• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Tysiące mil podwodnej przygody. Recenzja filmu "Aquaman"

Tomasz Zacharczuk
21 grudnia 2018 (artykuł sprzed 5 lat) 

Najnowsze widowisko spod szyldu DC kilkukrotnie uderza z hukiem o dno, ale z morskich głębin heroicznie wyławia je muskularny Jason Momoa będący prawdopodobnie najlepszym z możliwych wcieleń Aquamana. Wyprawa w głąb imponującej wizualnie Atlantydy jest rozkoszą dla oczu, lecz zarazem wymagającym testem dla rozumu, który podczas ponaddwugodzinnej, rozbuchanej akcją rozrywki najlepiej przełączyć w stan uśpienia.



Komuś takiemu jak Aquaman nie jest z pewnością łatwo funkcjonować w gwiazdorskiej Lidze Sprawiedliwości, mając u boku mrocznego Batmana, energiczną Wonder Woman i szarmanckiego Supermana. Przez lata króla podwodnej Atlantydy marginalizowano, wyszydzano i traktowano jak wymoczka z oceanicznych głębin wymachującego gigantycznym widelcem. Przypominał piąte koło u wozu, które w każdej chwili można wymontować, by zrzucić zbędny balast. Aquamana o gabarytach Jasona Momoy nie zauważyć już się nie da, a recytowanie mu w twarz obelg skończyłoby się z całą pewnością bolesnym łomotem. Z tym gościem po prostu się nie zadziera, choć nawet on w solowym filmie ma problemy z udźwignięciem ciężaru tej spektakularnej, bądź co bądź, produkcji.

Imprezy dla kinomanów w Trójmieście


Rozochoceni nadspodziewanie dobrym przyjęciem "Wonder Woman" producenci z Warner Bros. zdaje się, że doskonale już wiedzą, w którym kierunku powinni podążać, acz nadal brakuje im pewnej wprawy i przede wszystkim cierpliwości. Wciąż bowiem z dziwacznym uporem hołdują zasadzie "im więcej, tym lepiej", powtarzając tym samym karygodne błędy "Legionu samobójców" czy "Świtu sprawiedliwości".

"Aquaman" stara się być kilkoma filmami w jednym i to gatunkowe przeładowanie czuć niemal na każdym kroku. Reżyserujący James Wan w nieco ponad 120 minutach próbuje więc upchnąć batalistykę rodem z "Władcy Pierścieni", przygodówkę a'la "Indiana Jones", łzawy rodzinny melodramat, tani romans zalatujący "Zmierzchem" i w końcu kino szpiegowskie w stylu Jamesa Bonda. Tak, wciąż mówimy o jednym filmie.

Zobacz nasze wszystkie recenzje filmowe

Tytułowy Aquaman żyje na pograniczu dwóch światów. Jest synem latarnika i królowej Atlantydy. Po latach, początkowo wbrew własnej woli, próbuje odzyskać należny mu tron i zepchnąć z niego przyrodniego brata, którego obwinia o śmierć matki. Tytułowy Aquaman żyje na pograniczu dwóch światów. Jest synem latarnika i królowej Atlantydy. Po latach, początkowo wbrew własnej woli, próbuje odzyskać należny mu tron i zepchnąć z niego przyrodniego brata, którego obwinia o śmierć matki.
Punkt wyjścia i sposób ekspozycji jest trafiony. W kilku zgrabnie zmontowanych retrospekcjach (osobisty plus za dryfujący w tle utwór Sigur Ros) dowiadujemy się, że Aquaman, a właściwie Arthur Curry, zrodził się ze związku zwykłego latarnika i królowej Atlantydy (dość nijaka Nicole Kidman). W obawie o męża i syna kobieta gotowa była poświęcić własne życie, by uchronić bliskich przed zemstą podwodnego świata. Po latach przyrodni brat tytułowego bohatera snuje niecne plany inwazji na ląd, a przy okazji chce zgładzić bękarta, hybrydę niepasującą do obu światów. Trąca sztampą, ale zamysł fabularny wydaje się przejrzysty. Dla twórców filmu to jednak zbyt mało.

Skupienie fabuły na bezpośredniej konfrontacji Aquamana i króla Orma (grający bez zarzutu Patrick Wilson) z całą pewnością wystarczyłoby na potrzeby pierwszego solowego projektu poświęconego królowi Siedmiu Mórz. Obu postaciom nie brakuje charyzmy i logicznych pobudek napędzających do działania. Arthur nie zgadza się na despotyczne zapędy brata i chce pomścić matkę. Orm nienawiść do ludzi spuszczających do oceanu tony śmieci chce przekuć w radykalny plan zniszczenia życia na powierzchni. Skądinąd podtekst ekologiczny filmu trafiony w punkt i ciężko z argumentacją Orma się nie zgodzić.

