- 1 Darmowa inauguracja sezonu na żużlu (14 opinii)
- 2 Lechia. "To ten moment" dla Ferandeza (27 opinii)
- 3 Tego jeszcze nie mieli. Na mecz samolotem (6 opinii)
- 4 Arka współpracuje z SI. Chce budować (27 opinii)
- 5 Hiszpan na testach w Arce. Stolc na dłużej (24 opinie)
- 6 Arka pozyskała Navarro, ostatki właściciela (3 opinie) LIVE!
Pełne optymizmu wyjeżdżały na mistrzostwa świata do Lizbony gdańskie floreciski. W turnieju drużynowym podopieczne Tadeusza Pagińskiego zapowiadały walkę o najcenniejszy z medali. Mocny cios otrzymały zanim wyszły na plansze. Międzynarodowa federacja zdecydowała, że w programie olimpijskim w Atenach zamiast turnieju drużynowego florecistek odbędą się zawody indywidualne szablistek.
Jak pamiętamy, FIE kilkakrotnie zmieniała decyzję w tej sprawie. Najpierw miały być koedukacyjne drużyny, a następnie zdecydowano się skreślić turnieje drużynowe szablistów i florecistek. Doprowadziło to do bojkotu kilku zawodów Pucharu Świata. Przed spotkaniem w Lizbonie Ralf Bissdorf, znakomity florecista niemiecki, rozesłał do zawodników ankietę, w której do wyboru był jeden z pięciu wariantów programu na Ateny.
- 61 procent ankietowanych opowiedziało się, aby nic nie zmieniać w stosunku do Sydney. Jednak FIE nie przychyliła się do tej sugestii. Prezes Lisiecki wrócił tak wściekły z kongresu, że przemówił dopiero po kilku godzinach. Do trenera Pagińskiego w ogóle nie ryzykowałem podchodzić. FIE, stosunkiem głosów 59:23, podjęła decyzję o skreśleniu z Aten żeńskiego floretu. Tę decyzję musi jeszcze zaakceptować MKOl., ale przy takim wyniku głosowania będzie to raczej formalność - komentuje z Lizbony specjalnie dla "Głosu" Stanisław Szymański, trener męskiej reprezentacji Polski i Sietom AZS AWF Gdańsk we florecie.
Miejmy nadzieje, że decyzje FIE nie podetną skrzydeł Polkom, które we wtorek w Portugalii stoczą walkę o indywidualne medale.
- Na igrzyskach, gdy wychodziłam do walki z Vezzali, byłam przekonana, że przegram. Minęły dwa lata i sądzę, że z każdą zawodniczką jestem w stanie wygrać. Pewności dodały mi dwa złote medale z mistrzostw Europy. Mam nadzieje, że sprawdzi się prawo serii. W Moskwie przed mistrzostwami walczyłam bardzo dobrze i na mistrzostwach też nie zawiodłam. A w Portugalii przed dwoma laty zostałam indywidualną mistrzynią Europy, a drużynowo byłyśmy na trzecim miejscu. Nic bym nie miała przeciwko temu, aby powtórzyć osiągnięcie indywidualne, a zespołowo też przesunąć się na najwyższy stopień podium - mówi Sylwia Gruchała.
Anna Rybicka na mistrzostwa świata wraca po czteroletniej przerwie. Mimo to została kapitanem drużyny.
- Ta funkcja spadła na mnie, gdyż jestem najstarsza, ale na pewno nie najlepsza. Sprowadza się do ustalania taktyki, choć w tym względzie jest u nas pełna demokracja i każdy w drużynie ma prawo głosu. Nie ukrywam, że mam spory apetyt na ten medal, ale nie chciałabym składać deklaracji, aby się później nie przeliczyć - dyplomatycznie mówi "Ryba".
Nie ma takich obiekcji Magdalena Mroczkiewicz. Zresztą akademiczka była zawsze znana z niesamowitej ambicji i stawiania sobie bardzo wysoko poprzeczki.
