Pięciu śmiałków wystartowało z Kapsztadu do drugiego etapu regat Velux 5 Oceans. Wśród nich Zbigniew Gutkowski na jachcie Operon Racing, który jest wiceliderem klasyfikacji generalnej. Żeglarze mają do przemierzenia około siedmiu tysięcy mil morskich. W Nowej Zelandii najlepsi spodziewani są około 5 stycznia
.
Regaty Velux 5 Oceans rozgrywane są raz na cztery lata, począwszy od 1982 roku. Gutkowski jest pierwszym Polakiem mierzącym się z regatami samotników, które podzielone są na etapy. W tym roku będzie ich pięć. Pierwszy odcinek prowadził z La Rochelle do Kapsztadu. 12 grudnia flotylla miała ruszyć do Wellington w Nowej Zelandii, ale ze względu na złe warunki atmosferyczne start możliwy był dopiero dzisiaj. Następne etapy kończyć się będą w: Salvador w Brazylii, Charleston w USA, a meta będzie we Francji w czerwcu 2011.
Na pierwszym etapie, który wystartował 17 października, gdański żeglarz uplasował się na drugim miejscu. Do RPA dopłynął 17 listopada, trzy dni później niż lider -
Brad Van Liew. Najwolniejszy w stawce żeglował aż do 6 grudnia.
Christophe Bullens miał wyjątkowego pecha. Tuż przed startem musiał znaleźć nowy jacht, bo na poprzednim złamał maszt. Gdy rywale byli na właściwej trasie, Belg zaliczyła 48-godzinny rejs kwalifikacyjny. W pogoń za stawką ruszył tydzień później, ale w pobliżu Wysp Kanaryjskich jego jacht został poważnie uszkodzony podczas sztormu i wymagał naprawy w porcie. Drugi przystanek żeglarz miał na Wyspach Zielonego Przylądka, gdzie musiał zasięgnąć konsultacji medycznej. Potem jeszcze zaliczył zderzenie z wielorybem i miał na jachcie poważny przeciek.
Na jego szczęście, zgodnie z regulaminem różnice na mecie pierwszego etapu nie mają już żadnego znaczenia. Rywalizacja rozpoczęła się od nowa, a na koncie zawodników są jedynie punkty.
Klasyfikacja generalna po pierwszym etapie:1. Brad Van Liew (USA) 15 punktów
2. Zbigniew Gutkowski 12
3. Derek Hatfield (Kanada) 10
4. Chris Stanmore-Major (W.Brytania) 8
5. Christophe Bullens (Belgia) 7
Na sygnał do startu do drugiego etapu pięć jachtów Eco 60 jest czekało od niedzieli. Rywalizację opóźnił sztorm, wiatr wiejący z siłą powyżej 35 węzłów. Komisja co sześć godzin analizowała aktualną pogodę i prognozy, aby wybrać najbardziej dogodny moment do wypuszczenia żeglarzy na wodę.
-
Głównym celem w tym etapie jest płynąć bezpiecznie. W tych warunkach naprawdę łatwo coś na łódce zepsuć, a jeżeli tak się stanie, jesteś sam i nie ma ci kto pomóc. Ważna będzie dobra analiza pogody i odpowiednia do tego taktyka - podkreślał Gutkowski, któremu w RPA towarzyszył
Wiesław Czerniawski, autor zamieszczonych zdjęć.
Ten etap uważany jest za najtrudniejszy w wyścigu. Wyjący wiatr, lodowate zimno i ogromne fale czekają na zawodników, którzy zostawiają za sobą ciepło Afryki i kierują się w rejony zwane "ryczącymi czterdziestkami" i "wyjącymi pięćdziesiątkami". Okolica, gdzie poniżej 50 równoleżnika łączą się wody trzech oceanów - Atlantyku, Oceanu Indyjskiego i Pacyfiku, oblewające Antarktydę - określana jest zwyczajowo mianem Oceanu Południowego.
To wyjątkowo mało gościnny rejon. Wody, przez które wiedzie trasa regat, nie są ograniczone z żadnej strony lądem, co powoduje, że fale rozbudowują się do monstrualnych rozmiarów, bo nic nie zakłóca ich biegu.
-
Pierwsze godziny etapu to powrót do rytmu łódkowego, co jest istotne dla uniknięcia jakichkolwiek awarii sprzętu. Tam, gdzie płyniemy, prawie cały czas jest sztorm. Więc najważniejsze jest bezpieczeństwo. Oczywiście będę obserwował Brada i innych, będę starał się podejmować optymalne decyzje taktyczne. Ale nie jestem jasnowidzem, nie wiem, jak będzie - mówił Gutkowski.
Dlatego gdańszczanin od startu nie forsował tempa. Gdy przy wietrze o sile 15 węzłów komisja dała sygnał do startu jako pierwszy ruszył Hatfield na pokładzie Active House, za nim Van Liew i Bullens, a dopiero czwarty Gutkowski na Operon Racing, za którym znalazł się tylko Stanmore-Major na Spartanie.
-
Do drugiego etapu trudno jest przygotować się psychicznie, tak bardzo różni się od pierwszego. Będzie zimno, duża fala i ekstremalny wiatr. Obawiam się tego dużo bardziej niż w La Rochelle. Tutaj chodzi o to, żeby płynąć na południe, a kiedy już tam się jest, nie ma innej drogi. To jak skok z wysokiej trampoliny. W tym etapie łatwo o zniechęcenie. Nie zamierzam agresywnie walczyć, rytm tego etapu ustali się sam - przewidywał lider regat, który żegluje na jachcie "Le Pingouina".
jag.
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. 