Kipiący od emocji pojedynek twórcy filmu co rusz jednak przerywają, kierując akcję na poboczne tory. Mamy więc zupełnie zbędną w tej części postać Czarnej Manty, tandetnie poprowadzony romans Aquamana i Mery (Amber Heard) oraz poszukiwania potężnego trójzęba ukrytego za siedmioma górami i morzami. W cudownie wykreowany świat Atlantydy nie da się w pełni zanurzyć, bo szalona akcja gna bohaterów na amerykańskie wybrzeża, skąpaną w słońcu Sycylię, a nawet na... piaszczystą Saharę. W pewnym momencie widowisko przypomina przygody Aquamana Jonesa i syrenki Ariel, których ściga zakapior przebrany w komicznie wyglądający kostium żywcem wyjęty z serialu Power Rangers.

Starcie Aquamana (Jason Momoa) i Orma (Patrick Wilson) to jednocześnie pojedynek dwóch światów i dwóch systemów wartości. Szkoda, że twórcy filmu nie skupili swojej energii tylko na tym wątku. Pozostałe są po prostu niedopracowane i rozczarowujące. Starcie Aquamana (Jason Momoa) i Orma (Patrick Wilson) to jednocześnie pojedynek dwóch światów i dwóch systemów wartości. Szkoda, że twórcy filmu nie skupili swojej energii tylko na tym wątku. Pozostałe są po prostu niedopracowane i rozczarowujące.
Im więcej się na ekranie dzieje, tym szybciej giną nasze szare komórki. Warto więc skupić się na tym, co widać gołym okiem, a czego lepiej nie próbować ogarniać rozumem. Pierwsze skrzypce, co naturalne, gra rewelacyjny Jason Momoa, który żadnej wizyty na siłowni na pewno nie zmarnował. To nie tylko gigantyczne muskuły, ale potężna dawka testosteronu, ogromna charyzma, niepohamowany wdzięk rozrabiaki, wyostrzony żart krnąbrnego luzaka, który w kilka sekund po niewyparzonym języku uruchamia naparzające przeciwników pięści. Gość uwielbia bezpośrednią walkę i robi to bodaj najlepiej ze wszystkich ekranowych superbohaterów, nie tylko ze świty DC.

Choreografia walk w "Aquamanie" stoi zresztą na wysokim poziomie, pomysłom inscenizacyjnym nie brakuje werwy i świeżości, a wszystko zanurzone jest w oszałamiającej kolorami oceanicznej głębi. Spowite mrokiem kino DC zyskało w końcu tak bardzo potrzebne żywiołowe barwy. To film, w którym można się zakochać, choć szybko dojdzie do nas, że było to tylko zauroczenie.

Wystarczy bowiem przy okazji nadziać się na kilka naprawdę kiepskich scen, po których aż ma się ochotę schować ze wstydu głowę w piasek, pod wodę, a choćby nawet, jak czyni to jeden z bohaterów, w głąb sedesu. Dnem jest choćby kuriozalnie idiotyczna scena wynurzania się Aquamana i Mary, którzy na sycylijski ląd wybiegają z wody z gracją bohaterów "Słonecznego patrolu" przy akompaniamencie koszmarnego coveru utworu "Africa", wykonywanego przez, o zgrozo, Pitbulla. Takich "kwiatków" jest w filmie jeszcze całkiem sporo, podobnie jak suchych nawet pod wodą żartów.

Największą zaletą filmu, poza Jasonem Momoą, są oszałamiające efekty specjalne. Imponująco prezentują się przede wszystkim podwodne królestwa, wśród których znajdziemy nie tylko Atlantydę, ale też ich unikalni mieszkańcy. Największą zaletą filmu, poza Jasonem Momoą, są oszałamiające efekty specjalne. Imponująco prezentują się przede wszystkim podwodne królestwa, wśród których znajdziemy nie tylko Atlantydę, ale też ich unikalni mieszkańcy.
"Aquaman" jest filmem szalenie przekombinowanym i wręcz kiczowatym (szczególnie w końcówce), ale zarazem olśniewającym wizualnie, dostarczającym zupełnie niezobowiązującej rozrywki i przede wszystkim sprawiedliwym. To bowiem, co obiecywali nam producenci w zwiastunie, w stu, a nawet i więcej procentach dostajemy w finalnym produkcie. W odniesieniu do "Wonder Woman" nie jest to krok naprzód, a bardziej w bok. Co najważniejsze w przypadku DC i Warnera, nie jest krokiem wstecz. To dwie godziny z hakiem podwodnej żeglugi z kapitanem Jamesem Wanem, który steruje atomowym okrętem USS "Aquaman". Cokolwiek znajdzie się na kursie kolizyjnym, z tym kolosem nie ma szans.

