• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Rozmowa z Januszem Kluczyńskim - dyrektorem ośrodka w Cetniewie

Jacek Główczyński
19 lipca 2002 (artykuł sprzed 21 lat) 
Cetniewo świętuje pięćdziesięciolecie istnienia. Równie piękny jubileusz czeka Janusza Kluczyńskiego, który pierwszą nominację na dyrektora ośrodka otrzymał przed blisko dwudziestu pięciu laty! Zanim to nastąpiło uroki tego terenu poznawał jako zawodnik.

- Trafiłem tutaj po raz pierwszy zaraz po liceum. W 1959 roku przyjechałem na lekkoatletyczne zgrupowanie. Specjalizowałem się w biegach średnich, na 800 i 1500 metrów. Byliśmy zakwaterowani w domkach campingowych, które stały w tym miejscu, gdzie teraz jest hala do gier zespołowych. Pamiętam, że z dworca szliśmy do ośrodka polami. Na miejscu urzekł mnie drzewostan. Mieliśmy do dyspozycji kawałek bieżni, ale głównie trenowaliśmy na plaży. Od trenera Stamma rozniosła się w środowisku trenerskim fama, że na piasku najlepiej można wyćwiczyć siłę nóg. Coś w tym musiało być, gdyż polska szkoła boksu opierała się na świetnej pracy nóg.
- Jaki był Stamm w Cetniewie?
- Miałem okazję doskonale to zaobserwować w 1972 roku, kiedy przygotowywałem grupę gdańskiej młodzieży do wyjazdu na igrzyska olimpijskie w Monachium. Powszechna była opinia, że Cetniewo to swoiste rancho Stamma. Pracownicy ośrodka najpierw słuchali jego poleceń, a dopiero potem dyrekcji. "Papa" był wyrocznią. On też w dużej mierze przyczynił się do rozbudowy ośrodka, korzystając m.in. z bardzo dobrych kontaktów z ówczesnym szefem polskiego sportu, Włodzimierzem Reczkiem. Mam tę osobistą satysfakcję, że udało mi się zdobyć zaufanie żony i córki Stamma. Do ośrodka trafiły pamiątki po wybitnym trenerze, a z kwitkiem zostali odprawieni kolekcjonerzy, mimo że byli gotowi płacić duże pieniądze.
- Z jakimi pomysłami obejmował pan stanowisko dyrektora cetniewskiego ośrodka?
- Dokładnie pamiętam tę datę. Zostałem dyrektorem 15 września 1977 roku. Wówczas były dwie sale specjalistyczne - do ciężarów i boksu. Jednak na tę drugą pięściarze narzekali, gdyż była dla nich za niska. Ponadto trwała budowa sali do judo. Moim celem była rozbudowa bazy oraz poprawa warunków bytowych. Na przykład z pawilonów można było korzystać tylko latem, a ja przekształciłem je w obiekty całoroczne. Drugie zamierzenie, które narastało we mnie wraz z rozwojem bazy, wiązało się z zamiarem uczynienia z Cetniewa nie tylko miejsca warsztatu treningowego, ale także rozgrywania zawodów międzynarodowych, z imprezami rangi mistrzowskiej na czele.
- Z czym było najwięcej kłopotów?
- Z dużą halą, która później była areną najważniejszych zawodów. Sprawa ruszyła z miejsca, gdy w NRD udało mi się kupić... magazyn portowy. Stosunkowo szybko można było go adaptować na halę, gdyby nie jego szerokość. Miał 24 metry, a zatem za mało jak na nasze potrzeby. Zaprosiłem do Cetniewa niemieckiego konstruktora tego obiektu i powiedziałem mu, w czym rzecz. Kręcił głową, mówił że to nie możliwe, ale ostatecznie zdeecydował, iż można dostawić jeszcze dwa moduły. W ten sposób zyskaliśmy obiekt 90-metrowej długości i szerokości na 36 metrów. Jeszcze przed igrzyskami w Seulu, w 1988 roku zdążył otworzyć go ówczesny minister sportu, Aleksander Kwaśniewski.
- Najbardziej pamiętna impreza?
- Oczywiście ta pierwsza. W 1994 roku przeprowadziliśmy mistrzostwa Europy w podnoszeniu ciężarów, których zapewne by nie było, gdyby nie kilka wcześniej zorganizowanych Pucharów Bałtyku w tej dyscyplinie. Dzisiaj opowiadam to jako anegdotę. Zapytałem jedną z pracownic" "Pani Aniu, poradzimy sobie?" W odpowiedzi usłyszałem: "Musimy, przecież Europa do nas przyjechała!" Ten dialog najlepiej dowodzi, że wszyscy żyjemy tym co dotyczy ośrodka. Potem była cała seria mistrzostw - w koszykówce, piłce ręcznej, siatkówce... Wychowaliśmy zespół ludzi, któremu obecnie nie jest straszna organizacja żadnej imprezy.
