• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Adam Korol - wioślarz spełniony

Jacek Główczyński
8 września 2005 (artykuł sprzed 18 lat) 
Trenuje od szesnastu lat, najpierw w Drakkarze, potem AZS AWFiS Gdańsk, od siedmiu nalezy do światowej czołówki... Ale do największych imprez nie miał szczęścia. Na igrzyskach olimpijskich, choć podchodził do nich trzykrotnie, medale zabierali inni. Z kolei na mistrzostwach świata nie mógł dopłynąć do pierwszego miejsca. Dopiero od kilku dni Adam Korol może o sobie powiedzieć, że jest wioślarzem spełnionym. Sportowe marzenia 31-latek zrealizował w odległej Japonii. W minioną niedzielę został mistrzem świata!

Korol 20 sierpnia skończył 31 lat. Ma żonę Dagmarę i dwoje dzieci: Julię i Szymona. Dla syna, który przyszedł na świat dziewięć miesięcy temu, chciał w prezencie urodzinowym ofiarować medal olimpijski. Nie udało się. W Atenach podium przegrał - jak sam mówi - o długość paznokcia, a przecież wyścig wioślarski liczy aż dwa kilometry! Takie porażki najbardziej bolą. Tym bardziej, że przepadła sportowa emerytura. Nic zatem dziwnego, że całkiem realne było pytanie - czy nie rzucić wioseł w kąt?

- Rzeczywiście, że był moment zwątpienia, zastanowienia się, czy to wszystko ma jeszcze sens. Ostatecznie zdecydowałem, że spróbuję jeszcze raz. Ten sezon był swoistym testem. Albo będę regularnie zdobywał medale, albo dam sobie spokój z wyczynem - przyznaje gdańszczanin.

Do wielkiego sportu Adam został wyrwany bardzo wcześnie. Najpierw partnerował Kajetanowi Broniewskiemu na dwójce podwójnej. Stołeczny wioślarz w Barcelonie miał brąz na jedynce. W duecie z Korolem nie zbliżył się do tego wyniku. W Atlancie, w 1996 roku, gdzie gdańszczanin zaliczył debiut na igrzyskach, skończyło się na 13. miejscu.

Jednak talent i pracowitość na treningach mierzącego 193 centymetry Adama została doceniona przez związek. Dostał kolejną szansę na dwójce podwójnej i nowego partnera, Marka Kolbowicza ze Szczecina. W tym zestawieniu bardzo szybko przebili się do światowej czołówki. Z mistrzostw świata w Kolonii w 1998 roku przywieźli brązowy medal. Wydawało się, że w kolejnych startach może być tylko lepiej. Niestety, ani na mistrzostwach świata 1999 roku, a przede wszystkim na igrzyskach w Sydney podium było dla nich za wysokie. Szóste miejsce z Australii dało im tylko tyle, że dalej mogli trenować z kadrą narodową, ale znaleziono dla nich nową osadę.

Korol, Kolbowicz, Sławomir Kruszkowski, Adam Bronikowski, czyli czwórka podwójna zaatakowali świat na olimpijskim półmetku. W 2002 roku zostali wicemistrzami świata. Jeszcze lepszy był dla nich następny sezon. Wygrywali wszystko, włącznie z królewskimi regatami w Henley, sięgnęli po Puchar Świata... Na mistrzostwa jechali po złoto, ale przywieźli zaledwie brąz.

To już wtedy był zawód. Ale prawdziwy dramat miał miejsce w Atenach. Na finiszu Polacy przegrali z Ukraińcami. Do brązu zabrakło im siedem setnych sekundy! Był to koniec osady w tym składzie, ale nie koniec Korola...

- Zostaliśmy ja i Marek. Doszła młodzież: Michał Jeliński i Konrad Wasielewski. Doskonale uzupełnili skład, szybko się dopasowaliśmy. Chyba dlatego, że wszystko odbyło się na drodze rywalizacji sportowej. Nie było żadnych nominacji. Miejsce w osadzie trzeba było sobie wywalczyć w wewnętrznych eliminacjach. Wraz z przyjściem nowych ludzi poprawiła się atmosfera. Poprzednio zdarzały nam się konflikty. Teraz Konrad, choć był debiutantem na mistrzostwach, swoimi żartami potrafił rozładowywać napięcie, które jest nieuniknione, gdyż ze sobą, na treningach i zawodach spędzamy więcej dni w roku niż z rodzinami - podkreśla Korol.

Przed wyjazdem do japońskiego Gifu legitymowali się wygranie regat w Henley. Jednak tym razem to nie oni byli głównymi faworytami. Uwaga koncetrowała się przede wszystkim na byłych gwiazdach z jedynek, które przesiadły się na czwórki: Valavie Chalupie (Czechy), Iztoku Copie (Słowenia) i Jurim Jansonie (Estonia).

