• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Widzę siebie na korcie

Krystian Gojtowski
22 lipca 2002 (artykuł sprzed 21 lat) 
Magdalena Grzybowska zajmowała 30. miejsce w światym rankingu Sanex WTA Tour. Może się poszczycić zwycięstwami nad Venus Williams, Jennifer Capriati, Conchitą Martinez czy Anke Huber. Potrafiła poruszać się po tenisowych salonach, znakomicie władająca angielskim, do tego ładna. Była gwiazdą. To było kilka lat temu. Kontuzja kolana brutalnie strąciła ją z piedestału. Od ponad roku trenuje we Francji, próbując powrócić do gry.
- Gdzie byłaś?
- Ponad rok nie było mnie w Polsce. Ostatni poważny turniej zagrałam w marcu 2001 roku. Był to Indian Wells. Na początku byłam w Krakowie, gdzie treningi przeplatały się z zabiegami rehabilitacyjnymi. Niestety, sytuacja nie ulegała poprawie. Jednego dnia kolano mnie bolało, a drugiego czułam się świetnie.
- I podjęłaś decyzję o wyjeździe do Francji?
- Nie. Zdecydowałam, że będę się uczyć, nie zaniedbując jednak prób powrotu do tenisa.
- Jaką uczelnię wybrałaś?
- Uniwersytet w Paryżu. Uczyłam się jednocześnie na trzech kierunkach. W maju skończyłam pierwszy rok studiów i wreszcie zdecydowałam się, który z nich jest dla mnie najważniejszy. Jest to tak rozległy kierunek, jak komunikacja. Później będą mogła wybrać specjalizację. Być może zdecyduję się na media, public relations.
- Czy to oznacza, że twoja przygoda z tenisem zmierza powoli do końca?
- Nie. Podjęcie studiów stanowiło dla mnie odskocznię, by nie myśleć wiecznie o kontuzjowanym kolanie, a bardziej skupić się na tenisie. Uraz nie pozwalał mi na zaliczanie dwóch treningów dziennie, więc moje życie idealnie można było podzielić między naukę a zajęcia na korcie.
- Pokochałaś Paryż bardziej niż Kraków?
- Na pewno w stolicy Francji zapuściłam niewielkie korzenie, ale wielką miłością go nie darzę.
- W stolicy światowej mody musiałaś się jednak czuć znakomicie?
- Dla mnie jest to bardziej stolica muzeów, wspaniałych restauracji, życia nocnego.
- Poznałaś nocne życie Paryża?
- Tak, ale od tej bardziej spokojnej strony. Na wgłębianie się w jego tajniki nie miałem czasu. Poza tym musiałam się przystosować do nowego środowiska, do życia w nowym mieście. Co gorsza, nie mówiłam po francusku, a poruszanie się po Paryżu jest dla mnie męką. To był trudny rok, męczący, ale miałem kontakt z tenisem.
- Czemu te treningi miały służyć?
- Sądzę, że dzięki nim jestem w na tyle dobrej formie, by spróbować jeszcze raz wrócić. Do końca roku chcę jeździć na turnieje i sprawdzić, czy noga wytrzyma taką intensywność gier. A przede wszystkim, czy uda mi się wrócić w oklice 150 miejsce listy WTA.
- A jeśli się nie uda?
- Będę się zastanawiała dalej. Czy mam już teraz wrócić na studia, czy robić coś innego? Jestem dobrej myśli.
- Z Polski wyjechałaś ze Stefanem, francuskim przyjacielem. Sądzono, że będzie on powodem tego, iż zakotwiczysz w tym kraju na stałe.
- Z moim chłopakiem tworzymy jednak dziwną parę. Oboje jesteśmy w ciągłych podróżach. On jest trenerem, ma mnóstwo wyjazdów. Widzimy się więc w przelocie, w przerwach między pakowaniem walizek. Staramy się jednak to wszystko pogodzić. Zdajemy sobie sprawę, że dla nas obojga bardzo ważna jest kariera.
- Francuz musi być bardzo cierpliwy. Nie ma dość tego, że wciąż próbujesz odzyskać formę?
- Sam jest tenisistą. Wie, co przeżywam, wspiera mnie na każdym kroku. Zawsze mogę na nim polegać.
- W minionym roku miałaś wiele czasu na przemyślenie pewnych spraw. Wracałaś pamięcią do wygranych pojedynków z Venus Williams, Anke Huber?
- Raczej nie. Moja kontuzja wlecze się już bardzo długo. Doszłam do wniosku, że nad wszystkim myślałam za długo. Nie chcę rozpamiętywać tego, co było, bo wszystko stałoby się dla mnie jeszcze cięższe. Studia pozwoliły mi oderwać się od tenisowej rzeczywistości. Chciałam być każdego dnia coraz lepsza, nie wracając do tego co było. Pamiętam, że kiedyś grałam dobrze, byłam 30 na świecie. Nie bujam jednak w obłokach. Zdaję sobie sprawę z tego, że teraz sytuacja jest inna, ale chcę do tego wrócić, co było dla mnie tak wspaniałe. Teraz cieszy mnie coś innego niż wygrana z Williams. Cieszę się z każdego udanego zagrania na treningu.
