• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

NHL dalej niż bliżej

Stanisław Rajewicz
24 kwietnia 2003 (artykuł sprzed 21 lat) 
Rozmowa z Adamem Borzęckim, hokeistą reprezentacji Polski

- Twój przyjazd Wiktor Pysz traktował jako duże wzmocnienie.
- To wzięło się stąd, że Stany, że AHL, że nie przyjechał Czerkawski. Uwaga więc skupiła się na mnie, ale nie czułem się gwiazdą. Cieszyłem się tylko, że po nieudanym sezonie w Syracuse Crunch, w sensie indywidualnym, a głównie drużynowym, bo nie awansowaliśmy do play off, mam okazję to wszystko powetować sobie w drużynie narodowej. Liczyłem na awans do grupy A.
- Miałeś poprowadzić biało-czerwonych...
- To fakt, oczekiwaniami wobec mojej osoby zostałem dowartościowany, poczułem się pełnoprawnym członkiem teamu. Trzy lata temu w Katowicach wyglądało to trochę inaczej. Presja specjalnie nie ciążyła mi, aczkolwiek moje zadania w klubie i reprezentacji są zupełnie inne. W Syracuse odwalam czarną robotę, pilnuję wyniku, a w Budapeszcie byłem na lodzie i w okresach gry w osłabieniu, i w przewadze, co raczej się nie zdarza. Oczywiście, pasowało mi to, bo lubię dużo grać. Zawsze to odmiana, człowiek doświadczy czegoś nowego. Jednak nie mam jeszcze takiego czucia, aby umiejętnie rozgrywać krążek po założeniu zamka. Nie jestem dyrygentem, ani wirtuozem, chociaż akurat na tym szczeblu nie trzeba być Bóg wie jakim technikiem. Poprzeczka wisi niżej, gra jest wolniejsza. Drobnym problemem był europejski przepis, że nie ma spalonego na czerwonej. Ciężko się przestawić. I tu, i tam w mojej grze był jeden element wspólny, mianowicie strzały z dystansu w każdej nadarzającej się sytuacji. Taki jest trend. Niestety, nie wchodziło mi. Zresztą ogólnie uderzenia z okolic niebieskiej nie były naszym atutem. Zakończyłem turniej z dwoma punktami za gola i asystę. Mogło, powinno być więcej. Zdecydowanie większym sukcesem w kontekście oceny mojej postawy był fakt, że w pięciu meczach otrzymałem tylko trzy kary. Powstrzymywałem się, jak mogłem, dopiero z Węgrami zacząłem grać ciałem. Światowa federacja tłumaczy skrupulatne sędziowanie zamiarem wyeliminowania brutalności, jednak to idzie w złym kierunku, nie można zamieniać hokeja w koszykówkę.
- Tworzyłeś parę obrońców z Łukaszem Sokołem, jednym z trzech stoczniowców na Węgrzech.
- Byłem z tego zadowolony i po fakcie powiem, że grało mi się z nim ekstra. Łukasz ma charakter, wie jak grać i dużo potrafi. Przebywał krócej na lodzie, ale i tak sporo. Trochę żal, że poważnej szansy nie otrzymali dwaj inni koledzy ze "stoczni", Adaś Bagiński i Mariusz Justka, jednak, gdy wyjeżdżali z boksu, fajnie było widzieć, że potrafią zakręcić rywalem pod bandą. Nie są wirtuozami, ale charakter czyni z nich wartościowych graczy. "Juhas" to już stary wyga w kadrze, dla "Bagisia" sama obecność na mistrzostwach była nie lada osiągnięciem. To, że sobie nie postrzelał, nie jest w tej chwili tak istotne. Podsumowując, Gdańsk był dobrze reprezentowany.
- Kto by pomyślał, tylu kumpli z "Olivii" w reprezentacji!
- A mogło być więcej! Wróciłem do kadry po dłuższej nieobecności i spotykam w niej Bagińskiego, z którym znam się od małego. Nasi ojcowie znają się doskonale. I teraz my, obok siebie, gramy dla Polski. Niesamowite. Fajnie jest zobaczyć tylu starych znajomych, bo przecież hokeistów w tym kraju jest niewielu. Fajnie znów robić jaja w ojczystym języku.
- Jak traktujesz niepowodzenie na turnieju?
- Z pewnością nie w kategorii dramatu, raczej bolesnej porażki. Na Węgry pojechaliśmy z zamiarem awansu. Tak należy do tego podchodzić. Inne miejsce niż pierwsze, wykluczając spadkowe, nie miało znaczenia. Minimalnie przegraliśmy najważniejszy mecz, dziś już mało kogo obchodzi, że po dobrej grze.
- Co byłoby, gdyby mogli grać Czerkawski, Zaręba i młody Pysz?
