• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Rozmowa z Łukaszem Zachariaszem

star.
9 grudnia 2003 (artykuł sprzed 20 lat) 
Łukasz Zachariasz nie należy do prymusów pod względem skuteczności, ale nie jest też outsiderem, w tym sezonie zdobył dwanaście goli. W drużynie Stoczniowca jest jednak obok niego jeszcze tylko jeden hokeista - konkretnie Zdenek Jurasek - który może pochwalić się, iż trafiał do siatki przeciwnika we wszystkich rozgrywkach: ekstralidze, Pucharze Polski, Pucharze Kontynentalnym i Pucharze Ligi Wschodnioeuropejskiej. Ostatnio pokonał bramkarza mistrza Łotwy.

- To prawda, wszędzie zaznaczyłem swoją obecność - skwitował skromnie 21-letni napastnik. - Ten sezon w ogóle jest dla mnie niezwykły. Po raz piewszy kariera i życie układają mi się tak płynnie. Gram w dobrym klubie, jest ze mną moja narzeczona, Ania, która znalazła pracę w niedalekim Alfa Centrum, koledzy z drużyny przyjęli mnie bardzo przyjaźnie, a mam tu jeszcze bratnie dusze z rodzinnego Sosnowca, Rafała Cychowskiego oraz brata Ani, Rafał Twardego z rodziną. Na deser doczekałem się powołania do reprezentacji.

- Dużo w tobie entuzjazmu.
- Rozmawialiśmy już o tym, gdy przyjechałem do Gdańska na spotkanie z działaczami. Proszę uwierzyć, występy w Zagłębiu nauczyły mnie pokory. Atmosfera przygnębienia panująca w tym klubie, brak sprzętu, nawet kijów, zmartwienia, czy będzie czym pojechać na mecz mają się nijak do tego, co zastałem w Gdańsku. Tu mogę cieszyć się grą, mam w głowie tylko hokej.
- Jak udała się eskapada na Łotwę?
- Dla takiej drużyny jak nasza na pewno okaże się pożyteczna. Styl rywali, ich wyszkolenie naprawdę zmusiły nas do walki na wysokich obrotach. Z całym szacunkiem dla krajowej konkurencji, jeśli mamy w sezonie cztery mecze z taką ekipą jak Krynica, to szukanie klasowych przeciwników staje się koniecznością. Nie miało dla nas znaczenia, że gry z Łotyszami właściwie były towarzyskie. Ich ranga polegała na tym, że gospodarze uchodzą za lepszych i chcieliśmy im się przeciwstawić. To nie jest łatwe, bo Łotysze preferują rosyjską szkołą, są charakterni, zawzięci, dochodzą do celu po trupach. Na lodzie czuje się takie rzeczy. Poziom rywalizacji jest na tyle wysoki, iż PLW nie może uchodzić dla Polaków za poligon doświadczalny, dajmy na to dla nieopierzonych młodzieżowców. Nie daliby rady. Takie Ogre, lider ichniej ligi, może uchodzić za odpowiednik Unii, tyle że mistrzowie Polski grają bardziej technicznie.
- W jakich warunkach graliście?
- To właśnie była dla mnie zagadka. Łotysze mają niewielkie, ale piękne hale lodowe, wewnątrz ze wszystkim co potrzeba, na ulicach jeżdżą auta, jakich u nas próżno wypatrywać, a w hotelu robotniczym w Lipawie, koło huty, był kłopot z wodą. W Ogre, w internacie, było jeszcze gorzej - grzyb na ścianach, w toaletach nie widziano desek klozetowych. Dopiero w Rydze odetchnęliśmy. Chociaż to nie był ten sam ekskluzywny hotel, który podczas Continental Cup opłacał nam IIHF. O, tak, tam było życie... (śmiech)
- Podczas tamtego turnieju przegraliście z gospodarzami 3:7, a teraz pokonaliście ich 3:1. Czy zatem nie było was stać na europejski sukces?
- Grając znowu z HK 2000 Ryga, sami byliśmy zdziwieni, że tak dobrze nam idzie. Świetnie, co zresztą nie jest dziwne, bronił Tomek Wawrzkiewicz. I nagle zrobiło się 3:0! Po czymś takim rzeczywiście można spekulować, czy Stoczniowca stać na awans do II rundy Pucharu Kontynentalnego. W nowym sezonie na pewno pokusimy się o to. Pomogą nam zbierane właśnie doświadczenia.
Głos Wybrzeżastar.

Kluby sportowe

Opinie

Relacje LIVE

Najczęściej czytane