• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

W sobotę benefis legendarnego trenera

Rafał Sumowski
26 maja 2017 (artykuł sprzed 6 lat) 
Wojciech Łazarek (z lewej) w swojej trenerskiej karierze prowadził m.in. reprezentację Polski, a także liczne zespoły w kraju i za granicą. Najlepiej wspomina jednak okres pracy w Lechii, z którą zdołał utrzymać się w krajowej elicie. Wojciech Łazarek (z lewej) w swojej trenerskiej karierze prowadził m.in. reprezentację Polski, a także liczne zespoły w kraju i za granicą. Najlepiej wspomina jednak okres pracy w Lechii, z którą zdołał utrzymać się w krajowej elicie.

- Nie żyję przeszłością, ale szanuję ją i często do niej wracam. Pracowałem w wielu egzotycznych miejscach, ale najchętniej wracam do 1985 roku, kiedy utrzymaliśmy z Lechią Gdańsk ekstraklasę. Dziś polskiej piłce nożnej brakuje indywidualności, a w wielu klubach szkolenie młodzieży traktuje się jak głupi film. Liczę jednak na to, że nasza reprezentacja zagra koncert na mistrzostwach świata w Rosji - mówi Wojciech Łazarek. Legendarny trener w tym roku obchodzi 80. urodziny. W sobotę o godz. 16 na boisku przy ul. Wyzwolenia 8 odbędzie się jego benefis z udziałem wielu zasłużonych dla polskiego futbolu gości. Wstęp jest bezpłatny.



GWIAZDY POLSKIEJ PIŁKI W NOWYM PORCIE

Rafał Sumowski: W sobotę o godz. 16 w Nowym Porcie odbędzie się pański benefis. Dlaczego akurat tam?

Wojciech Łazarek: Bardzo mi miło, że moi przyjaciele wyszli z taką inicjatywą, bo to był pomysł Bogusława KaczmarkaJanusza Kolasy. Nigdy nie byłem celebrytą, ale jest mi bardzo miło. Mała rzecz, a cieszy. Miejsce imprezy nie jest przypadkowe. Po przyjeździe do Gdańska w 1966 roku związałem się z Lechią jako zawodnik. Tutaj też zaproponowano mi pracę z reprezentacją Wybrzeża, którą prowadziłem przez 7 lat. Trenowaliśmy na ul. Kościerskiej i w Nowym Porcie. Tu otrzymałem też propozycję objęcia klubu MRKS. Gdyby nie reorganizacja rozgrywek, awansowałbym z tym zespołem do II ligi. To właśnie tam tak naprawdę zaczęła się moja przygoda trenerska.

W sobotę na boisku przy ul. Wyzwolenia zobaczymy wiele zasłużonych dla polskiej piłki postaci. Udział zapowiedzieli m.in. Artur Wichniarek, Grzegorz Szamotulski, Lech Kulwicki, Radosław Michalski czy Marek Jóźwiak. Kogoś będzie panu brakowało?

Niektórzy, jak Jan Urban czy Ryszard Tarasiewicz mają jeszcze trenerskie obowiązki związane z końcówką sezonu. Z kolei Dariusz Dziekanowski obiecał, że przyjedzie choćby na rowerze, ale w innym terminie. Teraz ma zaplanowaną uroczystość w Glasgow, gdzie przecież reprezentował przed laty słynny Celtic. Nie chcę wielkiej celebry, ale dostaję dużo telefonów i gratulacji. To miłe.

Ma pan za sobą bardzo bogatą karierę trenerską. Czy z perspektywy czasu coś by pan w niej zmienił?

Są trenerzy, którzy bardzo poważnie traktują swoją profesję. Od początku swojej działalności nieśmiało się do nich zaliczałem. Dla szanującego się trenera nie ma większego upodlenia niż to, że nie można od zawodników wyegzekwować tego, na co ich stać. Było takich bardzo dużo. W trenerce zawsze pracujemy na własny rachunek, ale i tak to los trzyma saldo. Tak było i u mnie. Praca trenerska była jednak dla mnie zawsze wielką radością.

Co uważa pan za swój największy trenerski sukces?

Pracowałem troszkę za granicą i w Polsce. Z nostalgią najchętniej wracam jednak do roku 1985. Objąłem wtedy Lechię Gdańsk na ostatnim miejscu w tabeli ekstraklasy, ówczesnej I ligi. Dzięki pracy w symbiozie z zawodnikami, utrzymaliśmy się. Mogę opowiadać o egzotycznych reprezentacjach, Pucharze Izraela czy innych sukcesach, ale ten sezon z Lechią to było coś zupełnie innego jeśli chodzi o proces szkoleniowy. To były dla mnie najważniejsze zdobycze szkoleniowe. Nie żyję przeszłością, ale szanuję ją i często do niej wracam. Niektórzy uważają, że proces szkoleniowy tu czy tam to wszystko jedno, "czy pipa czy drewno". Ja uważam, że w warunkach, które wtedy mieliśmy w Lechii - a nie wypada o nich nawet opowiadać - osiągnęliśmy coś wielkiego. Potem to wszystko się niestety połamało, ale miały na to wpływ inne wydarzenia.

