Tur Turek przegrał w tym sezonie w III lidze zaledwie trzy spotkania. Na tym większe brawa zasługują piłkarze
Lechii Gdańsk, którzy tę drużynę dwukrotnie pokonali po 1:0.
-
Albo Lechia ma na nas patent, albo mamy pecha do tej drużyny. Do przyjazdu do Gdańska w lidze mieliśmy dwanaście meczów bez przegranej. Po raz ostatni komplet punktów oddaliśmy w sierpniu ubiegłego roku właśnie... Lechii. Gdańszczanom muszę oddać, że od wspomnianego pojedynku poczynili duże postępy. Są zespołem lepiej zorganizowanym. W tej sytuacji ich II-ligowe aspiracje nie są pozbawione podstaw - komplementował zwycięzców trener
Włodzimierz Tylak.
Miejscowego szkoleniowca ucieszyły ciepłe słowa pod adresem jego podopiecznych, pochodzące wszak od trenera z przeszłością w ekstraklasie, ale największą satysfakcję miał z trzech punktów i dobrej gry gospodarzy.
-
Naszym celem było odbicie się po niepowodzeniu w Gnieźnie. Zdawaliśmy sobie sprawę, że czeka nas trudne zadanie, gdyż Tur jest lepszą drużyną od Mieszka. Cieszę się, że zespół zagrał z pełną determinacją oraz zaangażowaniem. Choć boisko nie było najlepsze, udało się przeprowadzić kilka akcji na jeden-dwa kontakty. Dobrze, że przed przerwą dopisało nam szczęście, gdy rywale strzelili w słupek, gdyż po stracie bramki, grałoby nam się trudniej - mówił
Marcin Kaczmarek, szkoleniowiec Lechii.
Dwutysięczna publiczność, która stawiła się w sobotę przy ul. Traugutta, obejrzała żywe widowisko, obfitujące w wiele spięć podbramkowych.
-
Był to bardzo zacięty, prowadzony w dużym tempie mecz. Żadna z drużyn nie chciała przegrać. Po przerwie to my musieliśmy podjąć ryzyko. Odkryliśmy się z konieczności i tym samym Lechii łatwiej było dochodzić do czystych sytuacji - dodał Tylak.
Zwycięską bramkę dla Lechii strzelił
Krzysztof Rusinek. Ale napastnik Lechii uciekał od miana "bohatera" spotkania.
-
Jestem napastnikiem i moim obowiązkiem jest zdobywanie goli. Na zwycięstwo pracuje cały zespół. Gol to efekt akcji, którą czesto ćwiczymy na treningach, starając się wykorzystywać prostopadłe podania od Sławka Wojciechowskiego. W zasadzie nie ma dla mnie znaczenia, kto stoi w bramce, choć pokonać tak doświadczonego golkipera, jakim jest Robakiewicz, wcześniej mi się nie udało.
Najważniejsze, że zrobiliśmy kolejny mały kroczek w kierunku II ligi i utarliśmy nosa tym, którzy położyli na nas krzyżyk po remisie przed tygodniem w Gnieźnie - podkreślał
Rusinek.