• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

COVID-19. Fechmistrz Stanisław Szymański o chorobie i zwycięstwie nad koronawirusem

Jacek Główczyński
28 kwietnia 2020 (artykuł sprzed 4 lat) 
Fechmistrz Stanisław Szymański opowiedział nam, jak wygrał walkę z COVID-19. Fechmistrz Stanisław Szymański opowiedział nam, jak wygrał walkę z COVID-19.

Stanisław Szymański zwycięsko wyszedł z walki z wirusem COVID-19. Gdański fechmistrz i selekcjoner męskiej reprezentacji Polski we florecie opowiedział nam o swojej chorobie, problemach, które miał, by w ogóle dostać się do szpitala oraz o dwutygodniowej hospitalizacji. Poniżej relacja 72-letniego szkoleniowca, który doprowadził swoich podopiecznych m.in. do tytułów drużynowych mistrzów świata i Europy oraz srebra i brązu na igrzyskach olimpijskich. Śródtytuły pochodzą od redakcji.



Użytkownicy naszej aplikacji zostali już o tym powiadomieni
Pobierz aplikację: Android iPhone


Skąd zakażenie?



Nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Byłem w zbyt dużej liczbie miejsc, w których mogło dojść do zakażenia. Głównie chodzi o lotniska, długie loty, a także o pobyt w krajach, w których koronawirus rozwijał się gwałtownie, choć wówczas jeszcze o tym nie wiedzieliśmy.

Lista największych sukcesów florecistów Stanisława Szymańskiego



Wróciliśmy z kadrą z Londynu, by następnie, z międzylądowaniem w Niemczech, polecieć do Los Angeles. Tam byliśmy dwa dni, zanim organizatorzy zdecydowali się na turniej. A gdy już to zrobili, był problem z przebukowaniem biletów. Ostatecznie zawodnicy wracali do kraju przez Moskwę. Wrócili wszyscy zdrowi. Ja poleciałem przez Monachium.

Książkowe objawy



Na drugi dzień po przylocie obudziłem się i już czułem, że coś jest nie tak. Miałem straszne bóle mięśni. Z 2-3 razy silniejsze niż przy tradycyjnej grypie. Była temperatura, następnie doszedł kaszel. Nigdy wcześniej tak źle się nie czułem.

Od razu domyśliłem się, że to COVID-19. Objawy były książkowe, dokładnie takie, o których informowano w radiu i telewizji. Dlatego postanowiłem udać się szpitala zakaźnego w Gdańsku.

Przebadali i... odesłali do domu



Był poniedziałek. W szpitalu od razu opowiedziałem o swoich lotach, pobycie za granicą. Zbadali mnie, pobrali wymaz do testu na koronawirusa i zalecili... powrót do domu. Stwierdzili, że nie ma złych objawów lekarskich. Jeszcze zapytali, czy mogę sam wrócić do domu, bo na karetkę trzeba będzie długo czekać. Wsiadłem zatem w samochód i pojechałem do domu.

Jednak wcale nie było lepiej. Po lekach przeciwgorączkowych gorączka co prawda spadała, ale po 2-3 godzinach wracała. Męczyłem się tak przez kilka dni, a wyniku testu na koronawirusa wciąż nie było.

COVID-19 - relacja z przebiegu choroby



W sobotę zadzwoniłem na telefon alarmowy i poinformowałem, że jest gorzej. Nim się dodzwoniłem, spędziłem sporo czasu przy telefonie, kilka godzin. Przysłali specjalną karetkę. Ratownicy medyczni byli w specjalnych kombinezonach. Zabrano mnie znów do szpitala zakaźnego.

Tam były długie badania, rtg... Mimo że mówiono o szumach w płucach, znów... odesłano mnie do domu! Była sobota wieczór. Pół godziny po powrocie do domu otrzymałem telefon z sanepidu - wynik testu na koronawirusa pozytywny! Wcale się nie zdziwiłem. Mój organizm informował od tygodnia, że choroba się rozwija.

Na ochotnika do szpitala, zamiast do domowej izolacji



Jednak potwierdzenie, że mam COVID-19, wcale nie zmieniało mojej sytuacji. Usłyszałem, że mój stan jest dobry i proponują, abym pozostał w izolacji domowej. Z tym już się nie zgodziłem. Znam swój organizm i wiedziałem, że sytuacja robi się podbramkowa. Ale do Szpitala zakaźnego wciąż nie chcieli mnie przyjąć.

W tej sytuacji żona zadzwoniła do Szpitala Marynarki Wojennej w Gdańsku. Pierwszy raz w życiu prosiłem, aby ktoś mnie zabrał do szpitala. Nigdy nie przypuszczałem, że w takie miejsce będę chciał iść na ochotnika.

