• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Nie stawiam na polską ligę

Jacek Główczyński
12 maja 2004 (artykuł sprzed 20 lat) 
Rozmowa z Marcinem Pilchem

Był najskuteczniejszym zawodnikiem DGT AZS AWFiS Gdańsk, choć opuścił dwa ligowe mecze. W klasyfikacji snajperów ekstraklasy zajął wysokie dziewiąte miejsce. Należał do trzech najstarszych zawodników w drużynie, ale nie przyjął ponownie kapitańskiej opaski, którą zostawił, gdy opuszczał Wybrzeże latem 2002 roku. Marcin Pilch na mecie sezonu cieszył się z akademikami z ósmej pozycji. Co ciekawe, zespół Wojciecha Nowińskiego w drugiej części sezonu w zaledwie 10 meczach zdobył tyle samo punktów co w pierwszej, gdy gier było ponad dwa razy więcej.

- Dodałbyś coś do tego wprowadzenia? - zapytaliśmy 28-letniego skrzydłowego.

- To dobre wyniki. Przede wszystkim w odniesieniu do drużyny, którą wielu na początku sezonu widziało wśród outsiderów. Jeśli chodzi o moje bramki, to były sezony gdy zdobywałem ich więcej. Zresztą nie można oceniać zawodnika tylko na podstawie celnych rzutów.
- Najczęściej mówią tak wszyscy snajperzy: nieważne kto zdobywa bramki, najważniejsze jest dobro drużyny. Ale nie uwierzę, że ci na skuteczności nie zależy.
- Zgadzam się, że gdybym nie rzucał bramek, to odezwałyby się głosy, że Pilch nie jest żadnym wzmocnieniem zespołu. Starałem się robić to, czego ode mnie oczekiwano.
- Czy w trudnych dla zespołu momentach czułeś na sobie wzrok kolegów i szkoleniowców?
- Raczej nie. Co prawda, wielu młodych zawodników w tym sezonie debiutowało, ale w ataku ciężar gry rozkładał się na 5-6 graczy, którzy już kilka lat spędzili w ekstraklasie.
- Dla ciebie sezon wydawał się być tym trudniejszy, że3 wracałeś po wielu miesiącach przerwy z powodu kontuzji...
- To mój drugi powrót po tak długiej przerwie. Jako że Warszawianka nie zaufała mi, nie poczekała aż dojdę do pełnej sprawności, chciałem udowodnić, że znów na mnie można liczyć, pokazać, iż stać mnie na dobre granie. Najważniejsze, że w tym roku ominęły mnie poważne kontuzje.
- Odnosiłem wrażenie, że szczególnie mobilizowałeś się na niektóre mecze, to znaczy właśnie na Warszawiankę oraz zespoły ze ścisłego ligowego topu.
- Na pewno, gdy gra się z lepszym od siebie, to jest dodatkowa motywacja. Ale nie zawsze przekłada się to na lepszą grę. Czasami można się zablokować. Na mecze z ligową czołówką raczej nie narzekam. Może nie było to 10-12 bramek, ale 5-6 rzucałem prawie zawsze.
- I ponownie wypromowałeś się na krajowym rynku?
- Nie stawiam na polską ligę. Jeśli miałbym w niej nadal grać, to wolę zostać w Gdańsku. Z naszych parkietów trudno przebić się za granicę. Zdecydowanie lepszą promocją są występy w reprezentacji lub przynajmniej gra w europejskich pucharach. Dobrze też mieć na Zachodzie menedżera. Pewne nadzieje wiążę z Francuzem, który przyjechał oglądać Karolinę Siódmiak, a potem został na naszym meczu.
- Byłeś w szerokiej kadrze przed mistrzostwami Europy. Masz żal do Bogdana Zajączkowskiego, że nie dał ci szansy, choć grałeś na tej imprezie przed dwoma laty?
- Uważam, że trener wybrał dobrze. Leszek Starczan i Adam Wiśniewski go nie zawiedli.
- DGT AZS AWFiS w meczach o miejsca 7-12 zdobył tyle samo punktów co w sezonie zasadniczym. Czy za późno rozpoczęliście finisz?
- Latem w Gdańsku powstała nowa drużyna. Potrzebowaliśmy czasu, aby się zgrać, zrozumieć. Z meczu na mecz graliśmy coraz lepiej. Przy odrobinie szczęścia mogło być siódme miejsce. Na pozycję w szóstce nie zasłużyliśmy. Ale w przyszłym sezonie z takim celem powiniśmy przystąpić do rozgrywek.
- Odchodziłeś z Gdańska, gdy drużyna nie otrzymywała pieniędzy i niekiedy nie mogło być dobrej atmosfery. Jakie pod tym względem były ostatnie miesiące?
- Nie mieliśmy podstaw do narzekań. Stworzono nam dobre warunki, atmosfera też była właściwa. Oby tak dalej.

Kluby sportowe

Opinie

Relacje LIVE

Najczęściej czytane