• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Rozmowa z Eugeniuszem Kijewskim

Krystian Gojtowski
27 maja 2002 (artykuł sprzed 21 lat) 

Krajowa Grupa Spożywcza Arka Gdynia

Dwa lata i trzy miesiące tamu Eugeniusz Kijewski objął zespół koszykarzy Prokomu Trefl Sopot. Miał być strażakiem. Drużyna nie spełniała oczekiwań. Niewielu wierzyło w zapewnienia wybitnego zawodnika Lecha Poznań Poznań i reprezentacji Polski, a dziś znakomitego coacha, że nasz zespół będzie bił się o najwyższe ligowe zaszczyty. 47-letni "Kijek" dopiął swego. Jego zespół zdobył srebrny i brązowy medal mistrzostw Polski, dwa razy sięgał po Puchar Polski, dwukrotnie docierał do ćwierćfinału Pucharu Koraca.

- Srebrny medal wywalczony przed kilkoma dniami jest pana czwartym tytułem wicemistrzowskim. Czy ten sukces przyszedł panu najtrudniej?

- Chyba tak. Powiedzmy sobie szczerze, że dojście sopockiej drużyny do ścisłego finału po serialu nieszczęść i zdrowotnych perypetii, trzeba uznać za sukces. Zresztą największy w historii klubu z Sooptu.

- Czy strata Joe McNaulla oraz brak formy Michaela Ansleya po złamaniu ręki zadecydowały o tym, że jeszcze tym razem Śląsk był górą?

- Dla mnie była to ogromna strata. Nie tylko chodzi o ich umiejętności, ale o fakt, że od początku sezonu zgrywaliśmy się, poznawaliśmy zagrywki taktyczne. To był dla nas ogromny uszczerbek. Ten fakt na pewno ułatwił zadanie Idei. Zresztą, by nie szukać daleko, zastanówmy się, jak wrocławski zespół prezentowałby się bez Michaela Wrighta czy Michaela Hawkinsa.

- Nie uniknął pan krytyki. Nie brakowało głosów, zwłaszcza po kontuzji McNaulla, że zbyt pochopnie pozbył się pan Piotra Szybilskiego.

- Piotrek miał zapis w kontrakcie, że ma reprezentować formę sprzed kontuzji w ubiegłym sezonie. Naocznie mógł się pan przekonać, że nie był on przez zawodnika realizowany. Kto mi da gwarancję, że z Szybilskim doszlibyśmy do finału? Czy pokryłby równie skutecznie Aleksandra Kula z Anwilu Włocławek, jak zrobił to Gary Alexander? Jestem człowiekiem, który nie rozpamiętuje podjętych decyzji. Sport ma to taka dziedzina, w której nie można zbyt długo oglądać się za siebie.

- Po odejściu "Bila" i kontuzji "Józka" pod koszem zrobiła się sporych rozmiarów wyrwa. Kiedy pojawiła się opcja zatrudnienia Alexandra?

- Początkowo Alexander był przymierzany do roli zmiennika McNaulla. Gary prezentuje zupełnie inny styl gry niż JOe. Wchodząc do walki z ławki miał łamać założenia przeciwników przyzwyczajonych do gry McNaulla. Taka odmiana miała utrudnić im zadanie. Czas pokazał, że Alexander wyrósł na podstawowego centra. Amerykanin przyszedł na miejsce Szybilskiego i wypadł od niego lepiej.

- Braliście go w ciemno. Nie dość, że nie wiedzieliście jak teraz gra, to były nawet obawy, czy nie przyjedzie do Sopotu z nadwagą. Gary sprzed pięciu lat miał być tylko wspomnieniem. To było spore ryzyko.

- Ale on już u nas grał, a dodatkowo jego agent zapewniał nas, że koszykarze nic nie stracił ze swej dynamiki i trzyma wagę. Gdyby słowa agenta nie pokrywały się z prawdą, pobyt Alexandra w Sopocie nie trwałby dłużej niż 48 godzin.

- Alexander przez pięć lat nic nie stracił ze swej żywotności. Ansleyowi wystarczyło zaś siedem tygodni przerwy, by nie tylko zatracić skuteczność, z której słynął, ale także zupełnie zgubić formę.

- Najważniejszą rolę odegrała tu jego psychika. Gdyby złamał lewą rękę, to przypuszczam, że jego powrót na boisko po kontuzji wyglądałby zupełnie inaczej. Przed odniesieniem momentu kontuzji jego największym atutem były rzuty, zwłaszcza trzypunktowe. Przecież zdobywał średnio ponad 16,5 punktu w meczu. Gdy powrócił do gry, okazało się, że z jego rzucaniem będzie problem. Było za mało czasu, by ręka doszła do normalnej dyspozycji. Mieliśmy nadzieję, że będzie inaczej, jednak natury nie można przeskoczyć. Michael widział, że z ręką są kłopoty i zaczęło mu brakować pewności siebie.

- Ansley ma za sobą grę w NBA. Dlaczego więc kontuzja pozbawiła tego doświadczonego gracza odporoności psychicznej?

