• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Zawody Strong Man w Gdyni.

26 czerwca 2001 (artykuł sprzed 22 lat) 
Reprezentanci ośmiu państw z Finlandii, Niemiec, Australii, Holandii, Danii, RPA, Łotwy i Polski wystartują w najbliższą sobotę i niedzielę w Gdyni w mistrzostwach świata par Cekol Warka Strong Man. Areną zawodów, w ramach których odbędzie się osiem konkurencji, będzie Plac Grunwaldzki w Gdyni. Pula nagród wynosi 21 tysięcy dolarów, z których zwycięzcy otrzymają 6 tysięcy zielonych.

Planem minimum Jarosława Dymka i Ireneusza Kurasia jest brązowy medal. Po cichu "biało-czerwoni" myślą o mistrzowskim tytule. Rozmawiamy z urodzonym w Malborku Dymkiem, który w kolekcji ma już m.in. tytuł wicemistrza świata w parach oraz brąz indywidualnie w mistrzostwach Europy.

- Poprzednio w dużych imprezach startował pan z Mariuszem Pedą. Dlaczego doszło do zmiany partnera?

- Mariusz jest obecnie w słabszej formie, a Irek w tym sezonie zademonstrował, że drzemią w nim duże możliwości. Ponadto pamiętajmy, że to są pary. Nie wystarczy mieć dwóch najsilniejszych ludzi, aby wygrać. Przede wszystkim muszą oni być zgrani, mieć zbiliżone parametry fizyczne.

- Jak długo przygotowywaliście się do mistrzostw?

- Wszystkie zawody w minionym roku służyły jak najlepszemu przygotowaniu się do championatu. Natomiast wspólnie trenowaliśmy przez ostatni miesiąc. Nie było już zajęć na siłowni, a jedynie dwa razy dziennie po 2-3 godziny doskonaliśmy technikę wykonania poszczególnych konkurencji.

- Czy skoro Polska jest organizatorem mistrzostw, to mogliście ustawić konkurencje pod siebie?

- Niezupełnie. Zaproponowaliśmy międzynarodowej federacji zestaw 12 konkurencji, z których wybrała osiem. Najbardziej odpowiadają nam te sprawdziany, w których liczy się siła mięśni barku. Lubimy też martwy ciąg oraz konkurencje dynamiczne. Z Finami raczej nie mamy szans w spacerze farmera i ciągnięciu tira. Tu liczy się wzrost. A ja, przy 182 centymetrach wzrostu i 120 kilogramach wagi będę najniższym i najlżejszym zawodnikiem mistrzostw.

- Wspomniał pan o Finanach. Czy to znaczy, że walka o złoto rozegra się między nimi a Polakami?

- Jeśli nie popełnimy błędu technicznego, ani nie przytrafi się kontuzja, to jestem przekonany, że będziemy na podium. Finowie są faworytami, gdyż od lat przewodzą w rankingach. Jednak nikogo nie można lekceważyć. Groźni mogą być na przykład Niemcy.

- Fakt, że zawody są w Polsce, pomaga czy może wiąże się z dodatkowym stresem?

- Na pewno jest większa presja. Wiem, że mówi się: przed dwoma laty był brąz, przed rokiem srebro, to teraz musi być złoto. Ja też tego chcę. Z drugiej strony doping publiczności może nam pomóc. Tak było przed rokiem w Sopocie, gdy wygrałem Puchar Świata.

- Jarosław Dymek może o sobie powiedzieć, że jest profesjonalistą w Strong Man?

- Nie. Aby należycie przygotować się do mistrzostw, wziąłem urlop bezpłatny w ośrodku wychowawczym, gdzie na co dzień trenuję. To, co robimy w Polsce, określibym mianem zaawansowanego amatorstwa.

- Jak jest na świecie?

- Najlepsze pary mają kontrakty sponsorskie opiewające na 100 tysięcy dolarów rocznie. Drugie tyle zarabiają z nagród.

Rozmawiał: Jacek Główczyński



Głos Wybrzeża

Opinie

Relacje LIVE

Najczęściej czytane