- 1 Kartkowe tornado Lechii z Polonią (23 opinie) LIVE!
- 2 Kompromisowa data derbów Lechia - Arka (189 opinii)
- 3 Skóra o Arce: Zasługujemy na ekstraklasę (24 opinie) LIVE!
- 4 Awans Lechii jeszcze w tym tygodniu? (125 opinii)
- 5 VBW Arka postawi na nowe gwiazdy (12 opinii)
- 6 Chińczycy nie dostali wiz. O mało nie spadli (8 opinii)
Mariusz Czerkawski w Stoczniowcu!
25 lipca 2001 (artykuł sprzed 22 lat)
Odpoczywający w Trójmieście - acz do końca nie wiemy, czy tak to można nazwać - Mariusz Czerkawski był gościem młodych hokeistów Stoczniowca. Gwiazda New York Islanders uczestniczyła w pokazowym treningu i meczu, a towarzyszył mu Adam Borzęcki, gdańszczanin, który od kilku już lat próbuje iść śladem najlepszego polskiego hokeisty. Adam, być może - jak bywało wcześniej - zdąży rozpocząć sezon w Gdańsku. Być może będzie to dlań sezon przełomowy. W maju wychowanek "stoczni" skończył 23 lata, a podczas wakacji wziął ślub. Jego drużbą, co ciekawe, był przyjaciel z czasów nauki w SMS, Tomasz Wawrzkiewicz.
----------
Sławek za Romana?
Od początku tygodnia, czyli o kilka dni szybciej niż zakładali, hokeiści Stoczniowca trenują na lodzie. Co ciekawe, robią to o jedenastej wieczorem. W ciągu dnia trener Marian Pysz serwuje podopiecznym wizytę w siłowni. Zdziwiło nas, że nie ma wśród nich Romana Skutchana. Był w Gdańsku, wyjechał z Martinem Preczkiem do domu, po czym wrócił sam obrońca... Jest za to inny napastnik, Sławomir Kiedewicz. 28-letni torunianin już od 3 lat przymierza się do występów w "Olivii". Może teraz?
s.
----------
Wielka nadzieja Pysza
Tomasz Wawrzkiewicz, nie tylko z racji strategicznego znaczenia swojej pozycji dla drużyny hokejowej, uchodzi za kluczowe wzmocnienie Stoczniowca. 24-letni golkiper, wychowany w Polonii Bytom, wyszkolony w SMS Sosnowiec i ukształtowany w Sanoku, gdzie spędził cztery sezony, od najmłodszych lat przywdziewa barwy narodowe i uchodzi za wielką nadzieję rodzimego hokeja. I Kieca (32 lata), i Jaworski (30), czyli zawodnicy, którzy strzegli naszej bramki w trakcie niedawnych - tak udanych dla Polaków - zmagań Dywizji 1 we Francji, są znacznie starsi.
- Dlaczego tak długo czekaliśmy na ciebie w Gdańsku?
- Do tej pory przeszkodą nie do przeskoczenia była zaporowa cena. Teraz ów kłopot jakby stracił na wadze, ponieważ w Sanoku nie ma zespołu. Chłopaki rozeszli się, oprócz mnie chyba tylko Demkowicz i Ćwikła trafili do lepszego klubu, mianowicie do Tychów. Czekam - co prawda dość długo - aż PZHL podejmie decyzję w mojej sprawie. Mam na myśli ewentualną sumę odstępnego i spodziewam się korzystnego werdyktu dla gdańskiego klubu i dla mnie. Choćby z tego względu, iż SKH jest mi winien sporo kasy. W poprzednim sezonie dostałem dwie, może trzy pensje. Nie kryję jednak, że byłem w lepszej sytuacji od części kolegów, ponieważ otrzymywałem pieniążki od jednej z firm.
- A "stocznia" uchodzi za wiarygodną.
- Od dawna słyszałem, że działacze w Gdańsku są wypłacalni. Ktoś mówił, iż lepiej poczekać w innym klubie trzy miesiące na znacznie wyższą kwotę, ale ja już na czymś takim przejechałem się. Pragnę stabilizacji.
- Chcesz zostać w Gdańsku na dłużej?
- Podpisałem umowę, ale ze względu na ustalane jeszcze pewne szczegóły nie zdradzę na jak długo. Dopiero gdy wszystko zapniemy na ostatni guzik, dołączy do mnie moja dziewczyna, z którą jestem już pięć lat. Zostać dłużej nad morzem - czemu nie?
