- 1 Arka o kibicach na derbach. Marcjanik na dłużej (85 opinii)
- 2 Lechia nie może stracić tego piłkarza (40 opinii)
- 3 ZZ potrzebne żużlowcom już w 2. kolejce? (27 opinii)
- 4 Co to za liga? Ponad połowa drużyn spadnie (2 opinie)
- 5 Siatkarze Trefla dalej od 5. miejsca (16 opinii)
- 6 Dzieję się dużo. Liga koszykarzy na finiszu. (2 opinie)
Siedem gemów trwała przygoda Radosława Nijakiego z turniejem Idea Prokom Open w Sopocie. Przypomnijmy dramatyczne fakty. Przy stanie 2:5, 40-40 i własnym serwisie w meczu z Paulem Henri Mathieu, 20-letni mistrz Polski poślizgnął się i upadł na łokieć prawej ręki. W konsekwencji nasz zawodnik wybił sobie staw.
- Złośliwy los nie pozwolił ci rozegrać choćby seta.
- Jestem zaszokowany tym, co mnie spotkało. Mimo że w pojedynku z Paulem Henri Mathieu przegrywałem 2:5, grało mi się nieźle. Z gema na gem czułem się coraz lepiej. Wiem, że nawet gdybym pierwszego seta przegrał, drugą partię zapisałbym już po stronie zysków. A w trzecim secie wszystko byłoby możliwe. Chciałbym podziękować kibicom za oszałamiający doping. Tym bardziej przykro, że skończyło się to tak niefortunnie.
- Jak ta dramatyczna sytuacja wyglądała w twoich oczach?
- Zaczął mżyć deszcz. Był widoczny w świetle jupiterów, Doskonale przygotowane korty były jednak suche, więc sędzia nie przerwał pojedynku. Nie zauważyłem, że linie kortu są śliskie. Biegłem do piłki, prawa noga miała właśnie dołączyć do lewej i... stało się. Momentu wywrotki nie pamiętam. Ból był niesamowity. Pojąłem, że nie dokończę meczu. Myślałem, że złamałem rękę. Gdy spojrzałem na nią, zauważyłem, że kość wyszła ze stawu. Na szczęście doktor Maciej Nowak jeszcze na korcie mi go nastawił, i uchronił od ciężkiej operacji. Na szczęście prześwietlenie nie wykazało pęknięcia, ani zerwania wiązadeł. Opatrunek gipsowy będę musiał nosić cztery tygodnie.
- Za rok wrócisz tu z chęcią wielkiego rewanżu?
- Przyjadę do Sopotu, by dokończyć to, co zacząłem.
- Złośliwy los nie pozwolił ci rozegrać choćby seta.
- Jestem zaszokowany tym, co mnie spotkało. Mimo że w pojedynku z Paulem Henri Mathieu przegrywałem 2:5, grało mi się nieźle. Z gema na gem czułem się coraz lepiej. Wiem, że nawet gdybym pierwszego seta przegrał, drugą partię zapisałbym już po stronie zysków. A w trzecim secie wszystko byłoby możliwe. Chciałbym podziękować kibicom za oszałamiający doping. Tym bardziej przykro, że skończyło się to tak niefortunnie.
- Jak ta dramatyczna sytuacja wyglądała w twoich oczach?
- Zaczął mżyć deszcz. Był widoczny w świetle jupiterów, Doskonale przygotowane korty były jednak suche, więc sędzia nie przerwał pojedynku. Nie zauważyłem, że linie kortu są śliskie. Biegłem do piłki, prawa noga miała właśnie dołączyć do lewej i... stało się. Momentu wywrotki nie pamiętam. Ból był niesamowity. Pojąłem, że nie dokończę meczu. Myślałem, że złamałem rękę. Gdy spojrzałem na nią, zauważyłem, że kość wyszła ze stawu. Na szczęście doktor Maciej Nowak jeszcze na korcie mi go nastawił, i uchronił od ciężkiej operacji. Na szczęście prześwietlenie nie wykazało pęknięcia, ani zerwania wiązadeł. Opatrunek gipsowy będę musiał nosić cztery tygodnie.
- Za rok wrócisz tu z chęcią wielkiego rewanżu?
- Przyjadę do Sopotu, by dokończyć to, co zacząłem.