• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Marian Pysz - ''Stocznia pracuje''.

29 listopada 2001 (artykuł sprzed 22 lat) 
Hokeiści Stoczniowca wciąż zawodzą. Zajmują wprawdzie czwarte miejsce w ekstralidze i tym samym mieszczą się w granicach przyzwoitości, ale "kateheci" z Krynicy mają już tyle samo punktów. Przed spotkaniami gdańszczan z Zagłębiem w Sosnowcu (piątek) oraz z teamem Dworów w "Olivii" (niedziela 16.00) Marian Pysz nie tryskał optymizmem i specjalnie nie wybielał swojego zespołu.

- Oczekiwana przez zarząd czwarta lokata jest i będzie! - mówi szkoleniowiec. - A w rundzie play off wszystko zdarzyć się może. Możemy nawet zostać mistrzem, co byłoby jednak fuksem. Zdajemy sobie sprawę z presji i zniecierpliwienia kibiców. To normalne i tak ma być. Mimo to potrzebujemy czasu.

- O presję postarali się sami działacze, dokonując bezprecedensowych wzmocnień.

- Słowo wmocnienia jest bardzo ogólne. Ktoś mógłby dojść do wniosku, że skoro pozyskaliśmy zawodników o znanych nazwiskach - czemu nie przeczę - to od razu mamy nie wiadomo jak doskonały zespół. Nic bardziej mylnego. Otóż, letnie zakupy Stoczniowca trzeba rozpatrywać w kategoriach długofalowej inwestycji. Ta drużyna ma przed sobą wielkie perspektywy, ale nie w tym sezonie. Strategia klubu zakłada oparcie zespołu na wychowankach. I jest ich w kadrze tuzin, tyle że w większości bardzo młodych. Hokeiści z zewnątrz też nie są starzy, nie grzeszą doświadczeniem. Poczekajmy aż średni wiek stoczniowca będzie wahać się w granicach 25-30 lat.

- Czy dożyjemy chwili, gdy Bukowski z Bagińskim będą mieć tyle wiosen?

- Bez obaw, dożyjemy. W nich tkwi ogromny potencjał. Pracując mogą osiągnąć bardzo dużo. W znaczącym stopniu ich obecne niedostatki należy złożyć na karb młodzieżowego szkolenia. Bywa, że na treningach robimy rzeczy, których robić nie powinniśmy.

- Czy Stoczniowiec jest lepszy od Krynicy?

- Tak. W tej chwili, bo nikt z nas nie może wiedzieć, czy nagle nie pojawi się w składzie KTH dwóch, trzech dobrych graczy zagranicznych.

- Bodaj największą frajdę z waszej postawy mają kibice obstawiający wyniki u bukmachera. Na przestrzeni ostatnich 14 miesięcy Stoczniowiec tylko raz wygrał trzy mecze z rzędu. Kto o tym wie, we wtorek w ciemno stawiał na KTH i, niestety, wygrał.

- Faktem jest, że po sukcesie następuje niezrozumiałe rozprężenie, niektórzy zachowują się, jakby byli w siódmym niebie. Trzy dni temu rozpoczęliśmy dobrze, prowadziliśmy, do końca zachowaliśmy siły, stwarzaliśmy sytuacje bramkowe, jednak nikt nie był w stanie oddać celnego strzału bądź zaskoczyć rywali świetnym podaniem. Brakuje nam takiej postaci, jaką dla GKS Tychy jest Horny.

- I nie ma pan bata na własny zespół?

- Tu nie o bat chodzi, bo on nie będzie lekarstwem na psychikę "stoczni". Pozornie wszystko jest w porządku, jest dyscyplina, odpowiedzialność, aż raptem krach. Taki to profesjonalizm. Z czasem wyplenimy to.

- A może chodzi o, hm, pewien niedostatek męskości w tak męskiej przecież grze.

- Można też to określić inaczej, ale to chyba nie pójdzie do druku.

- Jest zatem ktoś, kogo szkoleniowiec chciałby pochwalić?

- Przede wszystkim Mariusza Justkę. Jego wartość co prawda nie uwidacznia się w skuteczności, jednak to ważna postać. Za nim stoją, oczywiście, inni, Skutchan, Jurasek czy też Bukowski i Sokół, w każdym meczu balansujący na granicy własnych możliwości. Zresztą wszyscy w drużynie bardzo chcą, tyle że rzeczywistość weryfikuje nasze wspólne chęci.

- Kłopoty bieżące?

- Adam Fraszko już w Krynicy grał chory, a Martin Precek doznał kontuzji ręki, nie wiemy jeszcze jak groźnej. To poważna sprawa, bo pamiętajmy, że Piotr Korczak wróci dopiero na początku stycznia, natomiast Aleksander Myszka ma już sezon z głowy.

star.



Głos Wybrzeża

Kluby sportowe

Opinie

Relacje LIVE

Najczęściej czytane