- 1 Lechia w ekstraklasie już w sobotę? (54 opinie)
- 2 Jak bardzo Arka skomplikowała sobie życie? (65 opinii)
- 3 Dramatyczna sytuacja w juniorskiej piłce (5 opinii)
- 4 Większa przewaga Lechii nad wiceliderem (184 opinie) LIVE!
- 5 Kolejne odejścia. Dłuższy sezon Wybrzeża (4 opinie)
- 6 Żużel: awizowane składy, treningi i starty (142 opinie)
Rozmowa z Jarosławem i Sylwestrem Hodurami
Ogniwo Sopot
- Czy gdyby nie Edward Hodura, rozmawialibyśmy dzisiaj z utytułowanymi rugbistami Jarosławem i Sylwestrem?
Jarosław Hodura: - Na pewno nie. Nasze życie zapewne inaczej by się potoczyło. Prawdopodobnie kopalibyśmy piłkę, z lepszym lub gorszym skutkiem. Może z futbolem już dawno dalibyśmy sobie spokój? A może Sylwek by się przebił, a ja nie chciałbym się poddać i co sezon lądowałbym o ligę... niżej. Każdy dziedziczy jakąś spuściznę. Nasz ojciec uprawiał sport i podążyliśmy jego drogą. Kto wie, czy gdybyśmy mieli ojca, który grałby na gitarze, to byśmy zostali muzykami...
- Sylwestrowi znani trenerzy Michał Globisz i Wojciech Łazarek wróżyli piłkarską karierę. Czyżby ojciec zadecydował, że będzie szukał szczęścia na innym boisku?
Sylwester Hodura: - Sami wybraliśmy rugby. Brat rozpoczął treningi w kietwniu 1980 roku, a ja dokładnie rok później. A tata namawiał mnie na piłkę! Grałem w dobrej drużynie, gdzie byli m.in. Boleslaw Błaszczyk, Andrzej Marchel, Jacek Grembocki, Dariusz Wójtowicz, bracia Wydrowscy... Początkowo próbowałem połączyć obie dyscypliny. Pewnego dnia zagrałem z Lechią przeciwko Gedanii w piłkę, a dwie godziny później grałem w Ogniwie przeciwko Lechii jako rugbista. Na moje nieszczęście, tamten mecz sopocianie wygrali. I rozpętała się burza. Trenerem rugby był Jerzy Klockowski, który był jednocześnie dyrektorem Lechii. To on krzyczał najgłośniej, że zawodnik Lechii nie może grać przeciwko gdańskiemu klubowi! Nie minął miesiąc i historia się powtórzyła. Mecz piłkarski skończyłem wcześniej, tłumacząc się kontuzją, aby zachować więcej sił na rugby. Dzień później spotkałem się w pociągu, gdyż dojeżdżałem do szkoły w Gdańsku, z Michałem Globiszem. Powiedział, że nie mogę godzić tych dwóch dyscplin. Już więcej nie pokazałem się na treningu Lechii.
- Minister Giersz podkreślał, że rugby i Hodurowie to niemal synonimy. Co o tym sądzicie?
SH: - Cieżko ocenić siebie samego. Chciałbym pozostawić to innym. Najlepiej uczynią to działacze i zawodnicy. Choć nie ukrywam, że mielibyśmy się czym pochwalić.
J.H: - Cały czas trzeba wspominać tatę, gdyż to on w 1978 roku to wszystko tutaj rozpoczął. Wkrótce potem byliśmy już z nim. Dlatego historia Ogniwa słusznie wiąże się z naszymi najlepszymi latami.
- Najmilsze wspomnienia.
J.H: - Pierwszy tytuł seniorski z Ogniwem. W 1987 roku kibice byli wszędzie, wisieli na płocie i drzewach. Było ich chyba cztery tysiące. Wiele bym dał, aby znów tak było, aby wszystkich nie zabierała koszykówka czy żużel.
S.H: - Będę mało oryginalny. Zawsze chciałem grać w reprezentacji Polski. To też była jedna z przyczyn, że zrezygnowałem z piłki, gdyż bałem się, że w niej nie przebiję się tak daleko. I jak ktoś powie, że straciłem pieniądze, ktore mogłem wykopać, to odpowiem, że gra z orzełkiem na piersiach zawsze w sporcie była dla mnie najcenniejsza i wszystko rekompensowała.