Pochodzi pan z Łodzi, na stałe związał się z Gdańskiem, ale pracował pan też w Izraelu, Egipcie, Arabii Saudyjskiej czy Sudanie. Kim pan się czuje - gdańszczaninem, pomorzaninem, obywatelem świata?

Zobaczyłem trochę świata, ale na dobre i na złe utożsamiam się z Gdańskiem. Nie mam co do tego wątpliwości. Szkoda mi dziś, że nie ma już na Pomorzu tylu silnych klubów. Mocnymi ośrodkami były kiedyś Stoczniowiec, Gedania, MRKS czy kluby z Tczewa. Było wielu dobrych zawodników. Żyliśmy jak na wyspie wrażliwości piłkarskiej. Darzyliśmy się serdecznością, także wśród sympatyków i działaczy. Nigdy nie znaleźliśmy się na oceanie chamstwa. Była rywalizacja, ale też troska o piłkę. Wybrzeże było dostarczycielem dużych wartości piłkarskich w całym kraju. Wszyscy wyjeżdżali do wielkich klubów. Nigdy nie rozumiałem nienawiści do Legii Warszawa, że zabierała zawodników. Przecież jeśli troszczyliśmy się o zawodnika wychowując go od trampkarza do juniora, to lepiej, gdy trafiał do klubu wojskowego i dalej grał, niż jak miałby trafić jako wycior do armaty do którejś z jednostek wojskowych.



Co było dla pana najbardziej zaskakujące podczas pracy za granicą?

Paradoksalnie wspomnę sytuację, kiedy zaskoczeniem było dla mnie to, że nie zobaczyłem tego, czego się spodziewałem. W Arabii Saudyjskiej udało nam się wejść do play-off. Byłem w czwórce trenerów, których wysłano na szkolenie do Brazylii. Myślałem, że pojadę tam oglądać, jak tamtejsi piłkarze kształtują swoją technikę użytkową. Tymczasem oni pracowali nad motoryką, bo to był czas, kiedy wielu z nich wyjeżdżało do Europy i nie byli jeszcze przygotowani fizycznie do piłki na Starym Kontynencie. Dużym szokiem były dla mnie też pierwsze staże w Niemczech, gdzie dopiero poznałem, co to jest katorżnicza praca nad kształtowaniem cech motorniczych. W Polsce dopiero później poszliśmy w tym kierunku. Pracowaliśmy w trudnych warunkach, ale to wtedy mieliśmy największe osiągnięcia. Nie było ich tam, gdzie zaczynało się rozpieszczanie.

Popłaca tylko ciężka praca?

Marząc o byciu piłkarzem na międzynarodowym poziomie, trzeba wszystko podporządkować temu celowi. Pracować na miarę wydolności fizjologicznych. Nie może być tak, że gramy do 60. minuty, a później podania do tyłu i do boku. Trzeba nagiąć krzyża. Nawet jeśli już nie można, to jeszcze można. Wtedy piłkarz wchodzi na odskocznię i może wyegzekwować umiejętności techniczne. Brakuje dziś indywidualności, jakie były kiedyś. Jestem obecnie przewodniczącym rady trenerów pomorskiego PZPN i ubolewam nad tym, że część klubów traktuje młodzież jak głupi film. Likwiduje się zespoły rezerw, dlaczego? Gdzie są dziś chłopaki z Arki Gdynia, którzy 5 lat temu sięgali po mistrzostwo Polski juniorów? Jeśli ktoś daje nadzieje na dużą piłkę, trzeba to wykorzystać. Dziś działa w piłce dużo ludzi, którzy traktują zawodników mało profesjonalnie. Transfery, wypożyczenia i inne rzeczy, byle szybko, byle był z tego zarobek. Piłkarz jest jak roślina. Trzeba podlać, podsypać, przyciąć i wtedy kwitnie. A jeśli każdy tnie kawałek grosza, nie ma mowy o prawidłowym rozwoju. To jest dla mnie straszne.

Polska piłka jest na fali wznoszącej? Doszliśmy do ćwierćfinału mistrzostw Europy, a Robert Lewandowski, Kamil Glik czy Arkadiusz Milik to już zawodnicy światowego formatu. Jaki scenariusz przewiduje pan dla naszego rodzimego futbolu?

