów z Wisłą, z których Arka 4 wygrała i 2 zremisowała, może mieć znaczenie na postawę drużyn w sobotę?
Nie. To jest kolejny sezon. Każdy zespół ma inne problemy i cele. Oczywiście kibicom może się wydawać, że z racji tego, iż mecze z Wisłą były udane, to i tak będzie i teraz. Ja oczywiście też wierzę, że tak się stanie, bo innego scenariusza nie biorę pod uwagę. Jednak to jest piłka nożna i wszystko jest możliwe. Dlatego nie możemy z większym spokojem czy luzem podejść do meczu tylko dlatego, że ostatnie mecze były z tym rywalem dobre, czy nawet w Gdyni kończyły się efektownymi zwycięstwami. Trzeba zachować spokój, koncentrację i determinację, a potem zagrać z zębem, gdyż wszyscy wiemy, jaka jest stawka tego spotkania.
17 a nie 15 punktów na drugą część sezonu oraz 4 a nie 3 mecze u siebie w rozgrywkach grupowych to argumenty, które jeszcze podnoszą stawkę sobotniego boju?
Oczywiście, że tak. Dwa dodatkowe punkty w drugiej fazie są niezwykle istotne. Wiadomo, że po podziale tabela mocno się spłaszczy, ale warto mieć większy komfort przez ostatnimi 7 meczami. Zawsze też lepiej grać więcej tych decydujących spotkań u siebie niż na wyjeździe, mieć za sobą wsparcie publiki. Oczywiście to też wiąże się z presją, ale każdy zawodowy sportowiec musi potrafi sobie z nią poradzić. W Gdyni kibice rozliczają nas z wyników, ale też patrzą jak zachowujemy się na boisku. Jeśli zobaczą, że jesteśmy pazerni na wygrywanie, walczymy o każdy centymetr boiska do końca, to będziemy mieli ich po swojej stronie. Jak tak będzie to muszą przyjść dobre rezultaty i utrzymanie ekstraklasy.
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. 
