Od szóstego miejsca, na którym zakończyły miniony sezon siatkarki Gedanii, do inauguracji zaplanowanej w hali przy ul. Kościuszki na najbliższą sobotę na godzinę 17.00, w gdańskiej drużynie zaszły olbrzymie przetasowania. Pożegnano się aż z pięcioma podstawowymi zawodniczkami: Mileną Rosner (Nafta Gaz Piła), Bernadetą Leper (Bank Pocztowy Bydgoszcz), Lubą Jagodiną (Stal Bielsko-Biała), Swietłaną Pugaczową i Anną Zberowską (nie przedłużono kontraktów) oraz z ocierającą się o pierwszy skład Anną Olczyk (wypożyczenie do Austrii). W zamian przybyła młodzież ze Szczecina (Anna Białobrzeska, Joanna Kuchczyńska) i Gdyni (Alicja Szajek) oraz dołączyły do pierwszej drużyny kolejne wychowanki (
Anna Sołodkowicz,
Berenika Tomsia,
Marzena Nieczyporowska, Joanna Wiśniewska). Prowadzenie odmłodzonej Gedanii prezes klubu, Zdzisław Stankiewicz, powierzył Witoldowi Jagle. Po dwuletniej współpracy rozstano się z Jerzym Skrobeckim.
- Nie było pana na trenerskiej ławce Gedanii w serii A I ligi przez dwa lata. Jakie zmiany w tym czasie zaszły w ekstraklasie?
- Wydaje mi się, że wzrósł poziom. Gra się znacznie szybciej, coraz więcej zawodniczek zagrywa z wyskoku. Poszczególne zespoły wzmocniły się. Nie ma drużyn, które odstawałyby od stawki. Kreowana na outsidera Nike Węgrów wycofała się, a jej miejsce zajęła Wisła Kraków, która ma w składzie zagraniczne siatkarki. Przeżywająca kłopoty Calisia pozyskała sponsora. Winiary od razu uruchomiły pieniądze na zakupy.
- Zostawił pan Gedanię na piątym miejscu w lidze. W dwóch ostatnich sezonach gdańszczanki zajmowały szóstą pozycję. Czy to oznacza, że otrzymał pan słabszą drużynę niż oddawał?
- Z zawodniczek, z którymi pracowałem poprzednio w ekstraklasie, zostały tylko Iza Bełcik i Agnieszka Lewandowska. Reszta to młodzież. Zespół jest na pewno perspektywiczny, ale w tym sezonie naszym celem podstawowym będzie uniknięcie degradacji.
- Poprzednio w ekstraklasie zaskoczył pan rywali w play off. Z ósmego miejsca po sezonie zasadniczym Gedania przesunęła się na piąte. Nie będzie powtórki?
- Sytuacja jest diametralnie inna. Wówczas byliśmy beniaminkiem, ale od początku widziałem drużyny, z którymi mogliśmy wygrać. Play off, w którym drużyna pozbyła się już zupełnie debiutanckiej tremy, potwierdził, że miałem rację. Obawiam się, że teraz przyjdzie nam się ratować w barażach przed degradacją. Co więcej, bez wzmocnień możemy sobie w nich nie poradzić.
- Ma pan na myśli Emilię Reimus, która wznowiła treningi z Gedanią?
- Też. Rok spędzony na ławce w Pile odbił się negatywnie na formie Emilki, ale z każdym treningiem spisuje się coraz lepiej. Mogę jej zaoferować miejsce w podstawowym składzie, ale nie wiem, czy to wystarczy, aby pokonać konkurentów. Może przeważy sentyment? Mielec i Warszawa ponoć obiecują Reimus to samo, a ponadto oferują więcej pieniędzy niż my.
- Jeśli nie Reimus, to kto?
- Prezes mówi, że jest szansa, na zakontraktowanie dwóch... Amerykanek. W styczniu kończą rozgrywki uniwersyteckie i później mogłyby przyjechać do Gdańska. Najbardziej przydałaby nam się środkowa bloku i przyjmująca.
- Zanim nadejdą wzmocnienia, czym Gedania zamierza postraszyć rywalki?
- W krótkim czasie, jaki miałem do dyspozycji, postawiłem na zagrywkę z wyskoku. Niestety, nie jest ona regularna i może być bronią obosieczną. Gdy zawodniczki zepsują kilka kolejnych serwisów, w ich poczynania wkrada się marazm.