Blisko 13 lat temu po raz ostatni piłkarze Arki Gdynia wygrali na inaugurację wiosny w ekstraklasie. W ostatnich sześciu takich meczach nie strzelili żadnego gola, a pięć z nich przegrali. Tę fatalną serię mogą skończyć w pojedynku z rywalem, od którego ona się zaczęła. W niedzielę przy ul. Olimpijskiej stawi się Korona Kielce. Początek gry o godzinie 15:30.
- Przed startem rundy wiosennej jest w nas wiele optymizmu, także dzięki grom kontrolnym. Jeden z tureckich organizatorów zgrupowania powiedział mi, że dawano nie widział tak zorganizowanej drużyny. To bardzo miłe. Okres przygotowawczy uważam za bardzo udany - chwali Zbigniew Smółka, trener Arki Gdynia.
Jego podopieczni w zimowych sparingach byli niepokonani. Wygrali cztery z pięciu takich sprawdzianów, a przez ponad 200 minut zachowywali czyste konto po stronie strat bramkowych. Taki bilans udało się osiągnąć zapewne także dlatego, że szkoleniowiec nie eksperymentował. Od razu zdecydował się na podstawową "11", która grała następnie bez zmian we wszystkich sparingach. W porównaniu ze składem, który kończył jesień, jedyną nową twarzą w tym zestawieniu był Maksymilian Banaszewski, pozyskany ze Stali Mielec.
- Przeskok pomiędzy I ligą a ekstraklasą jest duży. Widzę, że Maks jest gotowy, aby podjąć wyzwanie. Powinien sobie poradzić. Obdarzyłem go dużą dozą zaufania. Za rywala do składu ma: Nabila Aankoura i Luke Zarandię oraz młodych skrzydłowych. Hierarchia musi być jasna i znana piłkarzom - dodaje trener Smółka.
Czy są to wystarczające atuty, aby w niedzielę Arka zerwała z fatalną serią z inauguracji wiosny w ekstraklasie? W XXI wieku z siedmiu takich spotkań gdynianom udało się wygrać tylko to pierwsze. W 2006 roku, drużyna pod wodzą Wojciecha Wąsikiewicza, po golach Grzegorza Nicińskiego i ówczesnego debiutanta - Tomasza Parzy żółto-niebiescy pokonała u siebie GKS Bełchatów 2:0.
Ligowe otwarcie roku w krajowej elicie zaczęło się źle kojarzyć od 2007 roku i wizyty w... Kielcach. Arka przegrała wtedy z Koroną 0:1, a kluczowa była 28. minuta. Krzysztof Sobieraj po faulu na Macieju Kowalczyku otrzymał drugą żółtą kartkę i zakończył grę. Co więcej przewinił we własnej "16", a zatem był karny, którego na gola zamienił Grzegorz Bonin.
Wówczas jednak większa różnica miejsc w tabeli dzieliła oba zespoły. Korona po jesieni plasowała się na 3. miejscu, gdy gdynianie zimowali na 10. pozycji. Z wyjątkiem, wyjazdu do Białegostoku w 2009 roku, tak się składało, że na żółto-niebieskich na otwarcie wiosny czekały zespoły z czołówki ekstraklasy. W czterech ostatnich meczach w Gdyni gościły drużyny, które kończyły rok na miejscach 2-4. Jednak czy tylko dlatego bilans jest aż tak fatalny?
Bez względu, czy grano na Narodowym Stadionie Rugby przy pustych trybunach, czy potem już na nowym obiekcie przy ul. Olimpijskiej Arce nie udało się w pierwszym ligowym meczu roku strzelić gola! Dopiero w poprzednim sezonie, przy wsparciu około 12,5 tysiąca kibiców na trybunach, żółto-niebieskim udało się nie przegrać (0:0 z Lechem).
Tej zimy Arce też ciężko przychodziło zdobywanie bramek. Najlepszym snajperem (4 gole) okazał się Rafał Siemaszko, który grywał w drugim składzie. Pierwszym napastnikiem był Maciej Jankowski. Mimo prób pozyskania: Rafaela Lopesa z Boavista Porto i wypożyczenia Pawła Tomczyka z Lecha Poznań nie znaleziono zastępstwa za przechodzącego rekonwalescencje Aleksandyra Kolewa.
- Cały czas byłem z Aleksem w kontakcie i wiem, że wszystko przebiegało prawidłowo. Do gry powinien być gotowy w miesiąc - przyznaje trener Smółka. W sierpniu Arka przegrała w Kielcach 1:2, a jedynego gola dla pokonanych strzelił obrońca - Damian Zbozień i to po karnym. Wówczas nie sprawdziła się koncepcja wystawienia w "11" żółto-niebieskich aż trzech piłkarzy pozyskanych latem z Korony: Michała Janoty, Gorana Cvijanovicia i Nabila Aankoura. Zimą tylko ten pierwszy grał w podstawowym składzie i zapewne tak będzie w niedzielę.
Zobacz jak cieszyli się piłkarze Arki Gdynia po golu Marcusa na wagę finału Pucharu Polski 2018
O wiele lepsze wspomnienia żółto-niebiescy mają z ostatniego meczu z Koroną u siebie. Kwietniowa wygrana 1:0 dała ówczesnej drużynie Leszka Ojrzyńskiego drugi awans z rzędu do finału Pucharu Polski. Gola na wagę sukcesu zdobył w 85. minucie Marcus, którego jednak obecny szkoleniowiec nie widzi wiosną w zespole.
- Arka musi myśleć długofalowo. Ja jestem trenerem i muszę patrzeć na wartość sportową. Mając na uwadze przepis o młodzieżowcu wolałbym, aby te kilka minut dostawali młodzi zawodnicy, którzy będą nam od lipca niezbędni. Zaproponowałem Marcusowi, żeby pomagał trenerowi juniorów starszych. Uważam, że nie okazałbym mu szacunku, gdybym by jedynie piątym lub szóstym wyborem na pozycji skrzydłowego. Marcus przez ostatnie pół roku niewiele nam pomógł - ocenił Zbigniew Smółka na przedmeczowej konferencji prasowej.
Każdy gra z każdym mecz i rewanż. Dwie najlepsze drużyny wywalczą bezpośredni awans do ekstraklasy. Zespoły z pozycji 3-6 zagrają w dwustopniowych barażach o jeszcze jedno miejsce premiowane awansem.
Natomiast trzy najsłabsze drużyny zostaną zdegradowane do II ligi.
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. 
