- 1 Arka o kibicach na derbach. Marcjanik na dłużej (86 opinii)
- 2 Lechia nie może stracić tego piłkarza (41 opinii)
- 3 ZZ potrzebne żużlowcom już w 2. kolejce? (35 opinii)
- 4 Siatkarze Trefla dalej od 5. miejsca (16 opinii)
- 5 Co to za liga? Ponad połowa drużyn spadnie (2 opinie)
- 6 Dzieję się dużo. Liga koszykarzy na finiszu. (2 opinie)
Żadnej różnicy
19 sierpnia 2002 (artykuł sprzed 21 lat)
Arka Gdynia
Najnowszy artykuł o klubie Arka Gdynia
Arka Gdynia walczy o zdrowie piłkarzy, kontrakty oraz o kibiców na derbach
Rozmowa z Robertem Bubnowiczem, piłkarzem ...Z niezrozumiałych względów - bo na pewno powodem nie jest pielgrzymka papieża, skoro grają inne ligi - drugoligowcy mieli wolny weekend. Kluby bankowo stracą trochę grosza, ponieważ frekwencja we wtorek nigdy nie będzie taka jak w sobotę, ale PZPN jest zadowolony. Robert Bubnowicz, nowy arkowiec, też był zadowolony, aczkolwiek rozmawialiśmy na zupełnie inny temat.
- Jest pan jedynym zakupem gdyńskiej spółki z ekstraklasy. Czuje pan więc różnicę między elitą a zapleczem...
- Nie czuję, bo jej nie ma. Pomijając oprawę medialną, bo w tym względzie rzeczywiście istnieje znaczący przeskok, istotne rózróżnienie sportowe następuje dopiero wtedy, gdy mamy na myśli Legię bądź Wisłę, kluby z solidnym budżetem, a przez to mocne kadrowo, z ligowymi gwiazdami, prawdziwymi indywidualnościami. Jeśli się uprzeć, można wymienić ze cztery zespoły, które stoją na wyższej półce. Reszta ekstraklasy to średniacy, większość przecież rok w rok walczy o utrzymanie. W ich składach, zazwyczaj wyrównanych, brak jednostek wybitnych. Majowe baraże pokazały najlepiej, że różnice między ligami wynikają z subtelności. Spójrzmy na Szczakowiankę, która w ciągu dwóch lat przebiła się do czołówki z III ligi i której skład był i jest bardzo stabilny. Utarte wyobrażenie, jakoby w II lidze dominowała walka i było mniej miejsca na boisku, moim zdaniem, jest złudne. To samo dotyczy warsztatu szkoleniowców, a coś o tym wiem. Pracowałem z takimi trenerami jak Szarmach, Jabłoński, Strejlau, Majewski, Wyrobek, Topolski, Wojno... Piłkarze I ligi nie robią na treningach rzeczy, których arkowcy nie ćwiczyliby pod okiem Kusty. Mam nadzieję, że już w tym sezonie Arka potwierdzi tę teorię. Najszybciej może to się zdarzyć w Pucharze Polski. Rywalizacja z pierwszoligowcem stanowiłaby przedsmak tego, co Gdynia może osiągnąć.
- Już wiem, dlaczego oglądanie ligi w Canal+ bywa nużące.
- To prawda, mecze ekstraklasy bywają nudne i mogą zniechęcać kibiców. O takich grach jak baraż Jaworzna z Radomskiem człowiek chce szybko zapomnieć. Jednak dobrze wiemy, iż odbiór widowiska na żywo jest zupełnie inny, kibicowi udzielają się emocje. Warto przyjść na stadion. To, co działo się w Gdyni na inaugurację, było wspaniałe. Pamiętajmy też o tym, że w Lidze Mistrzów zdarzają się słabe widowiska. Więc czego spodziewać się po polskiej I lidze...
- A czego brakuje Arce, aby przeskoczyła niewyczuwalną, lecz mimo wszystko wysoką przeszkodę?
