Polscy siatkarze obronili pierwsze miejsce w grupie B Ligi Światowej. W czwartej serii gier biało-czerwoni podzielili się punktami z Francuzami. W Nantes pierwszy mecz przyniósł sukces gospodarzom 3:2 (25:22, 26:24, 22:25, 22:25, 17:15), ale w rewanżu lepsza była nasza reprezentacja 3:2 (25:20, 23:25, 25:23, 18:25, 15:8).
POLSKA: Stelmach, Gruszka, Gołaś, Dacewicz, Murek, Świderski oraz Ignaczak (libero), Bąkiewicz, Gabrych, Winiarski, Oczko (dwaj ostatni tylko w rewanżu).
W sierpniu drużyny te zagrają w jednej grupie eliminacji turnieju olimpijskiego, ale obaj trenerzy bronili się przed stwierdzeniem, że nie wystawiają wszystkich najlepszych, by choć trochę wyprowadzić w pole rywali. Jednak po obu stronach siatki szansa otworzyła się dla rezerwistów. Początkowo zdecydowanie lepiej korzystali z niej Francuzi. Co prawda w pierwszym secie Polacy ciągle byli blisko, bo na przerwy techniczne schodzili przy wynikach 7:8 i 15:16, a potem doszli na 21:22, to w końcówce nie poradzili sobie z Frantzem Granvorką.
Paradoksalnie w drugiej partii przewaga rywali była znaczna (3:0, 6:2, 11:6, 14:8 i 24:21), ale nasza ekipa znalazła się bliżej wygranej. Dzięki kąśliwej zagrywce Michała Bąkiewicza wyciągnęliśmy na 24:24. Niestety, Bąkiewicz musiał się wreszcie pomylić, a atak Piotra Gruszki został zablokowany.
W trzeciej części jeszcze druga przerwa techniczna, przy której Francuzi prowadzili 16:14, zwiastowała, że ten mecz długo nie potrwa. Ale od czego jest joker z ławki, Bąkiewicz i jego magiczna zagrywka? Wygraliśmy nie tylko tego seta, ale siłą rozpędu także następnego, prowadząc pewnie 16:12, 20:16, 24:20.
W tie-breaku miejscowi odskakiwali na 2:0 i 8:6, jednak piłkę meczową zdobyli biało-czerwoni. Potem była niekorzysta decyzja sędziowska i na wygraną musieliśmy poczekać... dobę.
- W polskim zespole dobry był odbiór i zagrywka. Bąkiewicz w Nantes zarobił dużego plusa w walce o miejsce w ekipie olimpijskiej - ocenił były szkoleniowiec kadry,
Wojciech Drzyzga.W rewanżu Polacy kontrolowali grę w secie pierwszym, choć rywale wyszli na 13:12, a potem dogonili na 18:18. Niestety, tej konsekwencji zabrakło w drugiej partii, gdzie roztrwoniliśmy zaliczkę 12:7, 16:13 i 19:15. Przy długiej wymianie na setbola piłka została w rękach Piotra Gabrycha.
Zdecydowanie więcej szczęścia mieliśmy w następnej nerwowej koncówce. Andrzej Stelmach i Damian Dacewicz blokiem zdobyli punkt na 24:22, a przy 24:23 skutecznie zaatakował Dawid Murek.
Zanim pójść za ciosem, zaczęliśmy przygotowywać się do tie-breaka. A rezerwiści Michał Winiarski i Jakub Oczko pokazali, że nawet z 15:21 można było się podnieść. Szkoda, że nie otrzymali wsparcia starszyzny.
Na decydujące starcie lekarze postawili na nogi Sebastiana Świderskiego. I to jego zagrania po zmianie stron, które następowało przy naszym prowadzeniu 8:5, ostatecznie pogrążyły rywali. Skrzydłowy nieco uspokoił się, gdy podniósł wynik na 11:7. Do niego też należał ostatni atak.
Inne wyniki: Japonia - Bułgaria 1:3 (27:29, 21:25, 25:23, 23:25) i 2:3 (15:25, 18:25, 25:21, 25:22, 10:15).
1. POLSKA 6-2 14 21:12
2. Bułgaria 5-3 13 19:13
3. Francja 5-3 13 17:14
4. Japonia 0-8 8 6:24