• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Powroty do gry

star.
7 listopada 2002 (artykuł sprzed 21 lat) 
Czeka prawie dziewięć miesięcy, więc poczeka jeszcze kilka dni. Dla Roberta Fraszki pucharowy dwumecz z Zagłębiem miał być idealnym przetarciem przed długo wyczekiwanym powrotem do ligowej młócki. Miał być, ale nie będzie, ponieważ klub z Sosnowca oddał mecze walkowerem.

- Piątek i niedzielę mamy więc wolne. Muszę poczekać do piętnastego, do spotkania z Katowicami - mówił gdański obrońca, który przewczoraj skończył 28 lat. - Cieszyłem się na te gry, bez kadrowiczów, może troszeczkę na luzie. Miałem tworzyć parę z Michałem Smeją. W mojej sytuacji takie wejście byłoby optymalne. Wyszło trochę śmiesznie. Zdziwiłem się, ale rezygnację drużyn z udziału w Pucharze Polski można zrozumieć. Wiadomo, że z kasą w klubach jest krucho i że przede wszystkim działacze chcą jakoś przeżyć ligę. Smutna prawda. Jesteśmy w drugiej rundzie Pucharu Polski, czyli półfinale, podobnie jak Toruń, któremu odpuściły Katowice, a także Unia, bo i ponoć Podhale dało sobie spokój.

Młodszy z braci Fraszko po raz ostatni wystąpił w meczu ligowym 22 lutego (3:4 z Zagłębiem). Strzelił nawet wtedy gola. Zawodnikiem Stoczniowca jest od początku 2001 roku, a w biało-niebieskich barwach zdążył zaliczyć zaledwie 33 spotkania, w tym trzy w play off (uzbierał w nich 8 bramek i 5 asyst). Można dojść do wniosku, że zmiana z klimatu podkarpackiego (Sanok) na morski bardzo mu zaszkodziła, jednak sam hokeista wzbrania się przed narzekaniem. - Rok po roku, w lutym, doznawałem identycznych urazów, zerwania więzadeł przednich krzyżowych. Najpierw w lewej, potem w prawej nodze. Leczenie i rehabilitacja trwały miesiącami. Za drugim razem pomyślałem, że chyba zrezygnuję z hokeja. Odegnał ode mnie złe myśli doktor Cieśla, który z powodzeniem operował oba kolana i od początku zapewniał, że będę grać. Szczerze mówiąc, w tamtym momencie innego pomysłu na życie nie miałem, toteż z zapałem zabrałem się do pracy nad sobą. Aby uniknąć kłopotów, wcześniej niż rok temu wszedłem w rytm treningowy. Czuję się całkiem nieźle. Nie mam pietra, bo kolana powinny wytrzymać, aczkolwiek trudno wyzbyć się pewnych obaw, zwłaszcza, gdy dla dobra sprawy trzeba grać ze stabilizatorami na obu nogach. To takie opaski z blachą. Jednak mogę już grać jak inni. Jak tłumaczę sobie te kontuzje? Ogromnym pechem. Mój brat, Adam, miał tylko drobne kłopoty z kolanem, więc prawdopodobnie wyczerpałem limit nieszczęść za całą rodzinę. Być może nie bez wpływu na moją podatność na urazy miał szybki start do zawodowego hokeja. W wieku juniora trenowałem jak rutyniarze.

Trzyletni kontrakt Roberta obowiązuje do końca sezonu 2003/04. Stoczniowiec był lojalny wobec swojego zawodnika, nie zerwał umowy, ponownie pokrył koszty operacji. Będąc w "Olivii" wielokrotnie widzieliśmy go, kiedy w mokrej od potu koszulce wracał z siłowni. Zawsze uśmiechnięty, choć pewnie ciągnęło go do kolegów, na lód. Zatem nadchodzi pora, aby rutynowany defensor zaczął się spłacać. - To, że klub nie będzie już chciał mnie utrzymywać, było dla mnie prawie pewne. A jednak doświadczyłem miłych rzeczy. Mam nadzieję, że ze mną w składzie zespół umocni się na pozycji wicelidera i przystąpi z niej do fazy play off. Szczerze przyznam, że postawa chłopaków zdumiała mnie. Sądziłem, że po tylu osłabieniach stocznia będzie walczyć gdzieś w dole tabeli, a tymczasem jest tak dobrze.
Głos Wybrzeżastar.

Kluby sportowe

Opinie

Relacje LIVE

Najczęściej czytane