- 1 Koniec passy Arki bez porażki (85 opinii) LIVE!
- 2 Kartkowe tornado Lechii z Polonią (60 opinii)
- 3 Awizowane składy: PSŻ - Wybrzeże (90 opinii)
- 4 Arka znika z nazwy klubu. Nowy herb (44 opinie)
- 5 Gedania awansowała do 1/2 finału PP (9 opinii)
- 6 Kompromisowa data derbów Lechia - Arka (255 opinii)
Rosjanka Dinara Safina została tryumfatorką turnieju WTA Idea Prokom Open rozgrywanego na sopockich kortach SKT. We finale trwającym 55 minut Safina pokonała Henrietę Nagyovą 6:3,4:0 i krecz Słowaczki.. Do finału imprezy z cyklu ATP awansowali Argentyńczycy Jose Acasuso i Franco Squilliari.
Dla szesnastoletniej Rosjanki to bez wątpienia największy sukces w karierze (pierwsza wygrana impreza cyklu WTA). Tym większy, iż musiała się ona przebijać do turnieju głównego z eliminacji. Ostatnie zwycięstwo turniejowe kwalifikantki miało miejsce w roku 1999 w Pattaya- Tajlandia, gdzie wygrała Magdalena Maleeva. Sopocki sukces da urodzonej w Moskwie zawodniczce awans do czołowej setki rankingu.
Tylko początek finału to prowadzenie Słowaczki, która za sprawą błędów Rosjanki od razu przełamała młodszą o 8 lat rywalkę. Styl gry Nagyovej, która próbowała być agresywna na korcie odpowiadał Rosjance. "To mój tenis"- mówiła na pomeczowej konferencji uradowana zwyciężczyni. Safina natychmiast odrobiła straty i sama przełamała Henrietę w 4 gemie. Nagyova próbowała niemal wszystkich rozwiązań taktycznych, podbijała piłkę, zmieniała rytm, zagrywała skróty. Nie przynosiło to jednak rezultatów. Rosjanka imponowała w całym turnieju znakomitym przygotowaniem atletycznym i piorunującym forhendem. Rozrzucała Słowaczkę po korcie, a po wypracowaniu odpowiedniej pozycji kończyła wymianę. Po 35 minutach wygrała pierwszą partię 6:3.
Podobnie i druga partia była jednostronnym widowiskiem. Dinara, cały czas skoncentrowana, grała na wysokim poziomie. Przy stanie 3:0 Nagyova poprosiła o pomoc medyczną. Po 5 minutach wznowiła grę, jednak po kolejnym przegranym gemie do 0 poddała spotkanie.
Jak się później okazało Henriecie odnowiła się kontuzja lewej kostki, czuła ból i dlatego spóźniała się niemal do każdej piłki, co zadecydowała o porażce. "Grałam już w Polsce sześć finałów, na pewno przyjadę za rok do Sopotu"- zapewniała nas dzisiejsza finalistka.
Tytuł w grze podwójnej zgodnie z przewidywaniami wywalczył debel hiszpańsko-rosyjski Arantxa Sanchez-Vicario / Svetlana Kuznetsova po pewnym zwycięstwie nad Rosjankami Evgenią Koulikovskayą i Ekatariną Sysoevą 6:2,6:2. Przypomnijmy, ze debel z Rosji obronił dwie piłki meczowe w spotkaniu półfinałowym przeciwko Marcie Domachowskiej i Klaudii Jans.
Nie udało się Carlosowi Moyi odnieść 14 zwycięstwa z rzędu. Po wygranych turniejach w szwedzkim Bastad i obronie tytułu zdobytego przed rokiem w chorwackim Umaq Hiszpan znalazł pogromcę w Sopocie. Został nim Jose Acasuso, który po 2 godzinach i 2 minutach zwyciężył 7:6(5),7:6(4). Mecz stał na bardzo wysokim poziomie. W pierwszej partii nie było żadnych przełamań, mimo iż Hiszpan miał aż 7 okazji na odebranie serwisu Argentyńczyka, w tym 3 piłki setowe przy stanie 5:4. Za każdym jednak razem Acasuso wychodził obronną ręką, bądź dopomógł mu sam Moya, popełniając niewymuszone błędy. O secie zadecydował tie-break. Inicjatywa w nim należała do 19-latka a Argentyny. Acasuso prowadził 3:1, 5:3, 6:4 i przy stanie 6:5 bekhend Hiszpana pofrunął daleko w aut.
Drugi set rozpoczął się od obustronnego przełamania, po czym wrócił porządek z pierwszej partii. Przy stanie 4:3 dla Acasuso , Argentyńczyk przegrał 7 piłek z rzędu. Moya ponownie nie wygrał serwisu rywala prowadząc w nim 0:40. Grającemu bardzo odważnie i ryzykownie Argentyńczykowi udał się utzrymać swoje podanie. Szczególnie forhend Acasuso zasługuje na uwagę. Przy stanie 4:5 i własnym serwisie Moya obronił 3piłki meczowe, a w następnym gemie przełamał młodszego rywala. Zanosiło się zatem na trzecią partię. Hiszpan nie wykorzystał jednak swojej szansy i o secie ponownie zadecydował tie-break, w którym ponownie lepszy był Acasuso.
