• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Regaty Sydney - Hobart.

6 sierpnia 2001 (artykuł sprzed 22 lat) 
W okresie świątecznym w serwisach sportowych nie może zabraknąć przekazów z regat Sydney - Hobart. To jedno z najtrudniejszych i najbardziej prestiżowych wyzwań oceanicznych dla żeglarzy. W tym roku wieści z południowej półkuli będziemy chłonąć tym bardziej, gdyż na starcie wyścigu stanie Bols Sport. Jacht ten mieliśmy okazję podziwiać w Sopocie w minioną sobotę. Ze sposobności zobaczenia na żywo telewizyjnej "łódki", która zwyciężyła w match racingu norweski Milene, a następnie zdobycia autografów od jego załogi skorzystało kilka tysięcy widzów.

Najbardziej oblegany był Gordon Kay, który na Bols Sport jest skiperem, czyli pierwszym po Bogu. To określenie, stosowane najczęściej do kapitanów na statku, jest tutaj jak najbardziej na miejscu, gdyż pierwsze słowa nowozelandzkiego żeglarza po zejściu na ląd brzmiały:

- Dziękuję przede wszystkim Bogu za dobrą pogodę. Gdyby było zimno i padał deszcz, zapewne znacznie mniej ludzi chciałoby nas oglądać. Natomiast brak wiatru w ogóle zniweczyłby organizacyjny wysiłek.

- Zwykło się uważać, że żeglarze nie potrzebują kibiców?

- To przekonanie wywodzi się być może stąd, że wiele regat przeprowadza się z dala od lądu i znacznie trudniej dotrzeć do nich publiczności. Jednak żeglarz, to taki sam sportowiec jak każdy inny. Zawsze przyjemnie jest, gdy ktoś cię dopinguje czy prosi o autograf. Dlatego Sopot jest wręcz wymarzonym miejscem na nasze wyścigi. Nigdzie na świecie nie spotkałem się z tym, aby trasa była ustawiona tak blisko publiczności. To zasługa molo. Widzowie jakby uczestniczyli czynnie w naszej rywalizacji. Tym większe słowa uznania należą się organizatorom i komisji regatowej, że wszystko tak sprawnie się odbyło.

- Odniosłem wrażenie, że byliście zdecydowanie lepsi od konkurentów, a jeden z trzech wyścigów pozwoliliście im wygrać jakby w nagrodę, że pofatygowali się do Polski.

- Tak nie było. To dwie bardzo dobre łódki. W dwóch pierwszych wyścigach naprawdę była walka. O tym, że wygrywaliśmy, zadecydowała większa liczba trafnych rozwiązań taktycznych. Ponadto znaczenie miał także fakt, że miałem do dyspozycji bardziej zgraną załogę. Ćwiczymy już od kilku miesięcy, podczas gdy Jason Toyne posiłkował się międzynarodową załogą. Aby lepiej zobrazować znaczenie tej kwestii, powiem tylko, że na pokładzie mam jakby dwie drużyny... piłki nożnej.

- Ilu żeglarzy, których miał pan w Sopocie na pokładzie, wystartuje w wyścigu Sydney - Hobart?

- Skład ogłoszę we wrześniu. Do dyspozycji Polaków mam 12 miejsc, a kandydatów aż pięćdziesięciu. Muszę się przyznać, że po każdym kolejnym treningu czy starcie mam coraz większy dylemat. Chłopcy stają się bowiem coraz lepsi i coraz trudniej z któregoś z nich zrezygnować...

więcej we wtorkowym Głosie Wybrzeża

Rozmawiał: Jacek Główczyński



Głos Wybrzeża

Opinie

Relacje LIVE

Najczęściej czytane