• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Przemysław Miarczyński - ''najchętniej jeżdżę na rowerze''.

23 grudnia 2001 (artykuł sprzed 22 lat) 
To był najlepszy sezon w windsurfingowej karierze Przemysława Miarczyńskiego. Deskarz SKŻ Hestia wielki talent, który zapowiadały trzy tytuły mistrza świata juniorów, wreszcie zamienił na seniorskie trofea. Z ósmego miejsca na igrzyskach olimpijskich w Sydney sopocianin przebił się do srebrnych medali zarówno w regatach o mistrzostwo Europy, jak i mistrzostwo świata.

W nagrodę po raz szósty w ostatnich siedmiu latach zdobył tytuł najlepszego sportowca Sopotu oraz został jednym z dwojga wybrzeżowych kandydatów do "10" najlepszych sportowców Polski w plebiscycie "Przeglądu Sportowego".

- Wszystkie nagrody, które są wynikiem głosowania czytelników czy też kapituły, jak to ma miejsce w Sopocie, sprawiają mi wielką radość. Jak każdy sportowiec, chciałbym jak najczęściej wygrywać. Na pewno nie znudzi mi się odbieranie prezydenckiej nagrody i zawsze będzie ona dla mnie powodem do radości. Tym bardziej, że pieniążki mogę przeznaczyć na prezenty dla najbliższych, albo - tak jak teraz - na zakup komputera.

- Powszechnie uważa się, że największą popularność przynoszą gry zespołowe. Sopot ma czołowe zespoły w kraju w koszykówce i rugby. Czy nie ma w nich lepszych od Miarczyńskiego?

- Nie mnie to oceniać. Zresztą za bardzo się w tych dyscyplinach nie orientuję. Miałem nawet zaproszenie od prezydenta Karnowskiego na mecz Prokomu Trefla, ale nie mogłem pójść, bo akurat miałem do załatwienia ważne sprawy.

- Czyżby to oznaczało, że poza żeglarstwem nie uprawiasz rekreacyjnie żadnego innego sportu?!

- Nie. Najchętniej jeżdżę na rowerze. W klubie mamy grupę, w które ścigamy się po sopockich lasach, gdzie są rewelacyjne tereny do jazdy. Poza samą przyjemnością jest to także forma treningu. Podobnie jak jazda na nartach, czy górskie wędrówki, gdy jesteśmy na zgrupowaniach kondycyjnych.

- W Sopocie odbierasz nagrody, odpoczywasz od żeglarstwa. Co w tym czasie robią twoi najgroźniejsi rywale?

- Większość Europejczyków odpoczywa. Natomiast dla zawodników z Australii i Nowej Zelandii dopiero teraz jest pełnia sezonu. Odbywają się tam nawet regaty o Puchar Świata.

- Ile czasu po przerwie zimowej będziesz potrzebował, by nawiązać walkę z tymi, którzy obecnie pływają?

- Jeśli będę odpowiednio przygotowany pod względem kondycyjnym, miesiąc powinien wystarczyć. Techniki się nie zapomina, a nawyki ruchowe na desce mam wyrobione.

- Kiedy rozpoczynasz przygotowania do 2002 roku?

- Oficjalnie powinno to nastąpić w lutym, kiedy planowane jest zgrupowanie w Zakopanem. Gdyby okazało się, że nie ma na nie środków, własnym sumptem albo z pomocą klubu będę próbował wyjechać na Wyspy Kanaryjskie. Wbrew pozorom nie jest to kosztowna eskapada, gdyż w Berlinie można dostać bilet lotniczy już za 300 marek, a ceny na miejscu też są do zniesienia.

- Czy kalendarz startów jest już dopięty na ostatni guzik?

- Związek rozliczać mnie będzie - i na te regaty będą pieniądze - z pięciu startów. Są to regaty o Puchar Świata w Hyers, Spa i Kilonii oraz mistrzostwa Europy w Austrii i mistrzostwa świata w Tajlandii. Po cichu liczę, że uda mi się zainaugurować starty już w kwietniu, na Majorce.

- Dwa srebrne medale zaostrzyły sympatykom twojego talentu apetyt na sukcesy. Zapewne i ty masz teraz większe aspiracje?

- Medale dodały mi pewności. Kiedyś, gdy zbliżał się do mnie utytułowany zawodnik, w głębi ducha usprawiedliwiałem się, że nic się złego nie stanie, jeśli mnie wyprzedzi. Teraz przez 40 minut, bo tyle zazwyczaj trwa wyścig, jestem gotowy walczyć z każdym i nikomu nie odpuścić. Co więcej, sam zamierzam onieśmielać mniej doświadczonych rywali.

- Czyli w 2002 roku wejdziesz na najwyższy stopień podium?

- To nie taka prosta sprawa. Na pewno będę walczył. Jednak czołówka w Mistralu jest bardzo szeroka. Byli mistrzowie świata czy Europy często kończą regaty w drugiej "10". Muszę być i na to przygotowany.

- Ale masz jakiś plan minimum?

- Na pewno jest nim pozostanie w kadrze olimpijskiej i to w jednej z dwóch najwyższych grup zaszeregowania. Aby być w tej najważniejszej - A1, do której właśnie awansowałem, trzeba w mistrzostwach świata zdobyć jeden z medali. Natomiast przynależność do grupy A2 daje pierwsza "6" w Europie oraz "8" na świecie.

- Za zaszeregowaniem idą pieniądze. Czy są one na tyle dużce, że możesz całkowicie poświęcić się żeglowaniu?

- Nie mogę narzekać, ale nie będę ukrywał, że gdy po raz pierwszy znalazłem się na liście stypendialnej, po tym jak zostałem mistrzem świata juniorów, dostawałem więcej pieniędzy niż po ósmym miejscu na igrzyskach olimpijskich. W Mistralu nie ma możliwości dorobienia, gdyż w regatach zwykle nie ma nagród finansowych. Dobrze, że pieniędze pojawiły się w Formule Windsurfing. Dzięki czwartemu miejscu w regatach o Puchar Europy w Międzyzdrojach zarobiłem 12 tysięcy złotych, które pozwoliły mi zapłacić za sprzęt, który otrzymałem na kredyt. Dlatego w tym sezonie, choć Mistral pozostaje najważniejszy, postaram się jak najlepiej przygotować do regat formuły w Międzyzdrojach i Juracie, gdzie pula nagród będzie wynosić po 15 tysięcy euro.

Rozmawiał: Jacek Główczyński



Głos Wybrzeża

Opinie

Relacje LIVE

Najczęściej czytane