- Ten 35-letni skrzydłowy na pierwszym treningu po kontuzji nie mógł nawet dorzucić do kosza! Było źle. Rozmawialiśmy z nim o tym, zaordynowaliśmy dodatkowe ćwiczenia, masaże. Później zaczął trafiać w obręcz, wykorzystywać rzuty wolne, jednak zabrakło mu dwóch tygodni na dojście do pełnej dyspozycji. Za 14 dni byłby Ansleyem sprzed kontuzji.

- W tym sezonie jeszcze bardziej aniżeli w poprzednim zaufał pan graczom z Bałkanów. Grali Chorwaci, Jugosłowianin. Polacy okupowali z reguły ławkę rezerwowych. To kolejny zarzut, którego pan nie uniknął.

- Dla mnie najważniejsze było osiągnięcie wytyczonego celu. Podobnie jak w przypadku Szybilskiego, nie zastanawiam się dziś, co by było, gdybym stawiał na innych zawodników. Dla mnie nie ma takiego tematu.

- Mieliśmy szeroką kadrę, jednak z reguły stawiał pan na wypróbowanych graczy. Tomasz Wilczek pojawiał się na boisku incydentalnie, prawie zapomnieliśmy, że członkami kadry są Daniel Blumczyński czy Bartosz Potulski.

- Na pewno nie graliśmy tylko sóstką czy siódemką grczy. Korzystałem z całej kadry. A dlaczego niektórzy grali więcej, a inni mniej? Tak musi być. Proszę spojrzeć na futbol. Davor Suker, chorwacki król strzelców poprzednich mistrzostw świata, występował w Realu Madryt w roli rezerwowego.

- Niektórzy zawodnicy czuli się przez pana dyskryminowani...

- Nie ma możliwości, by 12 ludzi grało po 20 minut.

- Josip Vranković w pełni wywiązał się z roli lidera zespołu, jednak także jego rodacy Igor Milicić, Alan Gregov oraz Jugosłowianin Dragan Marković chieli grać w zespole pierwsze skrzypce. Jak udało się panu okiełznać ich temperamenty i wyciągnąć z nich to, co najlepsze?

- Przed plagą kotuzji było wspaniale. Później nie zabrakło zwątpienia. Musieliśmy kilka meczów przegrać, by to wszystko na nowo poukładać, odbudować się psychicznie. Wszyscy musieli uzbroić się uzbroić w cierpliwość.

- Czy miał pan problemy z południowcami na treningach?

- Absolutnie nie było żadnych kłopotów.

- Czy był pan dla nich typem coacha z twardą ręką, czy też trenerem-kumplem?

- Na linii trener - zawodnik nigdy nie może być układu typu "jesteśmy kumplami".

- W drodze do finału kibice Prokomu bujali się na huśtawce nastrojów. 3:2 z Legią Warszawa w pierwszej rundzie play off, 3:2 z Anwilem Włocławek w drugiej rundzie. Wynik identyczny, ale nastroje kibiców jakże inne.

- W meczu w Warszawie graliśmy bez trzech zawodników z pierwszej piątki. Kiedy wypadł ze składu Vranković, było tego już za dużo. Poza tym moi zawodnicy po dwóch wygranych z Legią w Sopocie myśleli, że w stolicy rywale nam się poddadzą i chyba ich zlekceważyli.
Zespół z Warszawy pięknie walczył, wytrzymał nasz napór w obronie i zasłużenie wygrał. A Anwil? Przed sezonem był niemal pewnym faworytem do finału. A my mieliśmy jeszcze poczekać, bo "ten Prokom to przecież taki młody klub". Tak się mówiło. Realia okazały się inne. Wykonaliśmy plan, a Anwil się skompromitował.

- W czwartym meczu, we Włocławku, mieliście dużo szczęścia. Przegrywaliście już różnicą 15 punktów. Czy powoli godził się pan z porażką?

- 15 punktów to nie tak dużo. Gdybyśmy tyle tracili do rywala cztery minuty przed końcem meczu, to miałbym problem. Ale to było na początku trzeciej kwarty. Od 30 lat żyję koszykówką i wiele już widziałem. Zawsze wierzę do końca.

- Z Ideą jednak przegraliśmy jedanak szybciej aniżeli w ostatnim, piątym meczu...

- Decydujący był drugi mecz. Mimo porażki wierzyłem w dwa zwycięstwa w Sopocie. Nie udało. By zwyciężyć w finale, musieliśmy zatem wygrać trzy mecze pod rząd, a to było już bardzo trudne. Trudne, ale nie niemożliwe.

- W ciągu krótkiego okresu pracy w Sopocie osiągnął pan sukcesy, których mogą panu pozazdrościć inni trenerzy ekstraklasy. Spodziewał się pan takiej hossy podczas pracy w Prokomie?