Z tego szpitala przysłali transport. W sobotę, prawie o północy, zostałem przyjęty na oddział.

Fechmistrz: Po pierwszej nocy spędzonej w szpitalu czułem się bardzo dobrze...
Fechmistrz: Po pierwszej nocy spędzonej w szpitalu czułem się bardzo dobrze...

Trzy dni dobre, a potem koszmar



Dostałem zastrzyk w brzuch, były inhalacje. Gorączka się cofnęła. Po pierwszej nocy spędzonej w szpitalu czułem się bardzo dobrze. I tak też było przez trzy kolejne dni.

Następnie przeniesiono mnie na salę czteroosobową. Jednak przez pierwszą noc byłem w niej jedynym pacjentem. I wtedy zaczął się koszmar.

Nagła utrata sił



O spaniu nie było mowy. Czułem, że tracę siły. Następowała utrata poczucia równowagi, a czasami i świadomości.

Gdy szedłem do toalety, to miałem wrażenie, że idę wciąż w górę i w górę, gdy korytarz był prościutki jak zawsze. W łazience jakbym umywalkę widział pierwszy raz w życiu. Do czego to służy? - krążyły nieskładne myśli.

Rano był obchód. Powiedziałem lekarzowi, że o ile poprzednio czułem się bardzo dobrze, to teraz samopoczucie jest beznadziejne. Nie był zdziwiony. Stwierdził: "my pana stan zdrowia uznajemy za dobry". Jednocześnie dodał: "dwie następne noce będą ciężkie". Zalecono też badania. M.in. na sali pojawił się rtg. Miałem stały dostęp do tlenu, z którego mogłem korzystać według potrzeby.

Poważne ostrzeżenie - koszmarny kaszel



Słowa lekarza uznałem za poważne ostrzeżenie, ale jednocześnie pocieszałem się, że jeśli to przetrwam, to będzie bardzo dobrze. Przez następne dwie noce ani na sekundę nie zasnąłem. Nasza sala wypełniła się także do kompletu. Każdy z nas kaszlał, choć ja najczęściej.

Moja piąta noc w szpitalu to właśnie jeden koszmarny kaszel. Co 20 sekund mocno musiałem uruchamiać klatkę piersiową. Siły niesamowicie przez to odchodziły. Czas dłużył się niemiłosiernie. Wydawało mi się, że ta noc trwa tak długo jak dwie noce.

Wytrwałem do rana, a wtedy... kaszel jakby ręką odjął. Na obchodzie lekarze mnie osłuchali, zmierzyli ciśnienie i znów powiedzieli: "pana stan zdrowia uznajemy za dobry". Jednocześnie uprzedzili: "przed panem jeszcze jedna ciężka noc".

Ostateczna walka



To bardzo dobrze, że mnie uprzedzili. Mogłem się na to wyzwanie lepiej przygotować pod względem mentalnym. Tym bardziej, że rzeczywiście to była najcięższa noc.

To było dziwne uczucie. Nic mnie nie bolało, nie było kaszlu ani temperatury. Jednak siły odchodziły coraz bardziej. Nie mogłem sam nawet poprawić koca czy sięgnąć po telefon. Nie było o tym mowy z powodu braku sił. Dobrze, że nie musiałem tej nocy iść do toalety, bo pewnie w ogóle bym nie mógł wstać.

Ta noc również mi się bardzo dłużyła. Była trzecią z rzędu, gdy nie spałem ani minuty. Czułem się niezwykle zmęczony fizycznie. Normalnie żaden człowiek nie mógłby sobie zadać żadnego tak potężnego wysiłku, aby aż tak bardzo opaść z sił.

Tę słabość starałem się przekuć w... dobrą wiadomość. Powtarzałem sobie: "mój organizm toczy ostateczną walkę z tym dziadostwem".

"Jezus Maria, nie jestem już zmęczony!"



Śniadanie ledwo zjadłem, ale też niezbyt dużo. Jako że do obchodu było jeszcze nieco czasu, udało mi się trochę zdrzemnąć. A gdy się obudziłem, zrobiło się tak nagle... radośnie i nie tylko z tego powodu, że przez okna sali przebiło się słońce.

"Jezus Maria, nie jestem już zmęczony!" - pomyślałem. Spróbowałem podnieść się z łóżka i udało się, i to pracując samymi mięśniami brzucha, bez podpierania się łokciem. czułem się nadzwyczajnie dobrze. Wtedy powiedziałem sam do siebie: "To już wygrałem!". Po chwili takiego SMS-a wysłałem do żony.