- Jedziemy walczyć o złoto drużynowo. Nawet spotkanie z Włoszkami nas nie przeraża. Indywidualnie zostanę zwolniona z eliminacji. To dobrze. Walki do pięciu trafień są nieco inne. Oczywiście tego dnia nie będę odpoczywać. Przyjdę do hali i postaram się pomóc koleżankom - zapewnia "Mrówka".
Magda ma co prawda 17 numer rozstawienia, a z eliminacji zwolnionych jest 16 zawodniczek, ale przed startem było wiadomo, że dwie zawodniczki wyżej klasyfikowane od Polki do Lizbony nie przyjadą.
- W tej drużynie drzemią olbrzymie możliwości. Jednak nie jest to sprint, w którym wiadomo, że zawodnik biegając 11 sekund nie wygra z tym, co czyni to sekundę szybciej. Szermierka to sport walki, w którym wydarzyć się może wszystko. A w naszych dziewczynach widzę chęć odniesienia zwycięstwa, wręcz powtórzenia Moskwy, gdzie w mistrzostwach Europy mieliśmy dwa złote medale. Indywidualnie czołówka jest bardzo szeroka, około 30 zawodniczek. Do turnieju drużynowego przystąpimy dopiero z siódmym numerem, gdyż były kontuzje w naszych szeregach i bojkot kilku zawodów. To oznacza, że w walce o "8" zmierzymy się z USA bądź Austrią, a przed półfinałem przyjdzie skrzyżować klingi z Rosją bądź Włochami. Zdajemy sobie sprawę z klasy tych zespołów, ale nie mamy też powodów do kapitulacji, gdyż z każdym z nich wygrywaliśmy - przypomina fechtmistrz Tadeusz Pagiński.
Przypomnijmy, że polskie florecistki w 1999 roku w Seulu drużynowo zdobyły srebrny medal miststrzostw świata (Gruchała, Mroczkiewicz, Barbara Wolnicka, Alicja Kryczało), a rok wcześniej miały brąz (Rybicka, Gruchała, Mroczkiewicz, Wolnicka). Indywidualnie jeszcze żadna Polka nie stała na mistrzowskim podium.
W Lizbonie poza trójką gdańszczanek w reprezentacji znalazła się Małgorzata Wojtkowiak (Warta Poznań).
Jak pamiętamy, FIE kilkakrotnie zmieniała decyzję w tej sprawie. Najpierw miały być koedukacyjne drużyny, a następnie zdecydowano się skreślić turnieje drużynowe szablistów i florecistek. Doprowadziło to do bojkotu kilku zawodów Pucharu Świata. Przed spotkaniem w Lizbonie Ralf Bissdorf, znakomity florecista niemiecki, rozesłał do zawodników ankietę, w której do wyboru był jeden z pięciu wariantów programu na Ateny.
- 61 procent ankietowanych opowiedziało się, aby nic nie zmieniać w stosunku do Sydney. Jednak FIE nie przychyliła się do tej sugestii. Prezes Lisiecki wrócił tak wściekły z kongresu, że przemówił dopiero po kilku godzinach. Do trenera Pagińskiego w ogóle nie ryzykowałem podchodzić. FIE, stosunkiem głosów 59:23, podjęła decyzję o skreśleniu z Aten żeńskiego floretu. Tę decyzję musi jeszcze zaakceptować MKOl., ale przy takim wyniku głosowania będzie to raczej formalność - komentuje z Lizbony specjalnie dla "Głosu" Stanisław Szymański, trener męskiej reprezentacji Polski i Sietom AZS AWF Gdańsk we florecie.
Miejmy nadzieje, że decyzje FIE nie podetną skrzydeł Polkom, które we wtorek w Portugalii stoczą walkę o indywidualne medale.
- Na igrzyskach, gdy wychodziłam do walki z Vezzali, byłam przekonana, że przegram. Minęły dwa lata i sądzę, że z każdą zawodniczką jestem w stanie wygrać. Pewności dodały mi dwa złote medale z mistrzostw Europy. Mam nadzieje, że sprawdzi się prawo serii. W Moskwie przed mistrzostwami walczyłam bardzo dobrze i na mistrzostwach też nie zawiodłam. A w Portugalii przed dwoma laty zostałam indywidualną mistrzynią Europy, a drużynowo byłyśmy na trzecim miejscu. Nic bym nie miała przeciwko temu, aby powtórzyć osiągnięcie indywidualne, a zespołowo też przesunąć się na najwyższy stopień podium - mówi Sylwia Gruchała.