- Rozumiem, że rodzinę masz w Bytomiu.
- Mieszkałem w bloku najbliżej położonym lodowiska Polonii. Nie mogłem więc nie zostać hokeistą. Starszy o trzy lata brat też był bramkarzem, nawet kadrowiczem, lecz wada serca wykluczyła go z wyczynowego sportu. Sam zaczynałem jako obrońca. Nagle koledzy z bramki wyemigrowali do Niemiec - co wówczas było u nas powszechne - i trener między słupki postawił mnie.
- Dlaczego wybrałeś za młodu Sanok? Nie było lepszych ofert dla reprezentanta?
- Grało u nas dużo obcokrajowców, a w Bytomiu, jak również w nieodległym Zagłębiu nie było perspektyw. Najpierw pojawił się temat Krynicy, ale tam dobry hokej dopiero się rodził, więc ostatecznie - wspólnie z Darkiem Zabawą - wybrałem Autosan.
- W pierwszym sezonie Stoczniowiec ograł was w karnych i awansował do półfinału.
- W Sanoku wiodło się nam różnie, ale drużyna była fajna. Nawet człowiek przyzwyczaił się do życia w takim mieście, bo przecież z Gdańskiem nie ma ono porównania. Pierwsze objawy kryzysu pojawiły się zanim zajęliśmy czwarte miejsce w edycji 1999/2000. A potem już poszło... Atmosfera padła, bo nie było kasy.
- Sam wyjechałeś do USA.
- Trafiłem do mistrza ligi UHL. W trakcie przygotowań rywalizowałem z Amerykaninem i Kanadyjczykiem. Grałem w sparingach, raz przesądziłem o zwycięstwie w karnych, trener był ze mnie zadowolony, więc wydawało się, że wszystko będzie po mojej myśli. Tymczasem krótko przed ligą trafił do klubu kontraktowy bramkarz z wyższej ligi. W myśl porozumienia między klubami to on miał grać. Tym sposobem szansa przepadła. Mogłem czekać na następną, ale siedzenie w Stanach nie interesowało mnie. Doszedł do tego kłopot z porozumieniem z moim agentem, bo ja byłem w Chicago, a on w Toronto. Wróciłem do Polski, aby grać.
- A do Gdańska przybyłeś, bo stąd jest teraz bliżej do reprezentacji.
- Dopiero kiedy przyjechałem podpisywać umowę, dowiedziałem się, że poprowadzi nas Marian Pysz. Trzy razy uczestniczyłem w mistrzostwach świata grupy B, ostatnio wykluczały mnie z kadry kontuzje. Teraz jestem zdrów i zamierzam wrócić do niej. Szansa rywalizacji ze światową elitą może się przecież długo nie powtórzyć.
star.
----------
Sławek za Romana?
Od początku tygodnia, czyli o kilka dni szybciej niż zakładali, hokeiści Stoczniowca trenują na lodzie. Co ciekawe, robią to o jedenastej wieczorem. W ciągu dnia trener Marian Pysz serwuje podopiecznym wizytę w siłowni. Zdziwiło nas, że nie ma wśród nich Romana Skutchana. Był w Gdańsku, wyjechał z Martinem Preczkiem do domu, po czym wrócił sam obrońca... Jest za to inny napastnik, Sławomir Kiedewicz. 28-letni torunianin już od 3 lat przymierza się do występów w "Olivii". Może teraz?
s.
----------
Wielka nadzieja Pysza
Tomasz Wawrzkiewicz, nie tylko z racji strategicznego znaczenia swojej pozycji dla drużyny hokejowej, uchodzi za kluczowe wzmocnienie Stoczniowca. 24-letni golkiper, wychowany w Polonii Bytom, wyszkolony w SMS Sosnowiec i ukształtowany w Sanoku, gdzie spędził cztery sezony, od najmłodszych lat przywdziewa barwy narodowe i uchodzi za wielką nadzieję rodzimego hokeja. I Kieca (32 lata), i Jaworski (30), czyli zawodnicy, którzy strzegli naszej bramki w trakcie niedawnych - tak udanych dla Polaków - zmagań Dywizji 1 we Francji, są znacznie starsi.
- Dlaczego tak długo czekaliśmy na ciebie w Gdańsku?
