Zapowiadają się gorące dni na linii Gdańsk-Wrocław-Ostrów Wielkopolski. Kto wie, czy aby rozwiązać spór o Krzysztofa Lijewskiego, rozgrywającego młodzieżowych mistrzów Europy w piłce ręcznej, wystarczy związkowy aparat, czy też w bój zostaną wysłani prawnicy. Ktoś wyraźnie mija się z prawdą. Wybrzeże utrzymuje, że ma z zawodnikiem ważny kontrakt, i to już od... maja, a Komisja Zmiany Barw Klubowych potwierdza prawidłowość tej umowy. 19-latek twierdzi, że w Gdańsku podpisał jedynie umowę wstępną, która nie może być uznana za kontrakt, gdyż nie było w niej m.in. aneksu o wynagrodzeniu. Do Ostrovii, której szczypiornista jest wychowankiem, wpłynęło jego podanie o zgodę na przejście do Śląska oraz pismo... Wybrzeża o wydanie zawodnika.
Jeszcze w ubiegłym tygodniu Grzegorz Rywelski, dyrektor klubu, utrzymywał, że Lijewski ma czas, aby się określić do 26 sierpnia. Tylko
Daniel Waszkiewicz, trener drużyny się "wychylił" i przyznał na łamach "Głosu", że "zawodnik poczynił już pewne zobowiązania wobec Wybrzeża".
Dzisiaj klub idzie na całość, deklarując wprost: "mamy kontrakt". Skoro jednak został parafowany już w maju, to po co - zresztą z obu stron - była ta szopka z nieustannym namawianiem do gry w Gdańsku i bajki, że jeszcze Lijewski się zastanawia?! Dlaczego w lipcu, gdy młodzieżowka miała wolne, Krzysztof nie stawił się na treningach Wybrzeża, jak uczynili to inni gdańscy kadrowicze: Michał Świrkula, Patryk Kuchczyński i
Michał Waszkiewicz? Jeśli jest kontrakt, to za coś takiego grozi dyskwalifikacja! Jak to możliwe, że nie dopilnowano, aby wpisać Lijewskiego na listę transferową, co jest warunkiem niezbędnym do zmiany barw klubowych? Wreszcie żadna ze stron nic nie mówi o wynagrodzeniu. Czyli, że klub płacił, zawodnik pobierał stypendium, a przecież w piłce ręcznej przyjęła się tradycja, że umowy obowiązują od 1 lipca...
- To nieprawda, że podpisałem w Gdańsku kontrakt - powiedział nam wczoraj w rozmowie telefonicznej Krzysztof.
- Złożyłem podpis jedynie pod umową wstępną, która była wyjściem do dalszych rozmów. Nie można jej uznać za kontrakt, choćby z tego względu, że nie miała aneksu finansowego. Jestem pewny swego, mam kopię tego co podpisałem. Wyjaśnienie sprawy scedowałem na działaczy Śląska. We Wrocławiu zamieszkałem i podjąłem już treningi, a w Ostrovii złożyłem podanie z informacją, że chce zmienić barwy klubowe.Jacek Latajka, wiceprezes ds. sportowych KPR Ostrovia, przyznaje, że w klubie mają dwa sprzeczne podania, a zawodnik nic nie wspominał o Wybrzeżu!
- Na najbliższym posiedzeniu zarządu rozpatrzymy pismo Lijewskiego informujące, że zamierza przejść do Śląska oraz wniosek Wybrzeża, który wpłynął do nas jakieś dwa tygodnie temu, o wydanie Krzysztofa temu klubowi. Przedstawiciela gdańszczan zaprosiliśmy na to spotkanie. Według związkowych przepisów, należy nam się za Lijewskiego 20 tysięcy złotych, choć chętnie wzięlibyśmy więcej - mówi prezes Latajka.
Przy ul. Zawodników nie przyjęto zaproszenia i nikt do Ostrowa się nie wybierze.
- Z Ostrovią zamierzamy rozmawiać jedynie o tym, czy całą kwotę transferową mamy wpłacić od razu, czy też można ją będzie rozłożyć na raty - wyjaśnia
Michał Gołuński, kierownik sekcji piłki ręcznej Wybrzeża.
Jednocześnie z Gdańska płyną zapewnienia, że na siłę nie zamierzają nikogo ściągać.
- Kontrakt podpisywał prezydent Henryk Majewski. Jednak wiadomo, że z niewolnika nie ma pracownika. Jesteśmy skłonni do rozmów w sprawie przyszłości Lijewskiego - zapewnia dyrektor Rywelski.
Nie trudno się domyślić, że Wybrzeże byłoby skłonne... sprzedać lub wypożyczyć rozgrywającego. Zapewne za więcej niż 20 tysięcy, bo tylko wówczas cała batalia miałaby sens.
- Aby transfer został dokonany, konieczne jest spełnienie siedmiu warunków. Najważniejsze jest podpisanie z zawodnikiem kontraktu i wystąpienie do jego macierzystego klubu o wydanie świadectwa transferowego. Wybrzeże oba te warunki wypełniło. Dlatego w myśl związkowych przepisów jako jedyne ma prawo do Lijewskiego. Jeśli zapłaci Ostrovii, pozyska tego zawodnika - wyjaśnia
Andrzej Walasek, przewodniczący Komisji Zmiany Barw Klubowych ZPRP.
- Nie wydaje się, abym był w niezręcznej sytuacji. Zawsze poruszam się w granicach przepisów. Zresztą w zarządzie, który jest organem odwoławczym od decyzji mojej komisji, jest przedstawiciel Śląska - od razu odpiera ewentualne zarzuty o stronniczość Walasek, który jest jednocześnie wiceprezesem sekcji piłki ręcznej... Wybrzeża.
- Wierzę w mądrość i uczciwość tego pana - deklaruje
Zbigniew Sadurski, prezes sekcji piłki ręcznej Śląska.
- Jednocześnie nie mamy powodu, aby nie wierzyć Lijewskiemu, choć do czasu wyjaśnienia sprawy kontraktu z nim nie zawrzemy. Zawodnik twierdzi, że w Gdańsku podpisał się pod czymś nie do końca wypełnionym, co na pewno nie było kontraktem. Na dowód, ma kopię tego dokumentu. Dlatego nie widzimy powodu, aby rozmawiać z Wybrzeżem. Dla nas partnerem przy transferze jest wyłącznie Ostrovia.