Mamy niezłe zaplecze, dobrze, aby dalej się rozwijało. Wiele było na świecie pięknych koncertów w różnych dziedzinach, ale ten piłkarski zawsze jest najpiękniejszy. Chciałbym, aby ta kompozycja naszych najlepszych umiejętności zaowocowała na mistrzostwach świata w Rosji. Wyskoczył nam wspaniale Robert Lewandowski, ale wyjmijmy go z reprezentacji i jej gra będzie wyglądała diametralnie inaczej. To jest to, o czym mówię, potrzeba indywidualności, bo koniec końców to one przeważają o wyniku. To też droga dla trenerów. Młodzi szkoleniowcy robią dziś dyplomy i cieszą się, jakby połknęli diament. Rzeczywistość piłkarska jest trudna. Dlatego mam apel do młodych trenerów. Jak najwięcej korzystajcie z siwych włosów i przeżyć ludzi, których życie "przekotłowało" szkoleniowo. Trener musi stąpać po terenie nie tylko wyobraźni, ale i przewidywania. Im więcej dobrych trenerów, tym więcej dobrych piłkarzy.

Czego panu życzyć przy okazji sobotniej imprezy?

Rozumu, bo odwaga zawsze brała u mnie nad nim przewagę. Co dzień go jednak przybywało, co pozwoliło mi zachować równowagę. Chciałbym mieć jeszcze możliwości, aby pomóc młodym szkoleniowcom, aby byli trenerami, a nie treserami. Mam też nadzieję, że sobotnie spotkanie będzie okazją do odbudowania niektórych kontaktów z przyjaciółmi. Na co dzień nie mamy czasu, aby żyć w symbiozie. A ja zawsze uważam, że spotkania z ludźmi, którzy też żyją piłką, pozwalają czynić postępy.

Wydarzenia

Opinie (17) 3 zablokowane

  • Na weszło był swego czasu artykuł o Łazarku i Lechii

    jak to w latach 70-tych prawie cały sezon byli prekursorem totalnej ...

    (zgadnijcie czego)

    • 4 0

  • Faktycznie jest się z czego cieszyć. Może tak wspomnienia Grzegorza Polakowa na temat tego trenera i korupcji w Lechii: (2)

    1974 - 1975 Naszym trenerem jest Wojciech Łazarek – oto jak wspomina go inny trener Lechii Grzegorz Polakow:
    W jakim klubie doszło po raz pierwszy do procederu kupowania za pieniądze?
    W Lechii Gdańsk, w połowie lat 70. W końcu działacze zorientowali się co się dzieje i wyrzucili z klubu Łazarka. W Gdańsku była wielka afera, że jak go mogli wyrzucić skoro zdobył 24 punkty na 30 możliwych. No to jak? Głupi byli ci prezesi? Ale później, po latach wszystko wyciszono, bo Łazarek został trenerem reprezentacji

    • 7 2

    • Czy Trener sprzedawał mecze???

      • 0 0

    • grzegorz polakow

      komunista,wygryzł Jastrzębowskiego z Lechii Gdańsk.A samochód na kapciach pamiętasz ?Pewnie dzieciakiem byłeś,co ?

      • 0 0

  • Czy zaczeli juz splacac zaleglosci w Lechii? (2)

    • 2 4

    • Tak

      • 2 2

    • już dawno spłacili ciołku

      • 4 2

  • TRener (2)

    Z Pana Wojtka to był raczej trener podwórkowy , co pokazał jego epizod z reprezentacją. Jako facet ok....

    • 9 0

    • (1)

      Śląsk chyba spuścił z ligi...

      • 2 0

      • Lechie tez.

        • 2 0

  • Radosław Wielki wymyślił ten benefis :))))

    • 3 0

  • legendarny trener... (1)

    to Jerzy Jastrzebowski, jedyny, ktory poprowadzil nasza Lechie do sukcsu... wszyscy inni, bez wyjatku, na czele z nowakiem (choc ten ma jeszcze minimalne szanse, zeby przejsc do historii ) moga sie lansowac, honorawac, fetowac, imprezowac, celebrowac, balowac i swietowac... ale heros jest Jeden : tryumfator i zdobywca PP...

    • 11 2

    • Za Jastrzębowskiego Lechia kupowała wszystkie mecze w trzeciej lidze

      Wiem jak kupili mecz od Stoczniowca bo sam tam grałem i wiem kto ten mecz sprzedał

      • 2 2

  • Tragedii ciag dalszy

    Wszystkim kopaczom brakuje
    WYSZKOLENIA TECHNICZNEGO!!!!
    I TRENEROW KTORZY WIEDZA CO ROBIA
    Tutaj jest najwiekszy problem

    • 2 2

  • ..BARYLA,,,,,

    Tak na pana Wojtka mówili jego teksty na meczu treningu synek synuś dzieciaku....Prawdziwy tata ...Pozdrawiam .....

    • 2 0

  • Facet, ktory rozwalil najpierw Lechie

    a potem reprezentacje. Pogratulowac.

    • 5 1

  • Baryła powinien benefis w Poznaniu obchodzić

    • 3 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Relacje LIVE

Najczęściej czytane