Anna Rybicka na mistrzostwa świata wraca po czteroletniej przerwie. Mimo to została kapitanem drużyny.
- Ta funkcja spadła na mnie, gdyż jestem najstarsza, ale na pewno nie najlepsza. Sprowadza się do ustalania taktyki, choć w tym względzie jest u nas pełna demokracja i każdy w drużynie ma prawo głosu. Nie ukrywam, że mam spory apetyt na ten medal, ale nie chciałabym składać deklaracji, aby się później nie przeliczyć - dyplomatycznie mówi "Ryba".
Nie ma takich obiekcji Magdalena Mroczkiewicz. Zresztą akademiczka była zawsze znana z niesamowitej ambicji i stawiania sobie bardzo wysoko poprzeczki.
- Jedziemy walczyć o złoto drużynowo. Nawet spotkanie z Włoszkami nas nie przeraża. Indywidualnie zostanę zwolniona z eliminacji. To dobrze. Walki do pięciu trafień są nieco inne. Oczywiście tego dnia nie będę odpoczywać. Przyjdę do hali i postaram się pomóc koleżankom - zapewnia "Mrówka".
Magda ma co prawda 17 numer rozstawienia, a z eliminacji zwolnionych jest 16 zawodniczek, ale przed startem było wiadomo, że dwie zawodniczki wyżej klasyfikowane od Polki do Lizbony nie przyjadą.
- W tej drużynie drzemią olbrzymie możliwości. Jednak nie jest to sprint, w którym wiadomo, że zawodnik biegając 11 sekund nie wygra z tym, co czyni to sekundę szybciej. Szermierka to sport walki, w którym wydarzyć się może wszystko. A w naszych dziewczynach widzę chęć odniesienia zwycięstwa, wręcz powtórzenia Moskwy, gdzie w mistrzostwach Europy mieliśmy dwa złote medale. Indywidualnie czołówka jest bardzo szeroka, około 30 zawodniczek. Do turnieju drużynowego przystąpimy dopiero z siódmym numerem, gdyż były kontuzje w naszych szeregach i bojkot kilku zawodów. To oznacza, że w walce o "8" zmierzymy się z USA bądź Austrią, a przed półfinałem przyjdzie skrzyżować klingi z Rosją bądź Włochami. Zdajemy sobie sprawę z klasy tych zespołów, ale nie mamy też powodów do kapitulacji, gdyż z każdym z nich wygrywaliśmy - przypomina fechtmistrz Tadeusz Pagiński.
Przypomnijmy, że polskie florecistki w 1999 roku w Seulu drużynowo zdobyły srebrny medal miststrzostw świata (Gruchała, Mroczkiewicz, Barbara Wolnicka, Alicja Kryczało), a rok wcześniej miały brąz (Rybicka, Gruchała, Mroczkiewicz, Wolnicka). Indywidualnie jeszcze żadna Polka nie stała na mistrzowskim podium.
W Lizbonie poza trójką gdańszczanek w reprezentacji znalazła się Małgorzata Wojtkowiak (Warta Poznań).
Opinie (2)
-
2002-08-19 10:27
Kto za tym stoi?
Jak mozna cos takiego zrobic? Dlaczego Federacja nie liczy sie z glosem zawodnikow? 61 procent to jednak zdecydowana wiekszosc. Ciekawe komu zalezy na takich zmianach i w jaki sposob to osiagnieto?
Mimo to trzeba jeszcze walczyc i bojkotowac zawody. Walczyc o mozliwosc wystapienia na Olmpiadzie polskich florecistek i ... kolejny medal.- 0 0
-
2002-11-11 17:25
no to kicha
A czy tak naprawdę to komuś(poza polskimi szermierzami) w Polsce to przeszkadza?
Nie wydaje mi się aby naród był zainteresowany kolejnymi medalami w tak niepopularnej dyscyplinie jakim jest floret.- 0 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.