Polska reprezentacja mężczyzn zajęła szóste, ostatnie miejsce gwarantujące pozostanie w lekkoatletycznej Superlidze. W dużej mierze jest to zasługa Adam Kolasy, który wynikiem 5,70 m zajął we Florencji czwarte miejsce w konkursie skoku o tyczce, oraz Łukasza Chyły. Zawodnik SKLA Sopot pomógł sztafecie 4 razy 100 metrów w zajęciu drugiego miejsca oraz osiągnięciu wyniku 38,45, najlepszego od 23 lat w wykonaniu Polaków. Obaj, rzecz jasna, są już pewni wyjazdu na sierpniowe mistrzostwa świata w Paryżu.
Kolasa został sklasyfikowany dopiero na czwartym miejscu, mimo że drugi Włoch
Giuseppe Gibilisco i trzeci Niemiec
Lars Boergeling zaliczyli identyczne wysokości.
- Niestety, udało mi się to dopiero za trzecim podejściem. Z tego, co pamiętam, Niemcowi także, jednak wcześniej skakał on czyściej ode mnie - opowiada zawodnik KL Gdynia.
Także i tym razem nasz lekkoatleta miał mnóstwo problemów, które przeszkadzały mu w skupieniu się tylko na sportowej rywalizacji. Kolasa miał jeszcze w pamięci niedawno skręcony staw skokowy. Podczas konkursu uszkodził paznokieć dużego palucha odbijającej nogi. Na domiar złego Kolasa miał problemy z rozbiegiem, a
Edwarda Szymczaka, trenera zawodnika, nie zabrano na zawody. Tyczkarzem miał się opiekować
Edward Hatala, trener skoczków wzwyż, jednak w tym czasie miał inne obowiązki.
- O pomoc poprosiłem Leszka Hołownię, trenera Niemców. Ten na szczęście mi nie odmówił. To był naprawdę dla mnie dar losu, ponieważ w prażącym słońcu i temperaturze przekraczającej 40 stopni w skali Celsjusza byłem bardzo zmęczony - opowiada skoczek, dla którego przed zawodami we Florencji najlepszym wynikiem w tym roku było 5,40 m. Kolasa teraz wie, że warto było jechać do Italii.
- Byłem tak przygotowany, że o minimum PZLA na mistrzostwa świata chciałem walczyć dosłownie wszędzie. Teraz już nie muszę ścigać się z czasem - mówi.
- Brałem pod uwagę udział w memoriale Józefa Żylewicza, jednak teraz będę musiał usiąść i spokojnie przemyśleć wraz z trenerem dalszy plan startów.W znakomitym humorze wraca także
Łukasz Chyła. Wynik 38,45 dał naszej sztafecie, której był członkiem (ponadto biegli
Marcin Krzywański, Marcin Jędrusiński i Marcin Urbaś), drugie miejsce, tuż za Włochami. To najlepszy rezultat polskich sprinterów od 23 lat, kiedy w igrzyskach olimpijskich w Moskwie Zwoliński, Licznerski, Dunecki i Woronin uzyskali 38,33.