- Mariusz pomógłby bardzo, jest takim hokeistą, który bierze gumę i w pojedynkę zdobywa bramkę. Jednak nie jest tak, że z nimi na pewno awansowalibyśmy. Powiedzmy, że mielibyśmy łatwiej. Bo Kazachstan mogliśmy ograć i bez tej trójki. Było 1:3, pierwszą bramkę straciliśmy, gdy siedziałem na ławce kar - rzekomo za trzymanie, choć w rzeczywistości gościa nie trzymałem, a trzecią bramkę, gdy wycofaliśmy golkipera. Mecz był bardzo wyrównany, gdyby nasz zespół zdobył pierwszego gola, miałbym w dłoni złoty, a nie srebrny medal. Tu powiem ciekawostkę: krążek, który odebrałem podczas ceremonii oraz koszulkę, w której grałem, goście z Toronto zabrali do słynnej "Hall of Fame". Akurat byłem pod ręką prezesa Hajdugi. Trzeba będzie kiedyś sprawdzić, czy moje rzeczy naprawdę tam trafiły... Kazachowie są świetnie wyszkoleni, znakomicie jeżdżą na łyżwach i ogólnie widać po ich grze stare radzieckie schematy taktyczne, lecz mimo to awans był na wyciągnięcie dłoni. Cały turniej tak naprawdę ograniczył się do tego jednego spotkania. Gospodarze nie mieli szans na awans, nie mieli kim grać, pomijając bramkarza z AHL. Najlepsze, co mieli, to rewelacyjna hala, acz też nie do końca. Wewnątrz panowała zbyt wysoka temperatura i lód był miękki. To, że sukces był blisko, powinno stanowić zachętę na przyszły rok. Atmosfera w zespole jest bardzo dobra. Trudno oczekiwać, że układ sił w Europie nagle się zmieni. W Dywizji 1 poziom jest słaby. Liczy się tylko grupa A. Choć w moim klubie i zmagania światowej elity mało kogo podniecają.
- Jednak nie czyniono ci przeszkód z wyjazdem.
- Ludzie z Columbus byli zainteresowani tym, abym grał w reprezentacji. Nie było kłopotu, tym bardziej, że już grubo wcześniej wiedzieliśmy, iż nie przebijemy się do play off. Bodaj z ostatnich siedemnastu spotkań musielibyśmy wygrać piętnaście, a i tak nie byłoby pewności. Rywalizacja w AHL jest szalenia wyrównana, kilkanaście razy przegrywaliśmy różnicą jednej bramki. O, to będzie dobry przykład: z najlepszą w sezonie zasadniczym ekipą Hamilton wygraliśmy trzy z czterech meczów.
- Nieobecność Czerkawskiego faktycznie była przejawem złośliwości jego pracodawców?
- Nie inaczej. Ludzie z Montrealu, niezadowoleni z pierwszego sezonu w wykonaniu Mariusza, pewnie chcieli go wykolegować, nie dając mu pisemnej zgody na wyjazd na mistrzostwa. A on jest zbyt mądry, żeby robić coś na własną rękę. Musiał więc zostać w AHL.
- Sądzisz, że po tym niepowodzeniu może coś się zmienić w reprezentacji, na przykład selekcjoner.
- Nie odniosłem takiego wrażenia. Trener Pysz, jak zwykle, denerwował się, jednak nie podejrzewam, aby miał martwić się zwolnieniem. Zresztą to nie moja sprawa.
- Przepadła premia za awans - 300 tysięcy złotych.
- Musieliśmy zadowolić się skromnymi premiami za cztery zwycięstwa. Do ostatniej, za Węgrów, prezes Hajduga dołożył nieco, w ramach niespodzianki na zająca. Może dlatego, że IIHF wypłacał nagrodę za drugie miejsce?
- Powiedz, co u ciebie. Czy po urlopie wybierasz się z powrotem za ocean?
- Zakończony sezon nie był dobry, a zaczął się bardzo źle, ponieważ odesłano mnie do UHL, niższej ligi. W takich sytuacjach odechciewa się grać. Zszedłem na dół, bo podpisałem gorszy, podwójny kontrakt. Pieniądze były te same, ale klub mógł mnie odsyłać do UHL. Na szczęście rozegrałem tam tylko sześć spotkań. Zakończyłem ligę z liczbą 65 meczów, jednym golem i dziewięcioma asystami (łącznie nasz rozmówca, rozegrał w AHL 164 spotkania i zebrał w nich 25 punktów - przyp. red.).
- Ciągle czekamy na trzeciego Polaka w NHL, a pierwszego gdańszczanina...
- Wydaje mi się, że będę czekać razem z wami. (śmiech) Mam do NHL dalej niż bliżej. To kwestia wieku, mam już przecież 25 lat, choć, oczywiście, gdybym był gwiazdą AHL, nie miałaby ona znaczenia. Nie wszystko zależy od mojej formy, nie wszystko wygląda tak, jak powinno. Niektórzy koledzy grają gorzej, a trafiają do NHL. Pytam więc sam siebie, dlaczego mnie nie wezmą choćby na jeden mecz. Realnie mam szansę, lecz jakoś nie chce się ona spełnić.
- Columbus Blue Jackets pewnie wolą promować tych, którym dużo płacą.
- To jedna z zasad. Głupio wyglądałoby, gdyby wyżej szedł Borzęcki, który mniej zarabia i wziął się nie wiadomo skąd. Moje słowa nie znaczą jednak, że uważam, iż zasłużyłem na ten awans. Ale raz mógłbym zagrać. W Syracuse jest odgórnie ustalona lista graczy do wyróżnienia. Sam nie występuję na eksponowanej pozycji, nie wybijam się aż tak, aby inne kluby pytały o mnie. Jedyna nadzieja, że w nowym sezonie trafię do innego klubu AHL i tam uśmiechnie się do mnie szczęście.
Głos WybrzeżaStanisław Rajewicz

