• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Małysz w Kuopio - to dopiero początek!

25 listopada 2001 (artykuł sprzed 22 lat) 
Adam Małysz spełnił pokładane w nim nadzieje. Obrońca Pucharu Świata w skokach narciarskich był bohaterem inauguracji sezonu 2001/2002. Na obiekcie Puiyo w Kuopio Polak wygrał pierwszy konkurs, a w drugim przegrał tylko z reprezentantem gospodarzy, Risto Jussilainenem, trzecim zawodnikiem poprzedniej edycji PŚ.

O tym, jak wysoką rangę mają triumfy Małysza, świadczy błyskawiczna reakcja premiera Leszka Millera, który już w piątek telefonicznie pospieszył z gratulacjami, a następnie przesłał do Finlandii telegram. "Zdobycie Kryształowej Kuli w ubiegłym sezonie i znakomita postawa w dniu dzisiejszym dowodzi, że jest Pan sportowcem, który równie dobrze zaczyna jak kończy. Z Panem zima będzie nasza!" - stało w piśmie premiera. Oby tylko rząd nie nałożył na naszą gwiazdę żadnego podatku od liczby zwycięstw i wygrywanych przez Adama premii.

Częścią wspólną dla obu konkursów i postawy Małysza była jego regularność, odporność psychiczna i wysokie notowania u sędziów. Polak nie pobił rywali na głowę, jak to bywało, nie zaszokował rekordem skoczni, ale każdy oficjalny, nie treningowy skok zdradzał, że wielki faworyt stoi na poziomie niewiele oddalonym od szczytowych możliwości. Chociaż Apoloniusz Tajner zapowiada, że to dopiero początek... Spójrzmy na odległości: 123,5 metra, 126,5, 124,5 m (sobotnie kwalifikacje), 124,5 i 122. Regularność na tak wysokim pułapie to w tej dyscyplinie klucz do sukcesu. Małysz ugruntował pozycję giganta, co bez dwóch zdań deprymuje konkurentów. Albowiem wbrew pozorom nie często się zdarza, aby dzień po dniu najpierw szósty zawodnik po pierwszej serii, a nazajutrz ex-aequo piąty przeskakiwał tak wysoko. W piątek dali się zaszachować tak znakomici zawodnicy jak: Andreas Widhoelzl, Martin Schmitt i Andreas Goldberger (odpowiednio pierwszy, drugi i trzeci). Nie wytrzymała też rewelacyjna młodzież: Lassi Huuskonen z Finlandii oraz - uwaga - Amerykanin Clint Jones, dotąd zupełnie anonimowy (niewiele gorzej spisywał się drugi, już znany reprezentant USA, Alan Allborn). Cała szóska mieściła się w granicach 4 punktów (tak samo było w sobotę), każdy miał szansę na sukces, ale wygrał Małysz. Mimo, że należał do zawodników uzyskujących najniższe prędkości na progu.

Tak więc już na samym starcie "Messer-Schmitt" - choć łącznie poleciał o półtora metra dalej - musiał oglądać plecy największego przeciwnika. W drugiej próbie Niemiec skoczył, jak się okazało, o pół metra za blisko, względnie wykonany przez niego telemark nie był aż tak klarowny jak trzeba. - Osiem dziesiętych punktu, które decydowały o porażce z Małyszem, to minimalna różnica - mówił po zawodach. - Nie zdenerwował mnie fakt, że znowu jestem drugi. Raczej to, że zabrakło mi tak niewiele. Cieszę się jednak, iż jestem w dobrej formie. Tak małe różnice w czołówce wskazują, że kibiców czekają wielkie emocje. Walka będzie bardzo, bardzo wyrównana... O drugie miejsce - dodałby sympatyk skoków z Polski.

W sobotę z presją Małysza poradził sobie tylko Jussilainen, akurat najlepszy po I serii i - co trzeba przyznać - najlepszy w całym konkursie. Znowu zawiedli swoich kibiców Schmitt i Widhoelzl, królowie skoków w sezonie 1999/2000. Nie powtórzył też dobrego wyniku zawodnik, którego trzeba nazwać objawieniem inauguracji, młodziutki Niemiec Stefan Hocke. Do tytułu niespodzianki pretentowała z kolei postawa 26-letniego Kazuyoshi Funaki. Japończyk rozpoczął od trzeciego miejsca, a w całym poprzednim sezonie był najwyżej czwarty.

- Z wyników Małysza jestem bardziej niż zadowolony - podsumował trener Tajner. Natomiast sam bohater cieszył się z wysokich not, przede wszystkim z ocen niemieckiego sędziego.

Następne dwa konkursy odbędą się podczas weekendu w niemieckim Neustadt.

star.



Głos Wybrzeża

Opinie

Relacje LIVE

Najczęściej czytane