Pierwsze tegoroczne starty Dawida Cieślewicza były bardzo udane. Z jego występami kibice Lotosu wiązali nadzieje. Niestety, Dawid doznał kontuzji w spotkaniu z Włókniarzem Częstochowa i od kilu tygodni pauzuje.
- Jaka się czujesz?
- Dobrze. Wszystko jest w porządku. Kręgosłup się zrósł. Wykonuję wszytskie czynności tak jak przed wypadkiem. Nie oszczędzam się.
- Podobno przed meczem w Pile byłeś w Gdańsku i chciałeś trenować?
- To prawda. Przyjechałem i zamierzałem wsiąść na motor, ale trener nie chciał wziąć na siebie odpowiedzilaności. Uważam, że wszystko jest w porządku i mogę się ścigać. Niestety, muszę mieć zgodę lekarzy, którzy również boją się tego tak wcześnie po wypadku. Odczuwam duży głód jazdy i jestem pewien, że sam bym nie upadł. Mogłoby się coś stać w trakcie walki na torze, ale na to nikt nie ma wpływu.
- Gdańszczanie w ostatnim występie zawiedli i przegrali w Pile...
- Też byłem zawiedziony. Liczyłem, że wygramy. Niestety, ponownie zawiódł obcokrajowiec. Również inni zawodnicy pojechali słabiej. Nie będę wytykał nikogo palcami.
- Przed Lotosem ostatnie w rundzie zasadniczej spotkanie z Apatorem. Jaki, twoim zdaniem, wynik gdańszczan moglibyśmy uznać za przyzwoity?
- Uważam, że z Apatorem nie mamy szans, nawet jeśli nie przyjedzie Rickardsson. Przegrana różnicą 15-16 punktów byłaby przyzwoitym rezultatem.
- Dziękuję za rozmowę.