Kluby sportowe

Zobacz także

Opinie

Stoczniowiec Gdańsk

 

Jeden z najbardziej rozpoznawalnych w Polsce obiektów sportowych - gdańska Hala Olivia - zaprasza do skorzystania z oferty jaka proponuje nie tylko mieszkańcom Trójmiasta i okolic.
Prezes: Marek Kostecki
Dyrektor sportowy: Maciej Turnowiecki 
Rok założenia: 1970
Adres: Al. Grunwaldzka 470
80-309 Gdańsk

W rozgrywkach Polskiej Hokej Ligi klub reprezentuje założona w 2020 roku spółka akcyjna, której GKS Stoczniowiec jest stuprocentowym udziałowcem. Jej prezesem jest Maciej Turnowiecki.
 

Archiwum drużyny

wyniki w sezonie:
statystyki w sezonie:

Playoff

Ćwierćfinały

GKS Tychy 4
Ciarko STS Sanok 0
GKS Katowice 4
Re-Plast Unia Oświęcim 2
JKH GKS Jastrzębie 4
Tauron Podhale Nowy Targ 0
Energa Toruń 2
Comarch Cracovia 4

Półfinały

GKS Tychy 2
Comarch Cracovia 4
JKH GKS Jastrzębie 4
GKS Katowice 1

Finał

JKH GKS Jastrzębie 4
Comarch Cracovia 1

Trójmiejskie drużyny

Relacje LIVE

Najczęściej czytane