• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Wszystkie za jedną

Jacek Główczyński
7 lipca 2004 (artykuł sprzed 19 lat) 
Rozmowa z Anną Rybicką, brązową medalistką ME

Anna Rybicka, brązowa medalistka turnieju indywidualnego mistrzostw Europy w Kopenhadze oraz Wojciech Szuchnicki, srebrny florecista z drużyny, zostali wczoraj przyjęci i nagrodzeni przez Pawła Adamowicza, prezydenta Gdańska. "Głos" poprosił o rozmowę popularną "Rybkę".
Historia zatoczyła koło. Niczym w 1997 roku w Gdańsku, na duńskich mistrzostwach znów pierwsza była Badea, a trzecia Rybicka.
- Badea przez cały ten czas znajduje się w ścisłej czołówce światowej. Ponadto Rumunki zawsze na kontynentalny championat wysyłali pierwszy skład. Z moją formą od turnieju w Gdańsku bywało różnie. Często musiałam pauzować z powodu kontuzji, choć były też zwycięstwa i wysokie miejsca w Pucharze Świata, medale drużynowe.
- W 1997 roku cieszyliśmy się, że jako pierwsza Polka sięgnęłaś po indywidualny medal, tym bardziej, że wróciłaś do sportu po ciężkiej kontuzji. Czy teraz możemy mieć nadzieje, że potrafisz na stałe dołączyć do najlepszych?
- Bardzo bym chciała, ale to nie będzie takie proste. Od kilku lat ze światowej czołówki nikt nie odchodzi, a pojawiają się coraz to młodsze, bardzo dobrze wyszkolone zawodniczki. Przyznam, że gdyby przed turniejem w Kopenhadze ktoś powiedział, że będę miała medal, to bym nie wierzyła. Bardziej wierzył w to trener Longin Szmit, a w czasie zawodów mocno pomógł mi Ryszard Sobczak. Obu bardzo dziękuję.
- Czy właśnie w sferze psychologicznej nie należy szukać przyczyn tego, że twój talent nie rozwinął się tak jak oczekiwaliśmy? Odchodziłaś jako największy talent polskiego floretu, a gdy wróciłaś po kolejnej kontuzji, to miano zzłotego dziecka tej konkurencji przejęła Sylwia Gruchała.
- Sylwia na to w pełni zasłużyła. Mocno pracuje nie tylko nad formą fizyczną i sportową, ale także wkłada sporo pracy mentalnej.
- A co z Anną Rybicką?
- Także dużo pracuję, uważam się za osobę wytrwałą, ale w sporcie już tak jest, że łatwiej atakować niż bronić zdobytych pozycji. Na pewno musiałam na nowo uwierzyć w siebie, przełamać się, bo straciłam dawną pewność siebie. Kiedyś byłam zawodniczką kończącą pojedynki drużynowe, na której spoczywa największa odpowiedzialność. Gdy wróciłam po któreś tam kontuzji, miałam problemy z poradzeniem sobie z rolą zawodniczki rozpoczynającej ostatnią turę pojedynków.
- Wydaje mi się, że gdy nie mogłaś wykazać się w sporcie, szukałaś nowych możliwości? Na rozmaitych uczelniach znów byłaś gwiazdą. Ile masz zawodów?
- Floret był i jest moją pasją, ale nigdy nie chciałam, aby sport stał się moim zawodem. Nie chciałam zostać na lodzie, gdy przestanę osiągać sukcesy. Skończyłam ekonomię, potem stosunki międzynarodowe, a obecnie jestem w trakcie studiów podyplomowych z zakresu finansów europejskich. Nawet gdy myślę o dziennikarstwie, to na pewno nie sportowym, bo poza floretem i może kilkoma dyscyplinami, nie czuję się tutaj fachowcem, ale właśnie na obszarach, które studiowałam.
- W Kopenhadze byłaby pełnia szczęścia, gdyby nie piąte miejsce w turnieju drużynowym. Co się stało w meczu z Izraelem?
- Winę biorę na siebie. Magda Mroczkiewicz oddała mi wynik 39:37, ja trafiłam tylko dwa razy. Rywalka zadała pięć trafień. Chyba nie udało mi się zregenerować sił. Za to podziwiać należy właśnie Gruchałę, która po dobrych walkach indywidualnych, w drużynie jest jeszcze lepsza.
- Czy pomożecie Sylwii przygotować się do igrzysk?
- Oczywiście! Od 17 lipca trenować bedziemy tak jak ona. Nie chcę powiedzieć, że w jej medalu będzie cząstka pracy każdej z nas, ale gdyby Gruchała zdobyła w Atenach złoto, to byłaby wielka sprawa dla całego floretu. Były rozgłos w mediach, a za tym poszliby sponsorzy, pieniądze...

Opinie (1)

  • Aniu byłaś i jesteś wielkim sportowcem !!!

    • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Relacje LIVE

Najczęściej czytane