• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Stoczniowiec - Unia Dwory 1:4

star.
3 marca 2003 (artykuł sprzed 21 lat) 
Beznadziejnie dla gdańskich kibiców i ogólnie nudno przebiega I runda play off hokeistów. Dużo wskazuje na to, że wielki finał MP po raz trzeci z rzędu odbędzie się z udziałem Unii oraz Katowic. Notabene dla oświęcimian to już trzynasty kolejny finał, na razie są na remis - po sześć tytułów i przegranych.

Interesujące nas rozstrzygnięcie zapadło wczoraj, jednak wątpliwości zniknęły już w piątek. Niepodzielni mistrzowie kraju od 1998 roku gładko zwyciężyli w Gdańsku, wbrew nadziejom artykułowanym przez obóz stoczniowców. Nie wiadomo tylko czy dla podtrzymania ducha, czy też dla gry pozorów, bo jedynie fantasta - wobec formy prezentowanej od początku stycznia przez team Mariana Pysza - mógł oczekiwać sukcesu. Sami pisaliśmy, że będzie nim choćby jedna wygrana w półfinale, ale i to okazało się ponad siły biało-niebieskich. Jakoś tak zrezygnowanych, może obojętnych, wydaje się, że również nieskoncetrowanych na celu. Zastanówmy się przez moment nad psychologicznym znaczeniem nieobecności Wawrzkiewicza. Znaczeniem dla jego kolegów, bo nasze odczucia są guzik warte. Pysz, z myślą o kontuzji (ciągle ta pachwina) gwiazdy "stoczni", zrobił jak zakładał, ale nie musiało to podobać się wszystkim w ekipie. 80 procent zespołu siedzi na ławce w najważniejszym meczu sezonu. Czy to normalne? "Wacha" jest zdrowy czy nie? Może Tomkowi, bramkarzowi reprezentacji, przerwa była potrzebna wcześniej, np. w połowie ligi. W każdym razie wczoraj zagrał.

W piątek znowu, jak trzy dni wcześniej na tafli unitów (3 i 8 min), nasz zespół dał się zaskoczyć na samym początku spotkania. W tym sezonie rzeczywistość jest taka, że gdy przegrywa się z Unią 0:2 w 8 min, to można zapomnieć o korzystnym wyniku.

Rywalizacja z Unią była najgorszym wariantem z możliwych (w sensie sportowym i marketingowym) i często o tym przypominaliśmy, porównując los jej przeciwników do straceńców trafiających na Lotos w PLKK, może przesadnie, ale to obrazowało skalę trudności. Były 42 mecze, właściwie 40 plus dwa walkowery od Krynicy, aby tego uniknąć! Zawodnicy wiedzieli najlepiej, a teraz o tym mówią, że Oświęcim jest za dobry. - Są lepsi i tyle - rzekł Michał Smeja zbierając się do domu. Co więcej dodać. Trener to samo. I oto mamy pretensje. Dobrze jest rozpoznać własną moc, a potem tak kombinować, żeby na zgromadzonym paliwie dojechać jak najdalej, z ominięciem przeszkód. Oczekiwanie, że kroczącą od zwycięstwa do zwycięstwa drużynę dosięgnie konieczny (?) w sezonie kryzys w sytuacji, kiedy samemu trudno wyskoczyć z dołka, zakrawało na szczeniackie spekulacje w stylu "teraz wam pokażemy". Było to tyleż spóźnione, ile długi proces odkrywania prawdy o niedoszłych transferach. Przed 20 grudnia, gdy Stoczniowiec był liderem, wzmocnienia były niepotrzebne, w styczniu okazało się, że zabrakło na nie kasy... Powoływanie się na magię play off, gdy z dodawania wynika, iż w 9 grach strzela się rywalowi łącznie... 11 goli, też jest mało poważne. Kibice tego nie łyknęli. Pewnie i za sprawą Małysza tak się stało, jednak skromna publika w "Olivii" była nieporównywalnie skromniejsza od tej, której mogliśmy się spodziewać. Gdzie jej było do czterotysięcznej widowni, którą dokładnie rok wcześniej zgromadził czwarty mecz półfinałowy z Katowicami. Chcieliśmy powtórki. Liczba widzów - to raz, atmosfera - to dwa. Po 10 minutach kilka metrów nad poziomem lodu, zamiast świątecznego, panował klimat egzekucji. Żal serce ściskał, gdy człowiek siedział na dobrym miejscu w prawie pustym sektorze, który jeszcze wyludnił się, wiadomo dlaczego, po II tercji.