- Czy był moment, że chcieliście rzucić jajo w kąt?
J.H: - Nie, nie przypominam sobie.
S.H: - Na koniec lepiej, abyśmy rozmawiali tylko o przyjemnych rzeczach.
- Jednak epizod z 1994 roku i wasze zatrzymanie w Karlskronie trudno pominąć milczeniem?
S.H: - Na pewno jakieś piętno zostało. Co gorsza nie z naszej winy. Tam było duże nieporozumienie. Działacze nas zostawili, wrócili do kraju. Zrobiono z nas kozłów ofiarnych. Do lokalu, o którego demolkę byliśmy oskarżeni, weszła tylko część drużyny. Tak naprawdę narozrabiała tam wcześniej szwedzka ekipa. Ale bramkarze w nas chcieli widzieć winnych. Dlatego tłum rzucił się na nas, a dwie minuty później była już policja.
- Kto was najbardziej wspierał przez lata sportowej przygody?
S.H: - Najpierw na pewno rodzice. Później żony. Choć moja przez dwa lata nie pokazywała się na stadionie, gdyż mówiła, że przynosi pecha. I coś w tym musi być. Ostatnio przyszła na nasz mecz z Arką i... przegraliśmy.
- Dzisiaj trzymała transparent "Sylwek + rugby = miłość"
S.H: - Nawet nie zdążyłem przeczytać. Coś w tym jest. Często serce było rozdarte między rodziną a sportem. Trzeba było wybierać, ktoś na tym cierpiał.
J.H: - Gdy pojawiła się rodzina, obowiązki zawodowe, to nasze podejście do rugby się zmieniło. Najmilsze wspomnienia są sprzed tego okresu. Drużyny młodzieżowe często wyjeżdżają, jest czas na scementowanie grupy. Dlatego namawiam wszystkich tych, którzy nie wiedzą, co ze sobą zrobić, aby wybrali rugby. To uniwersalna dyscyplina, w której treningi prowadzimy już z 9-latkami.
- Jakie predyspozycje trzeba mieć, aby zostać dobrym rugbistą?
SH: - Trzeba solidnie trenować. Oczywiście są talenty czystej wody, a do innych wyniki przyjdą tylko po ciężkiej pracy, ale dopiero połączenie tych dwóch cech da pełne zadowolenie. Rugby to taka piękna gra, że nawet ludzie z gorszymi warunkami są w stanie dużo więcej zrobić na boisku, od tych, którzy mają dwa metry wzrostu i 150 kilogramów. Najważniejsze jest serce, wola walki.
- W was te cechy już się wypaliły? Nie można było przełożyć zakończenia kariery na przykład do czasu odzyskania tytułu mistrzowskiego przez Ogniwo?
J.H: - Gdybym grał w młynie, to może jeszcze poruszałbym się przez rok lub dwa, ale teraz za późno na zmianę specjalizacji. W ataku trzeba być gibkim, szybkim, a te cechy wraz z wiekiem zanikają. Ponadto były kontuzje kręgosłupa i ręki. Moja pozycja była niesamowicie czytelna. Najdrobniejszy błąd było widać. Na własnej skórze przekonałem się, że zawodnicy patrzą na mnie i porównują. Jako trenerowi nie wypada mi dawać złego przykładu. Trzeba skończyć w dobrym momencie. Dopiero stojąc poza boiskiem mogę wymagać od podopiecznych.
S.H: - O tym, że kończę, zdecydował wiek. Organizmu nie da się oszukać. Gramy z zawodnikami, którzy mają mniej lat niż my spędziliśmy na boisku. Niektórzy z nich mogliby być naszymi synami. Czasem to śmiesznie wyglądało. Oczywiście jeszcze mógłbym się zmobilizować, ale trzeba wiedzieć, kiedy odejść. Mogłoby się bowiem okazać, że nagle przekroczę jakiś punkt, po którym zacząłbym się rozmieniać na drobne.
- Czy będzie trzecie pokolenie rugbistów w rodzinie Hodurów?
SH: - Któż to może wiedzieć?
- Córka nie będzie grała?
S.H: - Nie. Na pewno nie będę jej namawiał.
- Jarek, a twój syn?
- Raczej coś w sporcie będzie robił. Jeździ na rowerze, pływa, gra w tenisa i bawi się piłką, także do rugby. Decyzję pozostawię jemu.
