Lechia Gdańsk próbuje zachować szanse na grę w europejskich pucharach, a Legia Warszawa jak najszybciej chce zapewnić sobie tytuł mistrza Polski. W niedzielę, 25 kwietnia w żadnej z tych dwóch kwestii nie zapadną decydujące rozstrzygnięcia, ale uzyskany wynik może kogoś znacznie przybliżyć lub oddalić od zakładanych celów. Biało-zieloni muszą powstrzymać m.in. swojego byłego piłkarza. Filip Mladenović nigdy nie był tak skuteczny jak w bieżącym sezonie. Początek gry o godzinie 17:30.
- To jest na pewno mecz szczególny, na który czekają kibice. To jest sól sezonu. Zrobimy wszystko, żeby dobrze się zaprezentować, aby dać sobie pozytywny impuls przed ostatnimi meczami kolejkami. Chcemy zapunktować, żeby walka o puchary trwała do ostatniej kolejki - zapowiedział Piotr Stokowiec na przedmeczowej konferencji prasowej. Trener Lechii Gdańsk jest w lepszej sytuacji niż jego vis a vis. Może cały czas być z zespołem. Natomiast Czesław Michniewicz został zawieszony na dwie kolejki. Oznacza to, że nie tylko grę na Stadionie Gdańsk będzie oglądać z trybun, ale również przed meczem i w przerwie nie może wejść do szatni swoich podopiecznych.
Niedzielne starcie nie będzie miało jeszcze takiego ciężaru gatunkowego jak to sprzed blisko 4 lat, gdy w Warszawie padł bezbramkowy rezultat, który oznaczał dla Legii tytuł mistrzowski, a dla Lechii 4. miejsce. Gdyby jednak gdańszczanie wygrali choć 1:0, to oni byli mistrzami.
Nie może też być tak brzemienne w skutki dla Legii jak mecz w Gdańsku, który odbył się blisko 9 lat temu. Wówczas Lechia wygrywając 1:0 zapewniła sobie utrzymanie w ekstraklasie, a stołeczną drużynę pozbawiła wydawało się niemal pewnego tytułu.
Do końca sezonu pozostaną jeszcze trzy kolejki, ale już 25 kwietnia uzyskany wynik może kogoś znacznie przybliżyć lub oddalić od zakładanych celów. Dlatego z obu stron są deklaracje walki o zwycięstwo.
- Mamy plan na ten mecz i trzeba go zrealizować. Chcemy zagrać po swojemu, bo drużyna niejednokrotnie pokazała, że ma charakter. Wiemy jak chcemy grać i też mamy swoją wartość, bo nieprzypadkowo liczymy się wciąż w walce o europejskie puchary. Tej walki nie odpuścimy do samego końca - obiecał szkoleniowiec Lechii. - Dopóki wszystko jest w naszych rękach, myślę, że możemy szukać tylko tego, co my sami możemy poprawić. Musimy zachować spokój - to z kolei wypowiedź po jednym z ostatnich meczów Filipa Mladenovicia na oficjalnej stronie Legii. Występ tego piłkarza w niedzielę będzie szczególnie obserwowany.
29-letni Serb grał w Lechii przez 2,5 sezonu, począwszy od wiosny 2017 roku. Odszedł po rundzie zasadniczej poprzednich rozgrywek, gdyż gdański klub szukał oszczędności. Jako że Mladenoviciowi wygasł kontrakt z biało-zielonymi, na brak ofert nie narzekał, gdyż można było go pozyskać za darmo.
- Filip pod opieką naszego sztabu mocno się rozwinął, wypromował, poszedł w górę, podpisał dobry kontrakt i chce dalej się rozwijać, pokazywać w reprezentacji swojego kraju. Mocno w tym uczestniczyliśmy i tym bardziej się cieszymy i znamy jego atuty - przypomniał trener Stokowiec.
Jednak w żadnym wcześniejszym klubie Mladenović nie był tak skuteczny. Jeśli w niedzielę strzeli gola lub zaliczy asystę to w tzw. punktacji kanadyjskiej sumującej te elementy w ciągu niepełnego sezonu wyrówna swój bilans z Lechii (19), na który pracował przez 2,5 pół roku. W dużej mierze Serb błyszczy, bo służy mu nowa pozycja. Gra jako lewy wahadłowy, gdy w Lechii był lewym obrońcą.
Zobacz, jak Lechia Gdańsk żegnała Filipa Mladenovicia
Tym większe znaczenie będzie miało, kto zagra naprzeciw Filipa. Do gry na prawej obronie kandydują: Bartosz Kopacz, Karol Fila i Mykoła Musolitin. Jednak występ na tej pozycji będzie możliwy tylko wówczas, gdy wykurują się: Kristers Tobers lub Michał Nalepa. W innym przypadku Kopacz będzie potrzebny w centrum defensywy.
I właśnie na ograniczone pole personalnego manewru szczególnie narzeka gdański szkoleniowiec. Szczególnie, gdy zestawia je z możliwości kadrowymi Legii.
- Przede wszystkim patrzeć będę na to, kto jest zdrowy i kogo mam do dyspozycji. Pole manewru przy kontuzjach jest mocno ograniczone. Szeroka ławka rezerwowych liczy się zwłaszcza w końcówce sezonu, kiedy dochodzą kontuzje, pauzy za kartki, zmęczenie. Wtedy zawodnicy, którzy wskakują muszą wnosić odpowiednią jakość. Dla przykładu Legia w ostatnim meczu z Piastem w 57. minucie wprowadziła: Luquinhasa i Martinsa. U nas w Poznaniu weszli: Koperski, Żukowski czy Vikry. To zawodnicy rokujący, rozwijający się, ale jeszcze nie gotowi, bo dopiero mający szanse zostać dobrymi zawodnikami. I to robi różnicę. Tym zdobywa się trofea, puchary i ta jakość ma olbrzymie znaczenie. My staramy się to niwelować na różne sposoby i walczyć jak równy z równym, ale nie zawsze się to udaje - ocenił Piotr Stokowiec.
Każdy gra z każdym mecz i rewanż. Dwie najlepsze drużyny wywalczą bezpośredni awans do ekstraklasy. Zespoły z pozycji 3-6 zagrają w dwustopniowych barażach o jeszcze jedno miejsce premiowane awansem.
Natomiast trzy najsłabsze drużyny zostaną zdegradowane do II ligi.
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. 