- Masz do kogoś pretensje?
- Miałam je przez pewien czas. Może do losu, że taki cios zadał mi w złym momencie.
- Myślisz o powrocie do Polski, czy chcesz osiąść na obczyźnie?
- Zaczęłam współpracować z Bartkiem Kwiatkowskim, byłym zawodnikiem z Warszawy. Wszystko wskazuje na to, że w najbliższym czasie, jeśli nie będę na turnieju, to więcej czasu będę spędzać w Polsce.
- Dzika karta dla Magdaleny Grzybowskiej do turnieju głównego Idea Prokom Open wywołała falę krytyki. Pytano: "Jak to możliwe, że w turnieju może grać zawodniczka, która w ciągu pół roku wygrała pięć gemów"?
- Powiem szczerze, że sama poprosiłam organizatorów o dziką kartę. Moja rozmowa przebiegała jednak w ten sposób, że stosowniejszą zachętą dla mnie byłaby karta do eliminacji. Tego chciałam.
- Jakie argumenty przedstawiłaś?
- Największym była chęć powrotu. Przekonałam ich, że mam szansę wrócić, że czuję się dobrze, kolano mnie nie boli. To, że była to przepustka do turnieju głównego, stanowiło mnie niespodziankę. Gdyby była to karta do eliminacji, to zagrałabym w eliminacjach. Być może byłby to lepszy pomysł? Rywalizowałabym z zawodniczkami niżej sklasyfikowanymi w rankingu WTA, być może miałabym łatwiejsze mecze? Dyrektor Fijałkowski zadzwonił do mnie z wiadomością, że dostaną przepustkę do turnieju głównego.
- Poczułaś się niezręcznie?
- Z jedenj strony mnie to ucieszyło. Z drugiej zaś zapytałam się: "Czy podołam?". Szybko pogodziłam się z myślą, że zagram w głównym. Tu mam większą szansę na zdobycie punktów do rankingu.
- W 1997 roku triumfowałaś w sopockim turnieju. Od tamtej pory datują się się twoje związki z firmą Prokom, głównym sponsorem imprezy. Jak to wygląda dziś, wszak życie żaka w Paryżu nie jest tanie. Czy firma pomaga ci nie tylko w poworcie do tenisa?
- Widzę, że obraz mojej osoby jest taki, że tenis traktuję od kilku lat per noga, a teraz to w ogóle zajmuję się czymś innym. Tak nie jest. Przez wszystkie lata, nawet wtedy, gdy miałam kontuzję, tenis był dla mnie najważniejszy. I zawsze Ryszard Krauze oraz firma Prokom wyciągali do mnie pomocną dłoń. Do tej pory miałam kontrakt, dzięki któremu mogłam pojechać do Francji na leczenie.
- Zaproponowałaś Prokomi zawieszenie kontraktu?
- Nie chciałabym się wdawać w szczegóły, gdyż nie jestem pewna jak wygląda ta sprawa. Zawsze mówiłam, że pan Krauze był wyjątkowym, fantastycznym sponsorem. Nawet w takich momentach, gdy... Nie grałam dużo, nie wywiązywałam się z warunków, których tak naprawdę w umowie nie było, jednak ten kontrakt wciąż był aktualny. Pan Krauze wciąż chciał mi pomóc.
- Nadal jesteś najbardziej utytułowaną Polką w światowym tourze, dałaś się we znaki wielu rywalkom. Czy zamierzasz wykorzystać swą rozpoznawalność na gruncie menedżerskim?
- Nie myślę na poważnie o swej przyszłości. Przyszłości wykraczającej poza kort. Bardzo trudno jest rozstać się z myślą, że kończy się kariera i trzeba się zająć czymś innym. Takie myśli w ogóle nie przechodzą mi przez głowę. Przykładem jest chociażby to, jak długo wahałam się, zanim wybrałam kierunek studiów. Ciągle widzę siebie na korcie. Na to pytanie może będę mogła odpowiedzieć za rok?
- Cz po treningach, kiedy jesteś zmęczona, zdarza się, że siadasz w ciszy na boisku i zastanawiasz się, czy stać cię na uczestniczenie w wielkich widowiskach?
- Bywają chwile refleksji. Podobne odczucia towarzyszą mi, gdy widzę inne tenisistki cieszące się z turniejowych zwycięstw. Zadaję sobie wtedy wiele pytań i szukam na nie odpowiedzi.
- Pojawiają się w twoich oczach łzy?
- No... tak. Przecież to takie ludzkie i naturalne.
Głos WybrzeżaKrystian Gojtowski

Opinie

Relacje LIVE

Najczęściej czytane