• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Zabiłam go rakietą

Jacek Główczyński
29 lipca 2002 (artykuł sprzed 21 lat) 
DINARA SAFINA (ROSJA) - ur. 27.04 1986 w Moskwie, tam też mieszka, siostra Marata, czołowego tenisisty świata, Wzrost: 182 cm, waga: 70 kg. Aktualny i najlepszy ranking 172 (singel) i 588 (debel), cztery wygrane turnieju ITF (wszystkie w tym roku), finalistka juniorskiego Roland Garros w deblu w 2000 roku. Zarobki na korcie - niespełna 30 tysięcy dolarów.

- Wygrałaś pierwszy zawodowy turnieju Sanex WTA Tour. Czy to będzie przełomowy moment w twojej karierze?
- Raczej grać mi się będzie teraz coraz... trudniej. Rywalki dowiedziały się, że jest ktoś taki jak Safina, poznają mój styl gry i będą przygotowywać się starannie do pojedynków ze mną.
- Od poniedziałku będziesz już w pierwszej setce rankingu światowego, a przy twoim nazwisku zapisane zostaną zwycięstwa nad tej klasy zawodniczkami co Patty Schnyder czy Henrietta Nagyova.
- Staram się nie oglądać za siebie. Jednak za kilka lat Sopot będzie mi się kojarzy przede wszystkim z tym, że tutaj wygrałam pierwszy zawodowy turniej.
- W półfinale pokonałaś Zvonarievą, a przed tym pojedynkiem trenowałaś z Kuzniecową. Czy przeciwko rodaczkom zawieracie sojusze? Kiedy zostaniesz numer 1 w Rosji?
- Jak w każdym środowisku, ktoś lubi się z kimś bardziej lub mniej. Ze Swietłaną jesteśmy przyjaciółkami i często razem trenujemy. A o numerze jeden w Rosji nie myślę. Byłoby to zuchwalstwo, skoro mam 400 punktów rankingowych, a Dementiewa 1000, albo i 2000. Nie można też zapominać o Kurnikowej, która praktycznie przez rok nie grała z powodu kontuzji. U nas jest bardzo duża konkurencja.
- W Sopocie za osiem dni pracy zarobiłaś prawie dwa razy więcej niż w całej dotychczasowej karierze. Czy wiesz już na co wydasz 50 tysięcy zielonych?
- Zrobię wszystko, aby nie... wydać ich zbyt szybko.
- A gdyby za dwa lata przyszło ci wybierać: zarabiać coraz większe pieniądze czy zagrać na igrzyskach olimpijskich?
- Zrobię wszystko, aby pojechać do Aten.
- Osiem dni - osiem zwycięstw. Miałaś wcześniej taką serię?
- Zdarzyło mi się wygrać chyba 13 razy z rzędu. Ale tamtych pojedynków nie można porównywać z tymi z Sopotu. Tutaj marzyłam najpierw, aby wygrać eliminacje. Później koncertowałam się na najbliższym pojedynku, gdyż wiedziałam, że każdy z nich może być ostatni. Z sukcesu cieszę się tym bardziej, gdyż przed przyjazdem do Polski miałam kryzys, grałam słabo.
- W finale grałaś bardzo agresywnie, a przecież z każdym pojedynkiem powinnaś być coraz bardziej zmęczona?!
- Byłam zmęczona, ale przecież tak naprawdę to nikogo nie obchodzi. Muszę grać agresywnie, gdyż taki jest mój tenis. Gdy rywalka zagra mocną piłkę, to staram się jej jeszcze mocniej odpowiedzieć. Dopiero, gdy to nie przynosi efektu, próbuję coś zmieniać, szukać innej taktyki. Na ogół na korcie jestem spokojna, ale zdarza się, że nerwy puszczają i mogę reagować równie gwałtownie jak Marat. W półfinale musiałam się bronić przed... bąkiem. Zabiłam go rakietą.
- W półfinale zademostrowałaś bardzo dobry bekhend. W finale miałaś asy serwisowe, a i do forhendu nie można mieć zastrzeżeń. Czyżbyś była już kompletną zawodniczką?
- Najlepszym moim uderzeniem jest bekhend, ale i nad nim - tak jak nad innymi elementami, muszę ostro pracować. Generalnie muszę wszystko poprawić. Dzisiaj grałam na wysokim poziomie przez godzinę, a gdy przyjdzie mi spotkać się na przykład z jedną z sióstr Williams, to w takiej dyspozycji trzeba będzie być i przez trzy godziny. Na razie mogę z nimi grać tylko w snach.

Opinie

Relacje LIVE

Najczęściej czytane