OCENA: 6/10

Film

6.1
42 oceny

Aquaman (13 opinii)

(13 opinii)
akcja

Opinie (32) ponad 10 zablokowanych

  • czytelniczka (9)

    Panie Tomaszu,
    kolejna niesamowita recenzja. Gratuluję pióra.

    • 19 19

    • Chyba (3)

      Klawiatury ;)

      • 9 0

      • skąd wiesz, że wcześniej nie pisał piórem na kartce i przepisał? (2)

        • 0 3

        • na pewno (1)

          pisał gęsim na perfumowanym pergaminie.

          • 12 1

          • Cierpiąc na suchoty

            • 5 1

    • czytelniczka (4)

      Proszę Państwa,
      proszę zapoznać się ze znaczeniem zwrotu "mieć lekkie pióro", do którego tu nawiązałam :) Zapewniam przypływ satysfakcji z pogłębienia wiedzy i uznanie w oczach domowników przy świątecznym stole, gdy wzbogacimy nasze wypowiedzi o mniej utarte słowa.
      Niestety czasy sprzyjają strasznemu zubożeniu językowemu.

      • 14 6

      • Spadówa

        • 3 5

      • Chyba ty

        • 2 3

      • Czytelnik

        Proszę zapoznać się z pojęciem "sarkazm".

        • 3 1

      • cyrkowiec

        z jakiego cyrku uciekłaś?

        • 0 2

  • Zazdroszczę panu Tomaszowi optymizmu i łatwości z jaką daje wysokie noty

    • 13 5

  • znowu o filmie dla dzieci... (1)

    kumam mimochodem obejrzeć coś takiego jak masz zgon po robocie i wieczorem klikasz bemyślnie pilotem, ale ekstra wyprawa do kina na coś takiego???

    • 29 9

    • Recenzja tego filmu jednym zdaniem?

      Jeśli potrzebujesz powodu aby przez dwie godziny siedzieć w ciemnym pomieszczeniu , na niewygodnym fotelu i jeść głośno chrupiący, przepłacony popcorn...to przy okazji obejrzyj Aquamana.

      • 7 1

  • nie polecam

    dno i 5m mułu.

    • 10 5

  • Kolejna komputerowa papa na mozgi pokolenia netflixu i mazania po ekranie palcem (1)

    tak jak ktos tu napisal...dno i metr mulu.
    Nawet nie zenujace tylko juz glupie.
    No ale kase sie robi najlepsza na glupich

    • 23 5

    • Przecież filmy są nie tylko dla 5% najinnteliggentniejszych

      Kino może wychowywać, ale kino woli zarabiać. I więcej się zarobi schlebiając gustom, noźli je kształtując. Schlebianie w dłuższej perspektywie też kształtuje, tyle, że obniżając poziom, a windując efekty na niebotyczne poziomy. Dlatego wybuchy muszą być większe i większe, takoż cycki, karabiny, wyrwy w ciele, podskoki bohaterów, a dźwięki coraz głośniejsze. Nie ma ciśnienia na logikę i spójność akcji, bo i tak mało kto ogarnia o co chodzi. Nie ma ciśnienia na coekawą historię, bo i tak zakończenie dyktuje producent, a nie scenarzysta, nie ma ciśnienia na rozstrząsanie problemów psychologicznych, co najwyżej na psychlogię rodem z Bravo.
      Tylko dlaczego wciąż katują nas popcornem, a nie czymś o przyjemniejszym zapachu?

      • 2 0

  • PEGI 13, to co mieli pokazać? (2)

    Mówiłem wam jaką mam metodę - sprawdzajcie od jakiego wieku jest dany film. Jeśli jest coś sci-fi, fantasy, czy akcja, i jest np. od 13 lat, to będzie kaszana, bo jakie sci-fi / fantasy (choć fantasy to i tak bajeczki), akcję można pokazać bez wulgaryzmów, krwi i golizny? Same lekkie tematy, sieczka totalna.

    • 2 1

    • A dopiero urwana noga czyni film interesującym?

      Albo goła duda?
      A psychologiczne dysputy, rozterki moralne i filozofię, można 13-latkom wciskać bez większych trudności?

      • 0 0

    • LOL

      Pegi jest systemem oceniania gier w europie, a po drugie to przemoc, krew i golizna to takie nie potrzebne tematy dla mnie lepiej

      • 0 0

  • kija sie znacie kurky pitolone

    • 4 9

  • Aquaman

    Używając rozumu nie potrzeba recenzji, podpowiedzi ani sugestii.
    Salę projekcyjną omija się łukiem tak szerokim, jak tylko to możliwe.

    • 5 1

  • Dramat

    Szkoda czasu i pieniędzy. Momentami ciężko wysiedzieć.

    • 2 1

  • bajki, bajki, bajki

    oderwane od rzeczywistości

    • 3 2

1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Relacje LIVE

Najczęściej czytane