Po meczu rozmawialiśmy z Markiem Stebnickim, grającą legendą ekstraligi, graczem już 38-letnim, ale pełnym werwy. Swoją długowieczność tłumaczy sportowym trybem życia i nie widzi w niej nic niezwykłego. W niedzielę zaliczył gola i asystę. Pocieszał nas w dobrze znanym stylu. - To jest play off. Wszystko zdarzyć się może! Rok temu byłem u was z Katowicami. Już szykowaliście się do świętowania awansu do finału, ale ograliśmy was 2:0 i wszystko się odwróciło...

Jednak po chwili były wielokrotny reprezentant Polski był już bardzo konkretny: "Bardzo lubię morze, ale prywatnie. Plan był taki, że gramy na maksa i już tu nie wracamy. Myślę, iż w pierwszych dwóch tercjach było widać, jak blokujemy akcje gospodarzy w zarodku. Zrobili się groźniejsi w trzeciej odsłonie, gdy lekko spasowaliśmy, pragnąc po prostu dograć mecz. Trochę zmartwiła mnie skromna widownia, ale i tak nie ma co narzekać. Gdzie indziej w ogóle jest pusto.

- Nie musiałem nic podpowiadać trenerowi. Ten zespół jest tak doświadczony, że sam wie jak grać -
oznajmił Jerzy Gabryś, który poprzednie dwa sezony spędził na wypożyczeniu w Stoczniowcu. Chciał nawet trzeci, ale Unia kategorycznie kazała mu wracać. - Widać, że w Stoczniowcu idzie ku lepszemu, ale ten proces nie odbywa się tak szybko, jakby chcieli kibice... Musicie poczekać.

Trener Pysz prosi o cierpliwość. Każe poczekać jeszcze dwa-trzy lata. Poczekamy, nie mamy wyjścia.

***

Ostatni mecz z Unią aż do 55 min rokował nadzieje, że coś się może wydarzyć. Końcówka w wykonaniu obrońców tytułu była jednak zabójcza.

BRAMKI: Stebnicki (17), Jaros (55), Klisiak (59), Parzyszek (60-w osłabieniu, do pustej bramki) - A. FRASZKO (24-w przewadze).
Sędzia: Marczuk (Toruń). Kary: 16 - 12. Widzów 1500.

STOCZNIA: Wawrzkiewicz - Smeja, Sokół; Justka, A. Fraszko, Myszka - Leśniak, R. Fraszko; Moskal, Raszczyński, Jurasek - Cychowski, Bukowski; Jankowski, Wróbel, Kostecki - Zaleski, Błażowski. TRENER: M. Pysz.

Nasz zespół przystąpił do gry bez Bagińskiego, który w piątek doznał kontuzji. W trakcie meczu dotkliwego urazu obojczyka doznał Jankowski i musiał pojechać do szpitala. Na szczęście to nie złamanie. W 24 min nasz zespół wykorzystał okres gry w przewadze, ale tak naprawdę prosiło się o to przy remisie w III tercji. Znowu na lodzie był pierwszy atak, ale po akcji starszego Fraszki, Myszka nie zapanował nad skaczącą gumą. Szkoda, bo okazja była ponoć wyborna. Za chwilę pokonał Wawrzkiewicza Jaros... W ostatnich sekundach trener Pysz próbował wykorzystać osłabienie rywala i ściągnął z lodu bramkarza. Zbyt długie prowadzenie krążka skończyło się tym, że wyłuskał go Stebnicki i zagrał do Parzyszka.

Drugi półfinał:
Wojas Podhale Nowy Targ - GKS Katowice 4:2

O miejsca 5-8:
GKS Tychy - KTH Krynica 5:1 ; Eurostal Toruń - Zagłębie Sosnowiec 6:2

PIĄTEK.
Katowice - Podhale 10:2 (2:0, 5:0, 3:2), Krynica - Tychy 5:4 (3:1, 1:1, 0:2, 1:0), Zagłębie - Eurostal 4:3 (0:2, 2:0, 1:1, 1:0).
Głos Wybrzeżastar.

Kluby sportowe

Opinie (1)

  • Stare dziady

    unia to same staruchy!!!!! za dwa lata nie maja co marzyc o mistrzu, moze za rok im sie uda, oby nie zeszli na zawal w trakcie gry nasze "gwiazdy", nie trener zacznie sie interesowac rezerwa, bo cos im cienko idzie. Jeszcze pare slow do Klisiaka : kija to sobie mozesz obciagac na wlasnym lodzie!!!!!!!!!!!! trenuj bo juz niedlugo tylko to ci pozostanie stary pryku :)

    • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Relacje LIVE

Najczęściej czytane