• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Zakup kradzionego auta

Stanisław RAJEWICZ
13 lipca 2002 (artykuł sprzed 21 lat) 
Najważniejszym gościem organizatorów MP U-19 był Michał Listkiewicz. Prezes PZPN przyjechał do Gdyni w czwartek po południu, aby rychło zostać porwanym przez gospodarzy na zamknięte i zarazem atrakcyjne, nawet dla takiego salonowca, spotkania.

Głównym punktem programu było zaproszenie od Joanny Zielińskiej, wiceprezydent Gdyni, na kolację w pływającej restauracji Wiking. W spotkaniu uczestniczyli szefowie GOSiR, Pomorskiego ZPN i Arki, m.in. wspólnie lobbujący na rzecz prawa do organizacji meczów reprezentacji Polski. Rejs po zatoce trwał trzy godziny, a skończył się przesiadką do wodnej taksówki, która zabrała Listkiewicza do molo w Orłowie, zawróciła i wysadziła w sąsiedztwie hotelu Nadmorski, gdzie honorowy gość zamieszkał. Okazją dla prasy był dopiero mecz finałowy MP. Listkiewicz cierpliwie odpowiadał na pytania.

- Plany rozbudowy i modernizacji gdyńskiego stadionu są obiecujące. Wiem, bo widziałem - mówił sternik polskiego futbolu. - Zaangażowanie władz miasta dobrze wróży, aczkolwiek proszę nie sięgać marzeniami do rychłego występu pierwszej reprezentacji. Obiekt w Redłowie jest za mały, jego pojemność powinna przekroczyć 10 tysięcy.


