Przypomnijmy, że na początku maja Polska pokonała w Gdynię Hiszpanię 27:15, a dwa tygodnie później uległa w Lizbonie Portugalii 26:39. Po tym ostatnim meczu niektórzy nasi zawodnicy schodzili z boiska płacząc. Według znanego im regulaminu stracili szanse.
- Byliśmy przekonani, że przy równej liczbie punktów o wyższym miejscu rozstrzyga stosunek małych punktów, a ten mieliśmy ujemny. Zatem bez względu na wynik z Madrytu przestawaliśmy się liczyć w walce o awans - przyznaje Jan Kozłowski, prezes Polskiego Związku Rugby.
Nadzieje w nasze serca wlali zagraniczni dziennikarze. Według ich wiedzy, w przypadku, gdy drużyny mają identyczną liczbę punktów, nie bierze się pod uwagę stosunku małych punktów, a jedynie zdobyte punkty. Z szybkich obliczeń wynikało, że na koncie Polski są 53 punkty, Portugalczycy mają ich 39, a Hiszpanie 15. Zatem, aby biało-czerwoni mogli awansować, Hiszpanie muszą wygrać, ale nie mogą zdobyć więcej punktów niż 37, a Portugalczycy więcej niż 13. Nie wiadomo co byłoby, gdyby mecz zakończył się wynikiem 38:14 dla Hiszpanii i wszystkie drużyny miałyby po 53 punkty.
- Wysłaliśmy do światowej federacji zapytanie o to, jaki obowiązuje regulamin, ale do dziś nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Wszystko wskazuje na to, że w łonie IRB nie ma co do tego zgody. Przyjmujemy to za dobrą monetę i w sobotę trzymać będziemy kciuki za korzystny dla nas wynik w Hiszpanii. Niestety, ze względu na wysokie koszty, nikt od nas nie pojedzie na ten mecz - mówi Grzegorz Borkowski, sekretarz generalny PZR.
- Jeśli mam być szczery, to nie wierzę, że jeszcze możemy awansować. Na stronie internetowej IRB znalazłem informację, że Hiszpania zajmie pierwsze miejsce, jeśli wygra z Portugalią 13 punktami. W przeciwnym wypadku wejdą Portugalczycy. O nas nie ma ani słowa - zauważa Jerzy Jumas, trener reprezentacji Polski.
A o tym, że biało-czerwoni zasłużyli na grę z najlepszymi, świadczą wyniki z Amsterdamu. W turnieju siódemek nasza drużyna po zwycięstwach nad Danią i Czechami zajęła trzecie miejsce. Jednak najbardziej wartościowym wynikiem był mecz... przegrany. Na inaugurację ulegliśmy Francji 17:29, ale jeszcze na 2 minuty przed końcem nasz zespół mógł zwyciężyć. Był w ataku, ale stracił piłkę i został skontrowany. Trójkolorowi wygrali cały turniej, a żaden z ich kolejnych rywali nie zdobył ani jednego przyłożenia, podczas gdy Polakom ta sztuka udała się aż trzykrotnie.