Najlepsi z najlepszych w dwóch ostatnich latach zawodów Pucharu świata w gimnastyce sportowej spotkali się w wielkim finale w Stuttgarcie. W każdej konkurencji prawo startu miało tylko ośmiu zawodników. Polska była reprezentowana w skoku przez konia.
Leszek Blanik,
nie zawiódł i potwierdził przynależność do światowej czołówki. Reprezentant AZS AWF Gdańsk, podobnie jak przed tygodniem w mistrzostwach świata, zajął drugie miejsce. Na szóstej pozycji zawody ukończyła
Joanna Skowrońska.
- Do Niemiec zaproszono tych, którzy w minionych dwóch latach zdobyli najwięcej punktów w zawodach Pucharu Świata. Pod uwagę branych było 6-8 startów. W skoku przez konia zająłem w tej punktacji drugie miejsce, za Marianem Dragulescu z Rumunii. Jednak w Stuttgarcie poprzednie dokonania się nie liczyły. Wszyscy startowali od zera, a ostateczną klasyfikację ustaliły dwa skoki, które każdy z nas miał do dyspozycji. Wykonywałem te same ewolucje co przed tygodniem w Debreczynie. Pierwszy skok był nieco słabszy, ale drugi zdecydowanie lepszy niż na Węgrzech. Uzyskałem wyższą końcową notę niż na mistrzostwach świata - relacjonował prosto ze Stuttgartu "Głosowi" Blanik.
Występ gdańszczanina w finale Pucharu Świata sędziowie ocenili na 9.697 punktu. Wygrał
Lu Bin (Chiny) 9.749, a trzeci był
Dragulescu 9.550.
- Byłem jedynym medalistą mistrzostw świata, który stanął na podium także w finale Pucharu Świata. Dwaj Chińczycy, którzy zdobyli złoto i brąz w Debreczynie do tych zawodów w skoku przez konia w ogóle się nie zakwalifikowali. Startowali na innych przyrządach. Godnie zastąpił ich Bin, który do Stuttgartu przyjechał jako czwarty zawodnik w tej konkurencjii - podkreśla Blanik.
Dla akademickiego gimnastyka był to przedostatni start w tym roku. Za dwa tygodnie czeka go jeszcze występ w prestiżowym turnieju w Dallas, skąd otrzymał po raz kolejny imienne zaproszenie.