• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

76. Mistrzostwa Polski w Tenisie Sopot 2002

Krystian Gojtowski
8 lipca 2002 (artykuł sprzed 21 lat) 
Wygranymi Radosława Nijakiego oraz Katarzyny Strączy zakończyły się 76. tenisowe Mistrzostwa Polski kobiet i mężczyzn na kortach Sopockiego Klubu Tenisowego. Zawodnik AZS Poznań (nr 15) pokonał w finale Michała Gawłowskiego (SKT, 6) 7:6 (3), 7:6 (5), 6:7 (3), 2:6, 6:1. Zawodniczka sopockiego klubu (nr 1) wygrała z Martą Domachowską (Warszawinka, 6) 6:2, 4:6, 6:3. Za zwycięstwo (w puli 50 tysięcy złotych) Nijaki otrzymał siedem tysięcy złotych, a Strączy sześć. Mistrzowska para może też liczyć na dzikie karty do turnieju głównego Idea Prokom Open. Dla obojga są to pierwsze tytuły mistrzowskie na otwartych kortach.

Aż pięć godzin musieliśmy czekać, by poznać mistrza Polski. Radosław Nijaki oraz Michał Gawłowski w meczu godnym finału, co rusz udowadniali, że ich gra w najważniejszym pojedynku mistrzostw nie jest przypadkowa. Pierwsze dwa sety na swoją korzyść zapisał Nijaki, wygrywając w tie-breakach, ale równie dobrze wynik mógł być odwrotny. Wystarczy powiedzieć, że w pierwszym secie "Gaweł" prowadził 4:1, w drugim 5-3 w tie-breaku. Z kolei Nijaki, który przez dwa lata, podczas nauki w Sopockiej Akademii Tenisowej, reprezentował barwy SKT, w trzeciej partii prowadził już 5:3 i miał nawet kilka meczboli, ale nie potrafił wykorzystać szans. - Byłem nie swój. Zabrakło mi normalnej zawziętości. Radek jest moim dobrym kolegą. Tak dobrym, że trudno było mi się na niego zdenerwować. A ja potrzebuję takiego bodźca, by dobrze grać - tłumaczy 27-letni Gawłowski.

Mimo licznych gier sparingowych, był to dopiero drugi oficjalny pojedynek pomiędzy tymi zawodnikami. Przed rokiem, w turnieju w Szczecinku triumfował sopocianin. - Proszę mi wierzyć, że z chęcią oddałbym tamtą wygraną za zwycięstwo w tym meczu - dodaje.
Jeszcze w sobotnie popołudnie kibicom zgromadzonym na widowni sopockich kortów wydawało się, że to Klaudia Jans, a nie Katarzyna Strączy, będzie grała w najważniejszym pojedynku mistrzowskiego turnieju. 18-letnia Jans, prezentując zupełnie przyzwoite umiejętności, w pierwszej partii półfinału ograła faworytkę 6:4. W kolejnych dwóch, przegranych 1:6, 2:6, wyraźnie zjadły ją nerwy. - Wygrała doświadczeniem. Po kilku nieudanych zagraniach za szybko się irytowałam, ale nie mam żalu. Kasia była lepsza - mówi Klaudia. - To ona prowadziła grę, punkty zdobywała jednak Strączy. Klaudii brakuje doświadczenia w zdobywaniu ważnych punktów - zauważa Henryk Dondajewski, trener sopocianki. Tajemnicy z podstawy swego sukcesu nie robiła blondwłosa Strączy. - Jestem od Klaudii starsza o pięć lat i na korcie potrafiłam z tego uczynić atut - mówi.

Znacznie łatwiejszą drogę do finału miała uważana za wielki talent Marta Domachowska (nr 6). 16-letnia zawodniczka Warszawianki do meczu finałowego straciła ledwie siedem gemów. Aż cztery z nich urwała jej w półfinale Monika Schneider. - I co z tego? Nie po te cztery gemy wyszłam na kort, tylko po zwycięstwo - mówi 19-latka.

Oglądając wcześniejsze występy Domachowskiej wydawało się, że pokonanie Strączy leży w zasięgu jej możliwości. Potwierdził to jedynie pierwszy gem inauguracyjnego seta finału. Później było fatalnie. Domachowska, przypominająca urodą oraz stylem gry Monikę Seles, swój potencjał pokazała dopiero w drugiej odsłonie, kiedy przegrywając już 1:3 i 30-40 wygrała seta. Ulewa przerwała mecz na półtorej godziny przy stanie 1:1 w setach i 1:1 w gemach decydującej rozgrywki. Obie panie w różny sposób wykorzystały pauzę. Strączy ze smakiem zajadała kanapki z szynką, do tego żartując z koleżankami. - Wyluzowałam się i pojadłam. Przyznaję, że byłam trochę głodna - mówi. Domachowska zaś ukryła się w toalecie budynku klubowego, skąd wysyłała SMS-y do znajomych. - Co z tego, że mam 16 lat? Mistrzostwo chcę zdobyć już teraz - zauważyła, nic nie robiąc sobie z odwiedzających WC mężczyzn.

Przerwa pozytywnie wpłynęła na imopnującą wybieganiem Strączy. Do końca meczu oddała rywalce (mimo jej pięknych passing-shootów) zaledwie gema. - Chciałabym zobaczyć miny tych, którzy twierdzili, że jestem już za stara na grę w tenisa - rzuca 23-latka, paradując w pięknym kapeluszu podarowanym jej przez wiernego kibica. - Potrzebuję czasu na wejście do gry. Rozkręcam się bardzo powoli. Zanim złapałam rytm, było już po meczu - tłumaczy porażkę Domachowska.
Głos WybrzeżaKrystian Gojtowski

Opinie

Relacje LIVE

Najczęściej czytane