Koszykarze Prokomu Trefl Sopot zafundowali nam niespodziewane emocje w pierwszej rundzie play off ekstraklasy. Zamiast oczekiwanych trzech kolejnych zwy cięstw mamy remis w rywalizacji z Legią Warszawa 2-2. Po dwóch porażkach w stolicy (75:87, 65:71) decydujące spotkanie odbędzie się jutro w Sopocie. Czyżby sopocianie przygotowywali swój zespół do zaciętej walki w finale mistrzostw Polski?
Po ochłonięciu z emocji dziś możemy sobie pozwolić na taki żart. Sami koszykarze jednak nie ukrywają, że nie planowali tak długiej rywalizacji z wojskowymi. Po dwóch wygranych w Sopocie w Warszawie miano postawić kropkę nad i. Jednak podopieczni
Jacka Gembala nie padli przed naszymi na kolana i zrobił się klops.
- Po raz kolejny zabrakło u nas ważnego gracza, tym razem Josipa Vrankovicia. Jednak przede wszystkim odczuwalny jest brak Joe McNaulla, nie tylko gracza, ale i dobrego ducha drużyny - mówi
Wojciech Pietkiewicz, dyrektor klubu.
- W Warszawie po prostu nie wyszło i teraz nie ma co sobie z tego powodu rwać włosów z głowy. Nasi zawodnicy sami zgotowali sobie ten los. Teraz muszą pewnie wygrać piąte starcie. Ta rywalizacja trwa jednak o 80 minut za długo - twierdzi Pietkiewicz.
Sopocianie proszą kibiców o wyrozumiałość. Proszą też o przybycie na środowy mecz (18.00) i gorący doping, podobny do tego, jakiego doświadczyli w wielu wcześniejszych spotkaniach.
Można jednak zadać pytanie, czy mając do dyspozycji
"Joke'a" Vrankovicia Prokom wygrałby chociaż jeden z weekendowych pojedynków.
- Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie. Nie byłem w Warszawie i nie wiem jak ten pojedynki wyglądały. Nie rozmawiałem także jeszcze na ten temat z kolegami - odpowiada Chorwat.
- Mogę jednak zapewnić, że w piątym meczu zagram i zrobię wszystko, byśmy walczyli o najwyższe laury w lidze.Porażki zaskoczyły także
Igora Milicicia, naszego pierwszego playmakera. Trudno wskazać mu przyczyny przegranych.
- Co mogę powiedzieć. Rywale chyba zagrali lepiej. Mieliśmy olbrzymie problemy z Lee Wilsonem, ich centrem - mówi rozgrywający.
- Na początku sezonu mieliśmy skład na mistrza, a teraz... będziemy wygrywać wszystko, co możliwe - zapewnia Chorwat.
Przed czasem oba mecze kończył
Darius Maskolliunas. Zarówno w sobotę, jak i w niedzielę opuszczał boisko z pięcioma przewinieniami na koncie.
- Nie mam zastrzeżeń do sędziów o te gwizdki. Przegraliśmy, bo graliśmy słabo - ucina Litwin.
Mimo, iż legioniści zapewniają, że teraz mają już rywali z Sopotu na widelcu, to jednak trudno sobie wyobrazić drugą fazę play off bez Prokomu. Tylko po co te nerwy, stresy, niepewności? No i przede wszystkim gra o wszystko, podczas gdy Anwil Włocławek, ewentualny kolejny rywal naszych koszykarzy ma już spokój po wyeliminowaniu Blach Pruszków (3-1).
- My musimy grać dalej, ponieważ nie wykorzystaliśmy swojej szansy. Play off rządzi się swoimi prawami. To już nie przelewki - mówi
Tomasz Wilczek, kapitan Prokomu, który w pierwszym meczu rzucił 17 punktów. To jego rekord w naszym klubie.
- Wszystko, co rzuciłem w stronę kosza, to wpadało. Szkoda, że indywidulany sukces nie pociągnął za sobą zwycięstwa drużyny. Wierzę, że to była chwilowa niedyspozycja - zapewnia "Wilk".