- 1 Awans Lechii jeszcze w tym tygodniu? (118 opinii)
- 2 Arka bliżej awansu. Zmiennicy dali radę (75 opinii)
- 3 Chińczycy nie dostali wiz. O mało nie spadli (3 opinie)
- 4 Siatkarze zakończyli sezon na 6. miejscu (17 opinii)
- 5 Żużlowcy po lekcji. Co zapowiedzieli? (148 opinii)
- 6 Derby mają być 19.05 z kibicami gości (163 opinie)
Prokom Trefl Sopot - Legia Warszawa 78:70 i 115:69!
15 kwietnia 2002 (artykuł sprzed 22 lat)
Krajowa Grupa Spożywcza Arka Gdynia
Najnowszy artykuł o klubie KGS Arka Gdynia
MKS Dąbrowa Górnicza - KGS Arka Gdynia 107:86. Osłabieni koszykarze znów bez szans
PROKOM: Milicić 12 i 6, Maskoliunas 5 i 8, Vranković 18 i 9, Dylewicz 0 i 10, Alexander 6 i 14 - Marković 21 i 17, Gregov 4 i 12, Jankowski 12 i 22, Blumczyński - 13, Wilczek - i 4.
LEGIA: Williams 22 i 6, Sinielnikow 13 i 2, Majchrzak 4 i 7, Kazlauskas 7 i 9, Żurawski 12 i 11 - Wilson 0 i 4, Karwanien 3 i 11, Cielebąk 9 i 17, Królik - i O.
Po raz pierwszy od dłuższego czasu na ławce rezerwowych w sopockiej hali obok siebie zasiedli Joe McNaull oraz Michael Ansley. Co prawda, obaj paradowali po cywilnemu, jednak fakt, że "Józek" poruszał się pewnie, już bez kul, a "Michał" bił się w piersi ręką pozbawioną opatrunku gipsowego, wzbudził aplauz kibiców.
Mecz rozpoczął się po myśli gospodarzy. Trafili Josip Vranković (osiem punktów w pierwszej kwarcie), drogę do kosza znalazł także rzut Gary'ego Alexandra. Zawodnicy Jacka Gembala nie mieli jednak zamiaru przyglądać się popisom rywali. Trójkę zaliczył Arnas Kazlauskas, na szczęście groźny jedynie na początku meczu. W kontrze odpowiedział "Joke" Vranković i potem było już marnie. Prze bite cztery minuty przyglądaliśmy się, jak piłka po rzutach sopocian mija cel, albo 24 sekundy były zbyt krótkim czasem dla Prokomu na skonstruowanie groźnej akcji (6:12). Pobudka nastapiła w momencie wejścia na parkiet Tomasza Jankowskiego (schodzący Alexander nie podał mu ręki). Mimo że "Jankes" wyraźnie powłóczył kontuzjowaną nogą, już w pierwszej akcji zdołał zdobyć trzy punkty. Wolny 30-letniego środkowego przesądził też o wygraniu pierwszej odsłony. Przez całą drugą kwartę trwała walka punkt za punkt.
Wśród legionistów szczególnie groźny był Marcus Williams. Czwarty strzelec ekstraklasy, mimo ścisłej opieki Dariusa Maskoliunasa, pewnie kończył więkoszść akcji zaczepnych gości. Od czasu do czasu wspomagał go też Andriej Sinielnikow. To właśnie jego rzuty wolne kończyły tę część spotkania.
Na początku trzeciej odsłony goście ze stolicy odskoczyli nam na pięć "oczek" (33:38 po punktach Sinielnikowa oraz 35:40 po wejściu Wojciecha Żurawskiego). Mimo oporu rywali straty zostały szybko odrobione. Największa w tym zasługa grającego na właściwych obrotach tercetu z Bałkanów: Milicić (fatalnie na początku) - Vranković - Marković. Ten trzeci często grał bardzo egoistycznie, jednak to jego trójka dała nam pierwsze w trzeciej ćwiartce prowadzenie (50:49 w 28 min). Gdy po chwili jugosłowiański skrzydłowy przeprowadził akcję dwa plus jeden, a po szybkim rozegraniu po obwodzie, zza linii 6,25 m trafił także Vranković, Prokom miał już siedem punktów przewagi (56:49). Jedynie po trójce "Silnika" Sinielnikowa, w 32 min stopniała ona do dwóch "oczek" (58:56), jednak na więcej gości nie było stać.
Eugeniusz Kijewski (trener Prokomu): - Cieszę się z tych zwycięstw tym bardziej, że mimo wszystko Legia jest niewygodnym rywalem. Powrót Jankowskiego oceniam bardzo pozytywnie. Wierzę, że z meczu na mecz będzie demonstrował jeszcze lepszą dyspozycję.
Drugie spotkanie w niczym nie przypominało wyrównanej sobotniej potyczki. Prokom od pierwszej minuty wziął się ostro do pracy, w puch rozbijając defensywę rywali. Wreszcie widzieliśmy taką grę, o jakiej marzymy od dawna. Pod koszami nie do zatrzymania byli Tomasz Jankowski - 6/7 za dwa punkty (dodatkowo komplet trafionych trzech rzutów zza linii 6,25 m) oraz Gary Alexander. Jedynie Filip Dylewicz nie mógł się wstrzelić. Trafił raz na dziesięć prób.
Prawdziwa rzeź niewiniątek miała miejasce w drugiej kwarcie, wygranej różnicą 24 punktów.
Nawet gdy na parkiecie pojawiły się sopockie rezerwy, legioniści nie mieli nic do powiedzenia. Williams trafił tylko dwa razy na 11 prób. Tymi wygranymi partnerzy z drużyny zrobili prezenty urodzinowe Tomaszowi Wilczkowi (28 urodziny) i Alanowi Gregorovi (32.).
Jacek Gembal: - Jestem przekonany, że własny parkiet będzie naszym atutem. Gramy na luzie, nie jesteśmy faworytem tej rywalizacji. Cel już osiągnęliśmy.
Pierwsza runda play off: Anwil Włocławek - Blachy Pruszyński Pruszków 74:66 (18:22, 17:16, 20:9, 19:19) i 72:70 (20:17, 16:22, 20:14, 16:17), Idea Śląsk Wroclaw - Spójnia Stargard Szczeciński 86:75 (26:12, 20:24, 19:18, 21:21), Degusta Malfarb Stal Ostrów Wielkopolski - Polonia Warbud Warszawa 91:72 (27:19, 19:14, 27:14, 18:25) i 83:67 (22:21, 22:10, 21:14, 18:22).