- OPO Cetniewo to chyba największa fabryka we Władysławowie?
- Rzeczywiście. Zatrudniamy 126 osób. Kiedyś więcej było w Szkunerze.
- W ubiegłym roku ośrodek wzbogacił się o pływalnię, wydatnie rozrosła się baza hotelowa... W zakresie inwestycji Cetniewo ma jeszcze jakieś potrzeby?
- W ostatnich latach coraz częściej przyjeżdżają do nas zespoły piłkarskie. Nie powiem, że chcę budować stadion, ale stworzenie murawy z prawdziwego zdarzenia, otoczenie jej odpowiednią bieżnią, byłoby ze wszech miar wskazane.
- Jak Cetniewo wygląda na tle innych OPO. Czy między wami jest rywalizacja?
- Przed kilku laty wprowadzona została specjalizacja. Spała służy lekkoatletom, Wałcz - sportom wodnym, a Cetniewo - sportom walki i grom zespołowym. Jednak rywalizacja, choćby na tle inwestycyjno-remontowym istnieje, gdyż czerpiemy środki z tego samego budżetu. I wcale nie wyklucza to współpracy. Na przykład z dyrektorem Zbigniewem Tomkowskim ze Spały wymieniamy się doświadczeniami na gruncie organizacji imprez.
- Wiele lat kierowania ośrodkiem to równocześnie możliwość współpracy z wieloma gwiazdami polskiego sportu, wybitnymi trenerami. Których z nich wspomina pan najcieplej?
- Miałem wielką frajdę w Atlancie, gdy medal po medalu zdobywali zapaśnicy, którzy na igrzyska wyruszyli z Cetniewa. Darek Wolny, któremu kilkanaście dni wcześniej przywiozłem dziką kartę umożliwiającą start, po zdobyciu złota wyściskał mnie i powiedział, że w tym medalu jest i cząstka mojej pracy. Na początku lat osiemdziesiątych kolorytu ośrodkowi nadawali zapaśnicy Adam Sandurski i Jan Falandysz. Pierwszy, ponaddwumetrowy, niósł tego drugiego, który ważył około 50 kilogramów pod... pachą. Trudny charakter miał Henryk Średnicki, ale przede mną, nawet gdy był już mistrzem świata, zawsze stawał na baczność. Wreszcie byłem niejako akuszerem sukcesów naszych siatkarzy. Paweł Papke czy Sebastian Świderski jako 16-, 17-latki, pod wodzą Ireneusza Mazura pierwsze eliminacje wygrywali właśnie w Cetniewie. Ostatnio wzruszyły mnie florecistki, które w Moskwie zdobywały złote medale mistrzostw Europy, a kilka dni wcześniej ćwiczyły w Cetniewie....
- Do Cetniewa przyjeżdżają sportowcy z wielu dyscyplin, a co za tym idzie - o różnych gabarytach. Czy nie ma kłopotu z ich zakwaterowaniem czy wyżywieniem?
- Pod koniec lat siedemdziesiątych mieliśmy kłopot z Ulą Siemionową. Aby mierząca 220 centymetrów, radziecka koszykarka mogła spać, do łóżka musieliśmy dostawiać... fotel. Teraz nie mamy takich kłopotów, gdyż dysponujemy nietypowymi łóżkami, których długość przekracza dwa metry. A co do jadłospisu, to instytuty wyżywienia i sportu odpracowały wzrocowe diety dla poszczególnych dyscyplin. Na nich bazujemy. Jednak mamy własnego dietetyka, który w porozumieniu z lekarzem danej grupy zawodników jest w stanie na bieżąco korygować jadłospis. Jesteśmy przygotowani nawet na posiłki wegetariańskie.
- W Cetniewie sportowcy przeplatają się ze zwykłymi wczasowiczami. Która z tych grup utrzymuje ośrodek?
- Jeszcze cztery lata temu sportowcy stanowili 80 procent naszych gości. W tym roku boję się, że nie będzie ich nawet 30 procent.
- Czy to dobra tendencja?
- Zrobię wszystko, aby ją odwrócić. Budżet państwa w całości finansuje przygotowania olimpijskie. Do związków trafiają duże pieniądze. Zamierzam wystąpić do Adama Giersza o to, aby te środki nie były wydawane wedle sztywnych zasad. Chciałbym, by minister sportu zobowiązał poszczególne dyscypliny, aby zgrupowania lokalizowały wyłącznie w OPO. W najlepszych latach zapaśnicy spędzali w Cetniewie ponad 200 dni w roku. Dlaczego do tego nie wrócić?

Opinie

Relacje LIVE

Najczęściej czytane