• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Adam Korol zwycięski w Henley

jag.
14 lipca 2003 (artykuł sprzed 20 lat) 
Polska czwórka podwójna z Adamem Korolem (AZS AWFiS Gdańsk) w składzie wygrała królewskie regaty w angielskim Henley. Biało-czerwoni w pokonanym polu pozostawili osady z: Ukrainy, Anglii i Niemiec.

Do Henley na tradycyjne regaty o Puchar Królowej Matki jest wstęp tylko za zaproszeniami. W każdej z szesnastu konkurencji startują po cztery osady. Czwórka podwójna była jedyną ekipą z Polski. Niewiele brakowało, aby w Anglii nie tylko nie wygrała, ale nawet tam nie pojechała.

- Zaproszenie przyszło po ubiegłorocznych mistrzostwach świata, gdy zdobyliśmy srebrne medale. Jednak na tydzień przed wyjazdem mocno się zatrułem na zgrupowaniu w Wałczu. Walczyłem z wysoką gorączką, w ogóle nie wychodziłem na trening. Mieliśmy nawet wariant rezerwowy. Gdybym nie był w stanie wiosłować w Anglii, to miał mnie zastąpić jeden z... miejscowych zawodników. Koniec końców - wydobrzałem nieco... opowiada Korol.

Niepowtarzalny klimat regat w Henley wiąże się z rywalizację na torze tylko dwóch osad jednocześnie. Niczym w kolarskich tourach, zawodnicy walczą w szpalerze publiczności.

- Tor jest bardzo wąski. Ludzie stoją 3-4 metry od płynącej łódki. Nie tylko dopingują wioślarzy, ale i uczestniczą w swoistym pikniku. Z drugiej strony toru pływa zaś mnóstwo motorówek i najrozmaitszych stateczków. Wyścig jest nieco dłuższy niż w tradycyjnych zawodach. Liczy 2 122 metry. Co ćwierć mili są ustawione budki, z którycy sędziowie sygnalizują spikerowi kto aktualnie prowadzi i z jaką przewagą. Henley to takie podlońdyńskie miasteczko, którego architektura utrzymana jesty w dawnym stylu. Dlatego tamtejsze zawody mają niepowtarzalną atmosferę i prestiż - dodaje gdańszczanin.

W półfinale Polacy pokonali wyraźnie osadę angielską, która na co dzień startuje w wadze lekkiej. Natomiast w finale prowadzili od startu do mety. Na "kresce" mieli przewagę 3/4 łódki. W nagrodę mogli przez dwie godziny... potrzymać puchar przechodni.

- Nie było żadnych nagród finansowych. Na pamiątkę otrzymaliśmy jedynie medale, a na pucharze mają zostać wyryte nasze nazwiska. Trofeum musieliśmy zwrócić po dwóch godzinach. Cały czas, gdy byliśmy w jego posiadaniu, towarzyszył nam przedstawiciel organizatorów. Kolejna "przykrość" to brak podczas dekoracji przedstawiciela rodziny królewskiej. Jak nam powiedziano, taka sytuacja miała miejsce dopiero po raz drugi w historii - mówi Adam Korol.
Głos Wybrzeżajag.

Opinie

Relacje LIVE

Najczęściej czytane