Czyżby ktoś chciał wpuścić piłkarzy ręcznych DGT Wybrzeża na "minę"? Dlaczego do strajku popychają ich te gremia, które, gdy w wakacyjnych miesiącach szła walka o przetrwanie drużyny, nabrały wody w usta? Prowokacja? W sobotę o godzinie 18.00 przy ul. Zawodników gdańszczanie po raz pierwszy w sezonie 2002/2003 zagrają przed własną publicznością. Przyjeżdża Vive Kielce, w którego barwach, i to jeszcze w bieżących rozgrywkach, niektórzy widzą... Daniela Waszkiewicza i Patryka Kuchczyńskiego!
Sytuacja finansowa gdańskich szczypiornistów jest niemal identyczna jak przed wakacjami, ale ich status prawny o wiele gorszy. Przed złożeniem podpisów na kontraktach, ważnych od 1 lipca 2002 do 30 czerwca przyszłego roku, niemal każdy z nich mógł podążyć śladami Sebastiana Suchowicza i
Marcina Pilcha. Ten duet, bez żadnej sumy odstępnego przeniósł się do Warszawianki, a ponadto wobec Wybrzeża nadal ma prawo żądać wypłacenia pełnej kwoty zaległości!
Ci, którzy pozostali, zgodzili się na zmniejszenie średnio o połowę stypendiów z poprzednich rozgrywek oraz na zredukowanie o trzydzieści procent długów, które wobec nich miał klub. W zamian mogli rozpocząć rozgrywki w ekstraklasie oraz zainkasować pierwsze stypendium i pierwszą ratę zaległości, które wynikały z nowych umów. Pieniędzy, które powinny znaleźć się na kontach do końca sierpnia, już się nie doczekali.
W myśl przepisów ZPRP, nie pozostaje im nic innego jak uzbroić się w... cierpliwość! Podążyć drogą Suchowicza i Pilcha, będą mogli dopiero wówczas, gdy klub nie będzie im płacić przez 2,5 miesiąca! Na razie opóźnienie wynosi trzy tygodnie.
- Zawodnicy napisali list do prezydenta klubu. Nie czytałem go, ale znam ich żale. Sytuacja w klubie jest trudna. Wszyscy jedziemy na tym samym wózku. Gdy pojawią się pieniądze, przekażemy je zawodnikom. A mecz w sobotę się odbędzie - zapewnia
Grzegorz Rywelski, dyrektor Wybrzeża.
Szczypiorniści nie mogą oficjalnie powiedzieć, co myślą o pracy władz klubu, gdyż zabrania im tego zapis w kontrakcie, na który przystali! W zamian nie wywalczyli ustępstw, na których najbardziej im zależało.
- Nie ma w kontrakcie punktu mówiącego, że w przypadku wystąpienia zaległości wracamy do poprzednich sum zadłużenia. Tamta sprawa została zamknięta - dodaje Rywelski.
Co zatem wskóraliby zawodnicy, gdyby nie wyszli w sobotę na parkiet, do czego wyraźnie popychają ich "sojusznicy"? Zapracowaliby na dyskwalifikację! Wówczas klub poczyniłby na nich kolejne oszczędności finansowe. Żaden z zawodników do końca sezonu nie mógłby zmienić klubu, a po zakończeniu rozgrywek za ich usługi nowy pracodawca musiałby zapłacić Wybrzeżu wedle związkowego taryfikatora! Jeśli takowy by się nie znalazł, czekałaby roczna karencja. Oczywiście gdańska drużyna, którą trzeba byłoby wypełnić młodzieżą, na pewno zostałaby zdegradowana.
- Chłopcy chcieli przypomnieć o sobie, zasygnalizować, że nie dzieje się najlepiej. Będziemy grać, gdyż oddanie walkowera niczego nie zmieni. Zdaję sobie sprawę, że zawodnicy nie tylko będą walczyć z rywalami, ale może przede wszystkim z samym sobą. Trudno się skoncentrować na grze, gdyi podświadomość przypomina o kłopotach finansowych - mówi
Daniel Waszkiewicz.
Nie jest tajemnicą, że o gdańskiego szkoleniowca kielczanie zabiegają od dawna. Przed miesiącem przyznali Waszkiewiczowi tytuł najlepszego szkoleniowca, mimo że Wybrzeże zajęło w turnieju ostatnie miejsce.
- Nie ukrywam, że takie starania są. Ale chcę ratować piłkę ręczną w Wybrzeżu, gdyż jest to ostatni męski bastion w Trójmieście. Dopiero jeśli nie będę mógł tutaj pracować, zacznę szukać gdzie indziej - zapewnia gdański szkoleniowiec.