W drugim meczu inny Argentyńczyk Franco Squilliari pokonał Węgra Attile Savolta 6:4,6:3.
Spotkanie finałowe rozpocznie się jutro o godzinie 12.
Dla szesnastoletniej Rosjanki to bez wątpienia największy sukces w karierze (pierwsza wygrana impreza cyklu WTA). Tym większy, iż musiała się ona przebijać do turnieju głównego z eliminacji. Ostatnie zwycięstwo turniejowe kwalifikantki miało miejsce w roku 1999 w Pattaya- Tajlandia, gdzie wygrała Magdalena Maleeva. Sopocki sukces da urodzonej w Moskwie zawodniczce awans do czołowej setki rankingu.
Tylko początek finału to prowadzenie Słowaczki, która za sprawą błędów Rosjanki od razu przełamała młodszą o 8 lat rywalkę. Styl gry Nagyovej, która próbowała być agresywna na korcie odpowiadał Rosjance. "To mój tenis"- mówiła na pomeczowej konferencji uradowana zwyciężczyni. Safina natychmiast odrobiła straty i sama przełamała Henrietę w 4 gemie. Nagyova próbowała niemal wszystkich rozwiązań taktycznych, podbijała piłkę, zmieniała rytm, zagrywała skróty. Nie przynosiło to jednak rezultatów. Rosjanka imponowała w całym turnieju znakomitym przygotowaniem atletycznym i piorunującym forhendem. Rozrzucała Słowaczkę po korcie, a po wypracowaniu odpowiedniej pozycji kończyła wymianę. Po 35 minutach wygrała pierwszą partię 6:3.
Podobnie i druga partia była jednostronnym widowiskiem. Dinara, cały czas skoncentrowana, grała na wysokim poziomie. Przy stanie 3:0 Nagyova poprosiła o pomoc medyczną. Po 5 minutach wznowiła grę, jednak po kolejnym przegranym gemie do 0 poddała spotkanie.
Jak się później okazało Henriecie odnowiła się kontuzja lewej kostki, czuła ból i dlatego spóźniała się niemal do każdej piłki, co zadecydowała o porażce. "Grałam już w Polsce sześć finałów, na pewno przyjadę za rok do Sopotu"- zapewniała nas dzisiejsza finalistka.
Tytuł w grze podwójnej zgodnie z przewidywaniami wywalczył debel hiszpańsko-rosyjski Arantxa Sanchez-Vicario / Svetlana Kuznetsova po pewnym zwycięstwie nad Rosjankami Evgenią Koulikovskayą i Ekatariną Sysoevą 6:2,6:2. Przypomnijmy, ze debel z Rosji obronił dwie piłki meczowe w spotkaniu półfinałowym przeciwko Marcie Domachowskiej i Klaudii Jans.
Nie udało się Carlosowi Moyi odnieść 14 zwycięstwa z rzędu. Po wygranych turniejach w szwedzkim Bastad i obronie tytułu zdobytego przed rokiem w chorwackim Umaq Hiszpan znalazł pogromcę w Sopocie. Został nim Jose Acasuso, który po 2 godzinach i 2 minutach zwyciężył 7:6(5),7:6(4). Mecz stał na bardzo wysokim poziomie. W pierwszej partii nie było żadnych przełamań, mimo iż Hiszpan miał aż 7 okazji na odebranie serwisu Argentyńczyka, w tym 3 piłki setowe przy stanie 5:4. Za każdym jednak razem Acasuso wychodził obronną ręką, bądź dopomógł mu sam Moya, popełniając niewymuszone błędy. O secie zadecydował tie-break. Inicjatywa w nim należała do 19-latka a Argentyny. Acasuso prowadził 3:1, 5:3, 6:4 i przy stanie 6:5 bekhend Hiszpana pofrunął daleko w aut.
Drugi set rozpoczął się od obustronnego przełamania, po czym wrócił porządek z pierwszej partii. Przy stanie 4:3 dla Acasuso , Argentyńczyk przegrał 7 piłek z rzędu. Moya ponownie nie wygrał serwisu rywala prowadząc w nim 0:40. Grającemu bardzo odważnie i ryzykownie Argentyńczykowi udał się utzrymać swoje podanie. Szczególnie forhend Acasuso zasługuje na uwagę. Przy stanie 4:5 i własnym serwisie Moya obronił 3piłki meczowe, a w następnym gemie przełamał młodszego rywala. Zanosiło się zatem na trzecią partię. Hiszpan nie wykorzystał jednak swojej szansy i o secie ponownie zadecydował tie-break, w którym ponownie lepszy był Acasuso.
W drugim meczu inny Argentyńczyk Franco Squilliari pokonał Węgra Attile Savolta 6:4,6:3.
Spotkanie finałowe rozpocznie się jutro o godzinie 12.
Jakub Bork