- Staram się podchodzić do pracy profesjonalnie. To podejście pokryło się z profesjonalnym klubem. Trafiłem na grupę ludzi, którzy stanowili jedność w dążeniu do celu. Do tego doszła odpowiednia selekcja graczy i wyniki musiały przyjść. Sprawdziły się moje słowa, że każdy, kto przyjedzie do Sopotu na mecz, będzie miał duże problemy z odniesieniem zwycięstwa. Chciałbym przede wszystkim podziękować Ryszardowi Krauze, Kazimierzowi Wierzbickiemu, Tadeuszowi Szelągowskiemu, pracownikom klubu oraz wszystkim tym, którzy ściskali za nas kciuki przez cały sezon.

- Tytuł wicemistrza Polski daje nam...

- ... prawo startu w Pucharze Europy bez eliminacji, w sześciozespołowej grupie. Zagramy więc co najmniej dziesięć pojedynków.

- Rywale będą znacznie silniejsi, aniżeli w Pucharze Koraca. Zapewne szykuje pan poważne wzmocnienia zespołu.

- Na razie odpoczywam na łonie rodziny. Od tego tygodnia rozpoczynam pracę nad budową drużyny na nowy sezon.

- Oznacza to, że najważniejszy ruch transferowy działacze Prokomu już wykonali. Pracuje pan dalej...

- Przyznaję, że jestem po wstępnych rozmowach z prezesem Szelągowskim. Umowa będzie podpisana na rok.

Głos WybrzeżaKrystian Gojtowski

Opinie

Najbliższy mecz Arki

Enea Stelmet Zastal Zielona Góra
1 kwietnia 2024, godz. 15:30
73% Enea Stelmet Zastal Zielona Góra
0% REMIS
27% KRAJOWA GRUPA SPOŻYWCZA ARKA Gdynia

Najlepiej oceniani

Najlepiej typujący wyniki Arki

Imię i nazwisko Typ. Pkt. Skuteczność
1 Roman Perz 25 50 88%
2 Fc zdunkowo Wybrzeże 25 50 80%
3 Radosław Dymkowski 24 49 75%
4 Jacek Urbanek 25 47 80%
5 Beata Xxxv 24 47 79.2%

Tabela

Koszykówka - Orlen Basket Liga
Drużyny M Z P Bilans Pkt
1 Anwil Włocławek 24 19 5 2079:1851 43
2 Trefl Sopot 25 18 7 2131:1946 43
3 King Szczecin 25 17 8 2235:2076 42
4 Arged BM Stal Ostrów Wielkopolski 25 16 9 2149:1979 41
5 PGE Spójnia Stargard 25 14 11 2017:1910 39
6 Legia Warszawa 25 14 11 2092:2042 39
7 Polski Cukier Start Lublin 25 14 11 2237:2221 39
8 Dziki Warszawa 25 13 12 1972:2002 38
9 MKS Dąbrowa Górnicza 25 12 13 2380:2321 37
10 Arriva Polski Cukier Toruń 25 12 13 2042:2082 37
11 Icon Sea Czarni Słupsk 25 12 13 1954:2006 37
12 Śląsk Wrocław 24 13 11 1882:1954 37
13 Tauron GTK Gliwice 25 7 18 2137:2287 32
14 Krajowa Grupa Spożywcza Arka Gdynia 25 7 18 2060:2312 32
15 Enea Stelmet Zastal Zielona Góra 25 6 19 2100:2298 31
16 Muszynianka Domelo Sokół Łańcut 25 5 20 2020:2200 30
Drużyny grają systemem każdy z każdym w dwóch rundach (mecz i rewanż). Następnie osiem najlepszych zespołów przystąpi do fazy play-off. Drużyny z miejsc 9-16 zakończą sezon z pozycjami z sezonu zasadniczego. Ostatni zespół zostanie zdegradowany. Jego miejsce zajmie mistrz Suzuki I Ligi.

1 października 2023 Suzuki Arka Gdynia zmieniła nazwę na Krajowa Grupa Spożywcza Arka Gdynia.

Wyniki 26 kolejki

  • Muszynianka Domelo Sokół Łańcut - TREFL SOPOT (sobota, godz. 15:30)
  • Enea Stelmet Zastal Zielona Góra - KRAJOWA GRUPA SPOŻYWCZA ARKA GDYNIA (poniedziałek, godz. 17:30)
  • piątek
  • Arriva Polski Cukier Toruń - MKS Dąbrowa Górnicza
  • Tauron GTK Gliwice - Legia Warszawa
  • sobota
  • Polski Cukier Start Lublin - Dziki Warszawa
  • niedziela
  • Anwil Włocławek - Icon Sea Czarni Słupsk
  • poniedziałek
  • King Szczecin - PGE Spójnia Stargard
  • Śląsk Wrocław - Arged BM Stal Ostrów Wielkopolski

Ostatnie wyniki Arki

95% TREFL Sopot
0% REMIS
5% KRAJOWA GRUPA SPOŻYWCZA ARKA Gdynia
38% KRAJOWA GRUPA SPOŻYWCZA ARKA Gdynia
0% REMIS
62% Polski Cukier Start Lublin

Najczęściej czytane