- A może spotkania młodzieżówki w ramach ME?
- Istotną barierą jest konieczność rozegrania tego spotkania nie dalej niż 100 kilometrów od lokalizacji meczu seniorów. Byłby kłopot nawet, gdyby zespół Bońka grał w Bydgoszczy. Jednak będą mecze towarzyskie kadry olimpjskiej, również gry eliminacyjne juniorskich reprezentacji...
- Prezes Arki rozmawiał z panem na temat transmisji telewizyjnych z ligowych spotkań żółto-niebieskich.
- To pole do popisu przede wszystkim dla telewizji publicznej, która do tej pory nie wykonała ruchu w stronę Canal+, posiadacza praw do transmisji. Szkoda, bo już ma doświadczenia z programu "Przedsionek ekstraklasy". Skontaktuję pana Milewskiego z ludźmi, którzy mogą mu pomóc. Ów problem traktuję jednak w kategoriach globalnych. Francuska stacja z pewnością oczekuje zapłaty, a pojedynczy ośrodek regionalny może nie mieć wystarczającej siły przebicia.
- PZPN zamierza zrewolucjonizować centralne rozgrywki młodzieży. Jak to ma wyglądać?
- Obejdzie się bez rewolucji. Puchar Kuchara i trzy pozostałe pozostaną bez zmian. Pragniemy nawet przyspieszyć rywalizację trampkarzy, a w niedalekiej przyszłości zorganizować ich szkolenie na francuską modłę. Dobrze się stało, że w planach inwestycyjnych nowo powstałej Polskim Konfederacji Sportu znalazło się 16 wojewódzkich ośrodków. To plan na lata 2004-2010. Każdy ośrodek posiadałby własną bazę, mimimum dwa boiska trawiaste oraz ze sztuczną nawierzchnią. Niewątpliwie dużo zależy od władz samorządowych. Przywołam tu przykład Turcji, gdzie budżet państwa oddłuża kluby, finansuje szkolenie, a futboliści są zwolnieni z podatku dochodowego. To właśnie podstawy sukcesu tego kraju na mundialu. Macie panowie blisko do ministra Giersza, więc możecie go naciskać w kwestii logiki podziału środków wojewódzkich. Futbol znajduje się w tym samym koszyku co rubgy i inne, mniej popularne sporty. Każdą dyscyplinę szanuję, ale żeby zostać, jak Amica, mistrzem Polski juniorów, trzeba rozegrać 39 spotkań! Jak to porównać do skali trudności w rywalizacji rugbistów? Tymczasem za oba tytuły jest tyle samo punktów, które później przelicza się na dotacje.
- Związek ciął równo z trawą ligi centralne. Nasza Arka, która z wielkim trudem utrzymała się w II lidze, zamiast okrzepnąć i zebrać siły na skok wyżej, znowu, jak wiele innych klubów, została postawiona pod ścianą. Musi walczyć, kombinować. Zamiast szkolić i promować młodzież, tymczasowo pozyskuje zaprawionych w bojach najemników. Byle nie spaść.
- Wątek promowania młodzieży brzmi w ustach ligowych działaczy jak demagogia. Mieliśmy na mistrzostwach świata jedną z najstarszych reprezentacji. Krajowi szkoleniowcy mają feler w postaci słabości do starych repów. Wierzę, że niepokojącą tendencję złamie nowy selekcjoner, że - mając dwóch równorzędnych kandydatów do reprezentacji - zawsze wybierze młodszego. A reforma I i II ligi jeszcze będzie ważnym tematem dyskusji członków Zarządu PZPN. Niezadowolenie środowiska i wiele kontrowersji wokół zatwierdzonego projektu kazały nam zastanowić się. Nie kryję, że istnieją przesłanki, aby dokonać korekty. Jeśli tuzin I-ligowców zechciałby wystawić w podstawowych składach dopuszczalną liczbę pięciu obcokrajowców, zostałyby 72 miejsca dla Polaków. To jakiś absurd! Groziłby nam syndrom koszykówki, chlubiącej się silnymi klubami i słabą drużyną narodową.
- W tej chwili związek nie wie jak przełknąć niestrawną żabę, którą wysmażyła Garbarnia Jaworzno.
- Najgorszy jest fakt, iż okazało się, że mamy nieuczciwych ludzi w strukturach okręgowych. PZPN nie jest prokuraturą i nie ma prawa przesłuchiwać ludzi, nie posiada zdolności śledczych. Jeśli mam być szczery, nie widzę uczciwego, sportowego rozstrzygnięcia sporu Radomska i Garbarni. Cała sprawa kojarzy mi się z kupnem kradzionego auta. Sprzedawca idzie do więzienia, a kupujący traci samochód i pieniądze. Niezależna ode mnie NKO proponuje baraż. Prasa spekulowała nad powiększeniem ekstraklasy, lecz to jest absolutnie wykluczone. Związek nie usankcjonuje oszustwa.
- Panie prezesie, teraz chyba to już nie tajemnica. Czy Zbigniew Boniek miał jakiegoś konkurenta?
- Gdyby Zbyszek zrezygnował, następcą Engela zostałby Werner Liczka.
- Czech mówił na łamach "PN", że rozmawialiście z nim, jak jednym z wielu kandydatów.
- Razem z Henrykiem Apostelem pojechaliśmy do Cieszyna, bo Liczka mieszka w sąsiedztwie granicy z Polską. Propozycja związku była konkretna. Jedyny kłopot wynikał z faktu, że Werner miał umowę z rodzimą federacją, ale sądzę, iż poradziłbym sobie z tym. Ostatecznie trenerem został Boniek i bardzo mnie to raduje. Najlepszy kandydat, urodzony zwycięzca, niespełniony w zawodzie szkoleniowca. A Liczka, jako asystent Dusana Uhrina, był wicemistrzem Europy w 1996 roku. Boniek, o czym przekonałem się w Korei, nawet grając w karty musi być lepszy.
- Na mundialu najlepszy z Polaków był pański następca, gdańszczanin Maciej Wierzbowski...
- Muszę z nim porozmawiać i przestrzec, aby nie popadł w przesadną wielkość, co zdarzyło się mnie. Po finale MŚ 1990 cztery lata później nie zrobiłem kariery, stałem się jednym z wielu. Maciej powinien skupić się na roli asystenta, bo w tym jest dobry. I celować w finał następnych mistrzostw.
Głos WybrzeżaStanisław RAJEWICZ

Opinie (1)

  • wielkosc

    PANIE PREZESIE WIDOCZNIE NIE ZNACIE CZLONKOW ORGANIZACJI SEDZIOWSKIEJ,BEZ OBAW MACIEJ NIGDY NIE ZACHORUJE NA CHOROBE WIELKOSCI,KTORA ROWNIEZ ZMOGLA PREZESA PZPN.

    • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Relacje LIVE

Najczęściej czytane