• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Mężczyzna w srebrnym polo

Tomasz Łunkiewicz
8 października 2003 (artykuł sprzed 20 lat) 
Krzysztof Groblewski po raz drugi w karierze wywalczył tytuł wicemistrza Europy w rally crossie. Tym razem gdańszczanin był drugi w dywizji A-1.

- Jak oceniasz ten rok?
- Po ubiegłorocznych sukcesach plany były ambitne. Zmieniłem klasę i planowałem powtórzyć wyniki z sezonu 2002, a w rywalizacji międzynarodowej poprawić się o jedno oczko. Z wyniku jestem bardzo zadowolony, bo osiągnąłem go po ciężkiej pracy.
- Zmiana dywizji wiązała się ze zmianą samochodu.
- W tym roku startowałem w volswagenie polo 1600, o mocy 210 koni. Z autem było najwięcej problemów. Zaczęło się już przed rozpoczęciem rywalizacji. Bardzo późno dostałem samochód. Nie miałem czasu, żeby go przetestować. Przed pierwszą eliminacją był tylko czas na oblejenie wozu. Samochód dostałem w piątek, a tydzień później były pierwsze zawody w Portugalii.
- Jak przebiegała rywalizacja?
- Zaczęło się bardzo dobrze. Wygrałem czasówkę. To dało mi podstawy do dużego optymizmu przed dalszą rywalziacją. Niestety, w pierwszym biegu rozpadła się skrzynia biegów. Postanowiłem odpuścić sobie eliminacje mistrzostw Polski i drugą eliminację mistrzostw Europy we Francji. W tych zawodach wystartowali Czech Jarosław Kalny i Holender Ron Snoeck, którzy okazali się później moimi najgroźniejszymi rywalami. Po przerwie wystąpiłem w eliminacji mistrzostw Polski. W Słomczynie uplasowałem się na drugim miejscu. Ten start traktowałem jako trening służący ocenie samochodu i sprawdzeniu kilku rozwiązań technicznych. Potem była eliminacja w Austrii. Na tym samym torze dwa lata temu zapoczątkowałem starty w Europie. Teraz było również dobrze. Zająłem drugie miejsce, za Kalnym. Pechowo zakończyły się dla mnie zawody w Czechach. Na mecie byłem drugi, ale zostałem zdyskwalifikowany za nieprawidłowości... w drzwiach kierowcy. W dalszym ciągu auto nie jechało tak jakbym sobie życzył. Pierwszą część sezonu kończyła eliminacja w Szwecji. Zakończyłem ją na szóstej pozycji. Mogło być o wiele lepiej. Byłem na trzecim miejscu i szykowałem się do ataku na drugą. Popełniłem błąd i rozpadła się felga.
- Pierwsza część sezonu nie była więc zbyt udana. Co czułeś?
- Przyznam szczerze, że byłem bliski poddania się. Było kilka momentów, kiedy chciałem wszystko rzucić i zrezygnować. Dzięki mojemu teamowi nie poddałem się. Po zawodach w Szwecji zdecydowałem się zrezygnować z walki w mistrzostwach Polski. Doszedłem do wniosku, że jeśli chcę coś osiągnąć, to muszę wybrać. Starty w Europie są bardziej prestiżowe i na nich postanowiłem się skupić. Przerwa po zawodach w Szwecji bardzo mi się przydała. Przystąpiłem do walki z nowym zapałem.
- Jak przebiegała rywalizacja w drugiej połowie sezonu?