Wypis do domu, by nie zarazić się w szpitalu



To było po szóstej nocy spędzonej w szpitalu. Łącznie hospitalizacja trwała dokładnie 14 dni. Na pożegnanie lekarz powiedział mi: "Nie mam serca już pana dłużej trzymać, bo może się pan tylko w szpitalu zarazić".

W dniu wypisu zrobiono mi trzeci test na obecność koronawirusa. Ten drugi, robiony w drugim tygodniu mojego pobytu w szpitalu, mimo że czułem się z dnia na dzień coraz lepiej, jeszcze dał wynik pozytywny.

41 dni w izolacji domowej



Gdy wróciłem do domu, telefon z sanepidu. Informacja: "wynik testy niejednoznaczny". Dzień później do domu przyjechał patrol. Wzięli wymaz do kolejnego testu.

Dopiero po trzech dniach ulga - wynik negatywny. Odczekano kolejne trzy dni i przeprowadzono kolejny test. Znów negatywny. Dopiero wówczas można było uznać mnie za wyleczonego.

Podobnie dwa testy o wyniku negatywnym przeszła moja żona. Jej też było bardzo ciężko, choć chorowała bezobjawowo. W izolacji domowej spędziła bowiem aż 41 dni!

Gdy to już za nami, mamy jedną refleksję, a zarazem satysfakcję. Że tamtej soboty, gdy nie chcieli przyjąć mnie do szpitala, nie daliśmy za wygraną, że podjęliśmy walkę...

Notował:

Opinie (91) ponad 10 zablokowanych

  • Czyli zaraził się w Monachium

    • 14 1

  • gratulacje!

    A Jednak MOŻNA!najlepszego!

    • 15 0

  • Opinia wyróżniona

    (1)

    To pierwszy opis, który czuję, że naprawdę został napisany przez osobę, która chorowała, a nie relacja dziennikarska "na zlecenie"

    • 73 3

    • ciekawe tylko kto mu to powiedizał ze jest chory......nie lekarze? hahahahah, wierzysz w te kolejne bajki?

      • 0 0

  • szpital wojskowy

    dlatego żal tego komendanta co to go wyrzucili bo ktos noga tupnął.Nie znałam człowieka ale ten szpital ma renome w poczcie pantoflowej.

    • 18 3

  • normalny robol by nie wygrał

    • 13 1

  • Pozamykane dla chorych przychodnie,szpitale,oddzialy,bo koronawirus,a chorego na korono odsyłają

    do domu??????? Nic nie rozumiem!!! Zacznijcie robic wreszcie dawno zaplanowane zabiegi!!!!

    • 18 1

  • (2)

    Koronawirus: trener florecistów o zwycięskiej walce z Covid-19 i chcę zostać "celebrytą"
    Taki powinien być tytuł.

    • 3 27

    • jesteś bezinteresownie podły czy o coś Ci chodzi?

      • 6 0

    • " Jak trafiłem kowida"

      Taki tytuł mógłby być.

      • 1 0

  • Tyle ze bole mięśni nie sa objawem covid-19

    A grypy

    • 2 20

  • Ilość zgonów w tym roku jest mniejsza niż w zeszłym roku. (2)

    Mówi wam to coś ?

    • 3 8

    • Jest o 2000 większa w okresie 3 miesięcy (1)

      • 3 2

      • NIe zapominajmy, że 90% przytaczanych statystyk w internecie jest d.

        Liczba zgonów w marcu w porównaniu do marca zeszłego roku wzrosła o 213. Wg GUS tragiczniejszy był marzec 2018 r. gdy zmarło o 4 .143 osób więcej niż w tym roku. Podaję żródło - tygodnik Polityka na podstawie danych GUS.

        • 1 0

  • Opinia wyróżniona

    Boję się.

    Po przeczytaniu tego artykułu mam natłok myśli.l. Jestem pacjentem onkologicznym i immunologicznym z astmą. Takie objawy jak pan Stanisław mam po każdej chemii przez 7 dni,ból całego ciała, brak sił, powietrza, potem mija..na kolejne 10 dni i znowu chemia.I strach! Tyle osob chodzi, biega, jeżdzi na rowerze bez maseczek, śmieją się z ironią na prośbę o założenie maseczek w trosce o innych. Jeżeli dopadnie mnie i takich jak jakoronawirus czy wytrzymamy. Nie boję się smierci..boję się bólu i braku tchu. Pomyślcie wszyscy Ci, którzy nie zakładacie maseczek o innych z empatią.

    • 34 2

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Relacje LIVE

Najczęściej czytane