• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Rozmowa z Adamem Korolem

Jacek Główczyński
25 września 2002 (artykuł sprzed 21 lat) 
Po czterech latach Adam Korol powrócił na podium mistrzostw świata w wioślarstwie. Co więcej brąz z Kolonii zamienił w Sewilii na srebro. 28-letni gdańszczanin pływał teraz w większym towarzystwie. Z dwójki podwójnej przesiadł się na czwórkę podwójną. I w tej konkurencji chce utrzymać medalową formę aż do igrzysk olimpijskich w Atenach. Wczoraj, gdy w godzinach porannych pojawił się w mieszkaniu na Zaspie, "Głos Wybrzeża" wziął go w ogień pytań i fleszy.

- W tej konkurencji Polska po raz ostatni miała medal przed szesnastu laty. Jednak waszego sukcesu raczej nie można uznać za wielką niespodziankę?
- Przed startem każdy z nas w duchu myślał o medalu. Wiedzieliśmy, że jest on w naszym zasięgu, i że do podium jest wyjątkowo wielu kandydatów. Obok nas liczyli się Niemcy, Włosi, Rosjanie, Białorusini, a głównymi kadydatami do złota wydawali się być Ukraincy, którzy wygrali wszystkie tegoroczne zawody Pucharu Świata.
- W wioślarstwie są różne metody dochodzenia do najwyższej formy. Jedni w mistrzostwach chcą pływać jak najwięcej, inni wybierają najkrótszą drogę do finału. Postawiliście na ten drugi wariant.
- Czuliśmy się w formie, a zatem nie było potrzeby tracić sił. Zdecydowaliśmy się wygrać eliminacje i ominąć repasaż.
- Jaka była taktyka na wyścig finałowy?
- Z analizy taktyki rywali wyszło nam, że najszybciej rozpoczynają Rosjanie. Zatem na pierwszych 500 metrach nie mogliśmy pozwolić im odjechać daleko. Potem zamierzaliśmy przystąpić do ataku. Ten cel zrealizowaliśmy. Okazało się jednak, że w finale od startu bardzo mocno poszli Niemcy i to oni zostali liderami.
- Jak donosiły agencje na 250 metrów przed metą wyprzedziliście i tę osadę. Złoto wydawało się być na wyciągnięcie ręki, a właściwie wiosła!
- Nie miałem jeszcze czasu zobaczyć tego wyścigu na wideo, ale miałem wrażenie, że pierwsze miejsce zaatakowaliśmy nieco później. 750 metrów przed metą przepływaliśmy pod mostkiem, na którym było bardzo dużo ludzi. Ich głośny doping dodatkowo nas zmobilizował. Prowadzenie objęliśmy chyba 150 metrów przed kreską. Jednak Niemcy zdobyli się jeszcze na wysiłek i to oni zostali mistrzami.
- Po przepłynięciu dwóch kilometrów decydowało niespełna 0,8 sekundy! Iloma metrami przegraliście złoto?
- Na mecie była różnica jednej komory łodzi, czyli jakieś dwa metry.
- Gdy rozmawialiśmy u progu sezonu, mówiłeś, że jeszcze nie zdecydowałeś, czy podejmiesz przygotowania do trzecich w twojej karierze igrzysk olimpijskich. Po hiszpanskim srebrze nie masz już chyba żadnych wątpliwości?
- Rzeczywiście. Zdecydowałem się. Płynę do Aten. Kwalifikacją olimpijską będą przyszłoroczne mistrzostwa świata. Trzeba w nich zająć miejsca do jedenastego.
- Powtarza się historia z poprzedniego cyklu olimpijskiego. Wówczas też na półmetku był medal, a w Sydney skończyło się szóstym miejscem. W dwukrotnie większej osadzie jest dwukrotnie więcej szans, że podium uda się utrzymać do igrzysk?
- Nie ma takiego prostego przełożenia. Jednak nie ukrywam, że marzy mi się medal olimpijski. Myślę, że szanse są. W tym składzie pływamy ze sobą dopiero drugi sezon, a zatem z każdym koeljnym rokiem powinniśmy być coraz lepsi. Ponadto te 0,8 sekundy, które zabrakło nam do złota, samo w sobie jest olbrzymim bodźcem do dalszej pracy.
- W Sydney zająłeś punktowane szóste miejsce. Jednak wobec nieporozumień na linii Drakkar-AZS AWF żaden z gdańskich klubów twojej zdobyczy nie mógł zapisać na swoje konto. Jako zawodnik niestowarzyszony startujesz do dzisiaj. Tak zostanie na zawsze?
- Gdy nie ma zgrupowań kadrowych, dzięki uprzejmości trenerów korzystam z przystani AZS AWF. Liczę, że w okresie zimowym ureguluję kwestię swojej przynależności klubowej. Jednak nie mogę obiecać, że będę pływał w gdańskich barwach.

Opinie

Relacje LIVE

Najczęściej czytane