- Pierwsza eliminacja po przerwie rozegrana została w Belgii. Przystąpiłem do niej z dobrą skrzynią biegów, ale nadal miałem problemy z wagą samochodu. Problemy mieli również Kalny i Snoeck. Do biegu finałowego wystartowałem z pierwszego miejsca. Na pierwszej prostej popełniłem błąd i na metę przyjechałem trzeci. Kolejne zawody odbyły się w Holandii na rodzinnym torze Snoecka. Zająłem w nich drugą lokatę. Mogło być lepiej, ale jechałem z nastawieniem, że Holender musi wygrać. W Holandii Kalny zapewnił sobie tytuł mistrzowski. Kolejne zawody to eliminacja mistrzostw Polski w Słomczynie. Była to forma treningu przed eliminacją mistrzostw Europy, która miała być rozegrana na słomczyńskim torze. W trakcie imprezy rywalizowałem z Marcinem Laskowskim, który wcześniej zapewnił sobie mistrzostwo Polski. W biegu finałowym jechałem z drugiego miejsca. Na dwa okrążenia przed końcem przepuściłem decydujący atak i wygrałem. Kolejnym startem była eliminacja w Norwegii. Podczas tych zawodów przełamałem pewną barierę psychiczną. Bałem się rywalizacji na mokrym torze. W Norwegii na treningach było słonecznie, ale decydujące starty odbyły się w deszczu. Wygrałem z dużą przewagą, co pozwoliło mi odbudować się. Po tych zawodach awansowałem na trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej. Równie udana była przedostatnia eliminacja w Słomczynie. Czasówkę wygrał Laskowski. W finale od początku prowadziłem. Ta wygrana pozwoliła mi zrównać się z Snoeckiem. Wszystko, podobnie jak przd rokiem, rozstrzygało się w Niemczech. Po ubiegłorocznym starcie mówiłem, że więcej na tym torze nie pojadę. Tym razem był dla mnie szczęśliwy. Snoeck wystartował w finale z pierwszej pozycji, ale popełnił błąd i spadł na dalsze miejsce. Prowadziłem, jednak dałem się wyprzedzić Szwedowi. Nie miało to większego znaczenia. Najważniejsze było przyjechać przed Holendrem.
- Co dał ci ten sezon?
- Bardzo dużo mnie nauczył. Przede wszystkim pokory. Dodał mi również chęci do walki. No i mam dużą satysfakcję.
- Który medal ma dla ciebie większą wartośc: ten z ubiegłego roku czy tegoroczny?
- Oba zdobyłem w zupełnie innych warunkach. Ubiegłoroczny pokazał, że mogę walczyć z najlepszymi i wygrywać. Tegoroczny jest dowodem na to, że mimo przeciwności losu, jeśli ktoś ciężko pracuje, może bardzo dużo osiągnąć.
- W czym tkwi tajemnica twoich sukcesów?
- Mam bardzo dobry team. Nawet najlepszy kierowca, bez dobrego zespołu niewiele by zdziałał. W trudnych momentach mogłem liczyć na wsparcie i motwację do dalszej jazdy. Chciałbym podziękować moim mechanikom, Robertowi Kwiatkowskiemu, Edwardowi Kwiatkowskiemu i Robertowi Bendykowskiemu. Nie mogę również zapomnieć o moim ojcu, który służył doświadczeniem. Sukcesy to również sponsorzy: Castrola, Standox i Aquarius. Szczególne podziękowania składam mojej partnerce życiowej, Monice, bez której nie byłoby tych sukcesów. Zawdzięczam jej bardzo dużo i mogę powiedzieć, że od momentu, kiedy ją spotkałem osiągam coraz lepsze wyniki.
- Jakie masz plany na przyszły sezon?
- Wiem, że czeka nas zimą bardzo ciężka praca. Nie tylko nad samochodem, ale również nad kondycją fizyczną. W przyszłym roku zapowiada się bardzo ostra rywalizacja. Niewykluczone, że w naszej dywizji wystartują wozy fabryczne. Zastanawiam się nad udziałem w mistrzostwach Polski. Trudno byłoby pogodzić walkę na dwóch frontach. Zawsze byłem zdania, że Polacy powinni jeździć w Polsce. Jeśli znajdzie się sponsor, to bardzo chętnie wezmę udział w walce o mistrzostwo kraju. Moim marzeniem są starty w najsilniejszej klasie. Zdaję sobie jednak sprawę, że jest to kwestia kilku lat.
- Dziękuję za rozmowę.
Głos WybrzeżaTomasz Łunkiewicz

Opinie

Relacje LIVE

Najczęściej czytane