- Do tej pory przeszkodą nie do przeskoczenia była zaporowa cena. Teraz ów kłopot jakby stracił na wadze, ponieważ w Sanoku nie ma zespołu. Chłopaki rozeszli się, oprócz mnie chyba tylko Demkowicz i Ćwikła trafili do lepszego klubu, mianowicie do Tychów. Czekam - co prawda dość długo - aż PZHL podejmie decyzję w mojej sprawie. Mam na myśli ewentualną sumę odstępnego i spodziewam się korzystnego werdyktu dla gdańskiego klubu i dla mnie. Choćby z tego względu, iż SKH jest mi winien sporo kasy. W poprzednim sezonie dostałem dwie, może trzy pensje. Nie kryję jednak, że byłem w lepszej sytuacji od części kolegów, ponieważ otrzymywałem pieniążki od jednej z firm.
- A "stocznia" uchodzi za wiarygodną.
- Od dawna słyszałem, że działacze w Gdańsku są wypłacalni. Ktoś mówił, iż lepiej poczekać w innym klubie trzy miesiące na znacznie wyższą kwotę, ale ja już na czymś takim przejechałem się. Pragnę stabilizacji.
- Chcesz zostać w Gdańsku na dłużej?
- Podpisałem umowę, ale ze względu na ustalane jeszcze pewne szczegóły nie zdradzę na jak długo. Dopiero gdy wszystko zapniemy na ostatni guzik, dołączy do mnie moja dziewczyna, z którą jestem już pięć lat. Zostać dłużej nad morzem - czemu nie?
- Rozumiem, że rodzinę masz w Bytomiu.
- Mieszkałem w bloku najbliżej położonym lodowiska Polonii. Nie mogłem więc nie zostać hokeistą. Starszy o trzy lata brat też był bramkarzem, nawet kadrowiczem, lecz wada serca wykluczyła go z wyczynowego sportu. Sam zaczynałem jako obrońca. Nagle koledzy z bramki wyemigrowali do Niemiec - co wówczas było u nas powszechne - i trener między słupki postawił mnie.
- Dlaczego wybrałeś za młodu Sanok? Nie było lepszych ofert dla reprezentanta?
- Grało u nas dużo obcokrajowców, a w Bytomiu, jak również w nieodległym Zagłębiu nie było perspektyw. Najpierw pojawił się temat Krynicy, ale tam dobry hokej dopiero się rodził, więc ostatecznie - wspólnie z Darkiem Zabawą - wybrałem Autosan.
- W pierwszym sezonie Stoczniowiec ograł was w karnych i awansował do półfinału.
- W Sanoku wiodło się nam różnie, ale drużyna była fajna. Nawet człowiek przyzwyczaił się do życia w takim mieście, bo przecież z Gdańskiem nie ma ono porównania. Pierwsze objawy kryzysu pojawiły się zanim zajęliśmy czwarte miejsce w edycji 1999/2000. A potem już poszło... Atmosfera padła, bo nie było kasy.
- Sam wyjechałeś do USA.
- Trafiłem do mistrza ligi UHL. W trakcie przygotowań rywalizowałem z Amerykaninem i Kanadyjczykiem. Grałem w sparingach, raz przesądziłem o zwycięstwie w karnych, trener był ze mnie zadowolony, więc wydawało się, że wszystko będzie po mojej myśli. Tymczasem krótko przed ligą trafił do klubu kontraktowy bramkarz z wyższej ligi. W myśl porozumienia między klubami to on miał grać. Tym sposobem szansa przepadła. Mogłem czekać na następną, ale siedzenie w Stanach nie interesowało mnie. Doszedł do tego kłopot z porozumieniem z moim agentem, bo ja byłem w Chicago, a on w Toronto. Wróciłem do Polski, aby grać.
- A do Gdańska przybyłeś, bo stąd jest teraz bliżej do reprezentacji.
- Dopiero kiedy przyjechałem podpisywać umowę, dowiedziałem się, że poprowadzi nas Marian Pysz. Trzy razy uczestniczyłem w mistrzostwach świata grupy B, ostatnio wykluczały mnie z kadry kontuzje. Teraz jestem zdrów i zamierzam wrócić do niej. Szansa rywalizacji ze światową elitą może się przecież długo nie powtórzyć.
star.
Kluby sportowe
Opinie (1)
-
2017-07-03 20:52
1
1
- 0 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.