- Wyniku, który powinien być pochodną budowy dobrego zespołu. Dużo zależy od nas, piłkarzy. Stadion jest, dach i oświetlenie również, długów klub chyba nie ma. Zatem licencja PZPN nie stanowi kłopotu. Są kibice. Wreszcie jest to, czego nie ma w Lubinie mój był klub. Arka uchodzi za symbol miasta, ludzie są do niej przywiązani. To akurat łatwo wyczuć. Nie chcę słodzić, ale szczerze powiem, iż organizacja Arki, porządek tu panujący, zrobiły na mnie wrażenie. Niejedna drużyna I ligi mile zdziwiłaby się po przyjeździe tutaj. Co z tego, że na miejscu nie ma odnowy biologicznej? To niuanse dla nas obojętne. Musimy tylko dobrze grać. Marzy mi się walka o awans. To taki osobisty cel.
- Czy dobrze rozumiemy? Piłkarzowi w pańskim wieku trudno wrócić do ekstraklasy...
- Mam 31 lat i jestem obrońcą. To fakty, które nie ułatwiają mi tego. Rychły sukces z Arką byłby dla mnie najlepszym rozwiązaniem.
- Zabolała pana degradacja?
- Degradacja to za duże słowo. W sensie sportowym, po ośmiu sezonach w Zagłębiu, niewątpliwie obniżyłem poziom, ale staram się o tym nie myśleć. To dotknęło wielu zawodników. Zacząłem nowy etap w karierze. Grać w II lidze wcale nie jest łatwiej. Trzeba się pokazać, uniknąć wahań formy. To jasne jak słońce, że niepowodzenia drużyny sprawią, iż to na moją głowę zostaną wylane kubły zimnej wody. Jeśli ktoś myśli, iż piłkarz ma tu lżej, jest w błędzie. Decyzja o wyborze klubu niższej ligi nie musi być objawem minimalizmu. Arka wyszła z konkretną ofertą, a ja nie chciałem otrzymać od Zagłębia pstryczka w nos, jak później dostali Romaniuk i Przerywacz. Prawo Bosmana ułatwiło mi życie, ponieważ wątpię, czy Arka miałaby środki na wykupienie mojej karty, jednak z drugiej strony piłkarz musi być czujny. Spóźni się z decyzją i zostaje bez pracy.
- Chyba nie do końca spełnił się pan jako gracz I ligi.
- W 1997 roku, gdy grałem dużo, doznałem kontuzji kolana, która, jak się zdawało, odejdzie w niepamięć po trzech tygodniach. Okazało się, że z powodu powikłań z łąkotką nie grałem przez prawie dwa lata. Traktuję to jako złośliwość losu, który zatrzymał mnie być może w najważniejszym momencie.
- Ale przeciwko Milanowi zdążył pan zagrać!
- To naprawdę przeżycie zmierzyć się ze światowymi gwiazdami. Inny wymiar. Dziś w Lidze Mistrzów jest mało klubów z tyloma sławami. Przegraliśmy 0:4 i 1:4. Bardziej jednak pamiętam zabawne korowody z organizacją meczu w Lubinie. Niewiele brakowało, abyśmy zagrali na Lechu bądź na stadionie olimpijskim we Wrocławiu. Włosi oferowali ogromne pieniądze, aby mecz odbył się wieczorem. Natychmiast uaktywniły się jakieś komitety, oburzone koncepcją przeprowadzki. Jak to, miasto ma taką okazję do promocji, a klub chce grać gdzie indziej? Skończyło się na tym, że graliśmy o trzynastej, przyszło dziesięć tysięcy ludzi. I tak było mnóstwo wolnych miejsc.
- Stadion Zagłębia to też niezły "numer".
- Budowano go za komuny, chyba z myślą o dożynkach. Wiadomo jak to jest, obok stoi wielki zakład, więc musiał być jakiś sport. Gdyby nie wyszło z futbolem, przerzuciliby się na żużel. Obiekt jest tak ogromny, że z trybun mało co widać. Kibic ma kłopot z rozróżnieniem graczy. Powstawały już projekty, jak zmniejszyć stadion. Miasto liczy 90 tysięcy mieszkańców, a trybuny pomieszczą co najmniej trzecią część populacji. Ciekawa jest koncepcja postawienia nowych trybun wewnątrz. W KGHM pracują nad tym. Całe szczęście, że kombinat tak dobrze prosperuje, bo inaczej Zagłębie padłoby szybciej niż kluby kopalniane.
Wywiady
Kluby sportowe
Opinie (1)
-
2002-08-19 22:45
Facet ma leb na karku i do rzeczy gada ;)
- 0 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.