- Wszyscy podkreślali, że obsada tej konkurencji w Gifu była silniejsza niż na igrzyskach. I wyniki to potwierdziły. Żaden z medalistów olimpijskich nie stanął na podium. My przez całe regaty dobrze pływaliśmy taktycznie. Drugie miejsce z eliminacji ustawiło nas do łatwiejszego półfinału, który już wygraliśmy, aby w finale mieć dobry tor. Po złoto popłyneliśmy z nieoficjalnym rekordem świata w tej konkurencji. Sami zdziwiliśmy się, że Słoweńców, którzy zazwyczaj dyktują tempo, od razu zostawiliśmy z tyłu. Najwyraźniej zaprocentowała dobra aklimatyzacja. W japonii trenowaliśy przez trzy tygodnie. Dzięki temu nasze organizmy przywykły do zabójczej wilgotności i wysokich temperatur - ocenia gdański mistrz.

Przed czwórka podwójną polskimi mistrzami świata byli tylko Robert Sycz i Tomasz Kucharski na dójce podwójnej wagi lekkiej. Tylko oni, i to dwukrotnie, w tej konkurencji wygrywali dla naszych barw igrzyska. Czy w Pekinie o olimpijskie laury pokusi się kwartet złotych z Gifu?

- Na dzisiaj jestem wioślarzem spełnionym. Sukces z Japonii nadał nowy sens naszej pracy. Są dobre widoki na Pekin, ale to jeszcze przeciez trzy lata. Dużo może się zdarzyć. W przyszłym sezonie może będzie o tyle łatwiej, że dostaniemy najwyższe stypendia przewidziane dla kadry olimpijskiej - ostrożnie deklaruje Adam Korol, gdański mistrz świata w wioślarstwie, który w klubie trenuje pod okiem Witolda Srogi

Opinie (15) 2 zablokowane

  • Dziekuję Jacku, że o nas pamiętasz!

    Piękny tekst

    • 0 0

  • Adam to prawdziwy killer!!!

    PS. dobrze, że chociaż przy okazji zdobycia Mistrzostwa Świata jakiś artykuł o wioślarstwie się pojawia.

    • 0 0

  • :)

    Jeszcze raz gratulacje.

    • 0 0

  • myslalem ze to tsunami,

    gratulacje, jestem z nich bardzo dumny

    • 0 0

  • Czekam na Pekin!

    Brawo!!!!!!!!!!!!!Mam nadzieję zobaczyć was na podium w Pekinie!!!!Trzymam kciuki, choć jeszczed dluga droga.......

    • 0 0

  • Dla Mistrza Świata

    Sto lat sto lat... niech żyje żyje nam.GRATULACJE OD NAS WSZYSTKICH!!

    • 0 0

  • do kkk

    nieprawda red. Główczyński zawsze dużo pisał o wiosłach jeszcze w Głosie

    • 0 0

  • Mi nie chodzi czy redaktor taki czy owaki pisze/pisał o wiosłach ale o to jak często można coś przeczytać. Ciągle wszędzie artykuły o III czy IV ligowych bojach piłkarzy, a kiedy wioślarze wracają chociażby w MP z workiem medali to nic o tym nie słychać. I jak się mają sponsorzy zainteresować wiosłami?

    • 0 0

  • do kkk

    a ile wioślarze zrobili, żeby nim ktoś się zainteresował, ile wysłali do redakcji meiali lub faksów z informacjami, że gdziekolwiek startowali, powiedzmy prawde, młócą sobie wodę, nikomu o tym nie mówia, a potem się dziwią że nikt nie pisze

    • 0 0

  • Myślę, że laury na imprezach rangi mistzowskiej w kraju i na świecie to już jest jakieś działanie. Niestety wioślarstwo w Polsce jest sportem marginalnym i większość ludzi nawet nie wie "z czym to się je". Trochę nam brakuje do Niemców, Ameykanów czy Anglików, gdzie wioślarstwo jest jedną z najpopularniejszych dyscyplin i wybitni wioślarze doczekują np. nadania tytułów szlacheckich (np. Steve Redgrave).
    A na marginesie wg mnie to dobrych dziennikarzy spotowych(nic nie ujmując Panu Główczyńskiemu, kórego dokonań nie znam) poznaje się po tym, że potrafią wychwycić znaczące wydarzenia bez względu na to, czy to mistzostwa osiedla w bierki spotowe czy impreza typu Mistrzostwa Świata w innej dyscyplinie sportu.

    Pozdrawiam

    • 0 0

1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Relacje LIVE

Najczęściej czytane