- Zanim przestaliście grać, zasmakowaliście trenerskiego chleba. Macie już na oku kandydatów na swoich następców?
J.H: - Jest duże grono utalentowanych rugbistów, ale nie chcemy samej młodzieży rzucać na najgłębsze wody. Dobrze się stało, że udało się zatrzymać w Sopocie Przemka Tubielewicza, że wrócił do gry Tomek Wysiecki... Oni są w stanie wypełnić w młynie lukę po Sylwku, na nich trzeba bazować.
- Trenerskie zadania na najbliższy sezon?
S.H: - Cały czas marzymy o odzyskaniu mistrzostwa. Od dwóch lat jesteśmy blisko. Teraz co prawda w klubie nikt nie oczekuje złota, ale aspiracje zawodników i trenerów sę wyższe niż działaczy.
J.H: - Czekam na przyznanie jakiegokolwiek budżetu na przygotowania reprezentacji młodzieżowej, z którą mam awansować do finałów mistrzostw Europy. Pierwsze spotkanie z nowymi podopiecznymi może dojdzie do skutku we wrześniu, kiedy to powinny znaleźć się pieniądze na kilkudniowy turniej w Moskwie. Ponadto chciałbym spróbować sił w wyborach samorządowych.
- Mówi się, że rugbistą jest się przez całe życie.
S.H: - Chcielibyśmy, aby tak było. Wielu naszych kolegów kończąc karierę zawodniczą odchodzi, praca pochłania ich do tego stopnia, że nie mają czasu nawet interesować się tym, jak gra ich drużyna. Przy tej okazji chciałbym zaapelować, abyśmy odnowili kontakty, aby do klubu wrócili ci, którzy kończyli 20, 10 czy 5 lat temu. Powinniśmy robić wszystko, aby rodzina rugby się utrzymywała i rozwijała.
- Bez wprowadzenia rugby na profesjonalne zasady działania będzie raczej trudno zrealizować tę ideę?
S.H - Mam nadzieję, że nasi następcy otrzymają szanse grania na innych zasadach, może nie zawodowego, ale półzawodowego. Były tego zaczątki w kadrze, ale się skończyło. A szkoda, gdyż jest grupa zawodników i są ludzie, którzy wiedzą jak to trzeba robić. Brakuje tylko pieniędzy i sponsorów.
- A może jedyną szansą dla polskiej młodzieży jest emigracja. Dlaczego nie poszliście tą drogą?
J.H: - Zabrakło promotora, który wszystko by zorganizował. Z tego powodu moje lub Sylwka próby w tym zakresie spaliły na panewce. Obawiam się, że obecnie z młodzieżą może być podobnie. W zawodowym rugby najważniejszy jest pierwszy rok. Na obcym gruncie trzeba mieć punkt zaczepienia. Grzesiek Kacała oparł się na Marku Płonce. My nie mieliśmy nikogo takiego. Zabrakło szczęścia, które jest zawsze potrzebne. Na pewno żal, że coś nas ominęło.
Wywiady
Kluby sportowe
Opinie (4)
-
2002-08-20 17:22
J. i S. HODURA
Mysle jednak, ze nie pozegnaliscie sie calkowicie z
RUGBY i OGNIWEM SOPOT .
Wasz Tata zostanie wzorem prawdziwego trenera.Wyszkolil nie tylko synow ale wielu zawodnikow, ktorzy zarazili sie tym sportem i zawdzieczja mu bardzo wiele .- 0 0
-
2002-08-23 16:33
ha ha ha
już wy wiecie przez kogo rozpadła się kadra powtarza się scena przed meczem z portugalią uważajcie żeby kacała nie zniszczył też ogniwa ile dajecie mu kasy za trenowanie bo za 10 000 potrenował by reprezentacje ETIOPI nara
- 0 0
-
2002-08-28 12:05
KIBIC RUGBY-Czy pies ogrodnika
Szkoda Ci ?- ze nie potrafisz negocjowac tak jak on .
Biedny zuczek !- 0 0
-
2002-09-11 07:21
dziękujemy
Dziękujemy wam za wiele lat gry, przeżywane emocje, sport na wysokim poziomie.......... Wierzcie - prawdziwi kibice nazwisko HODURA szanują i zawsze będą dobrze kojarzyli z Sopotem
- 0 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.