Nie doczekaliśmy się nowego szkoleniowca żółto-niebieskich. Nie wiemy czy zostanie nim Marek Kusto, bo z pewnością nie również typowany do tej roli Andrzej Szarmach, piłkarz Arki w latach 1970-72. Jest jeszcze inny kandydat, ale jego nazwiska Jacek Milewski zdradzić nie chciał. Następny termin ogłoszenia następcy Wiesława Pisarskiego mamy dzisiaj.
Do wieczora działacze Arki obradowali nad sprawą szkoleniowca drugoligowej "11". Prezes gdyńskiej spółki mówił, że z decyzją daje sobie czas do piątku, jednak wiadomo było, że im szybciej, tym lepiej. Kusto też zdawał sobie z tego sprawę, bo przecież nie na darmo przyjechał do Gdyni. Kiedy wczesnym popołudniem wykręciliśmy numer jego komórki, usłyszeliśmy: "Prowadzę rozmowy z Arką, jestem w pobliżu Trójmiasta, z pewnością będziemy jeszcze mieli okazję do rozmowy". Takie słowa z ust znanego z uprzejmości szkoleniowca dały nam do pomyślenia. Skoro chłop chce z nami gadać, pewnikiem myśli o dłuższym pobycie nad morzem. O 14.30 rozpoczęło się posiedzenie Rady Nadzorczej. Wiadomo, nowy szkoleniowiec to nowy kontrakt, nowe wymagania. Dla przykładu, Kusto, do niedawna pracujący w ekstralasie, nie może zarabiać mniej niż jego poprzednik (mówiło się, że Pisarski pobierał co miesiąc nieco ponad 5000 zł), trzeba wynająć dla niego mieszkanie. Po radzie rozpoczęły się rozmowy z 47-letnim szkoleniowcem. Gdy dobiegły końca, próżno było czekać na ostateczną decyzję. Kusto miał natychmiast wyruszyć w drogę powrotną i, niestety, wyłączył telefon.
- Pan Marek wraca do domu, gdzie zastanowi się nad naszą ofertą. Każdy z kandydatów jest gotów wziąć na siebie odpowiedzialność za wynik, jednak nie chcemy podjąć pochopnej decyzji - opowiadał Milewski.
Tu nie chodzi tylko o wybranie najlepszego nazwiska.
W rundzie jesiennej Kusto prowadził "jedenastkę" Widzewa. W warunkach partyzantki jego zespół wygrał 3 mecze, przegrał 7 i zajmował ostatnie miejsce w tabeli. Działacze uznali, że pora na zmiany i Kustę zastąpili Wdowczykiem. W I lidze prowadził też Wisłę (1993-94 i 1999), przy czym druga kadencja trwała tylko 3 kolejki. Od listopada "95 do maja "96 (4 mecze) był - u boku Władysława Stachurskiego - drugim trenerem reprezentacji Polski. Sami troszkę wątpiliśmy w jego kandydaturę, bo z Krakowa do Gdyni droga daleka, a jego kontakty z naszą piłką dotąd były zerowe. Ligowe dokonania też niezbyt szczęśliwe...
Zatrudnienie Szarmacha od początku wydawało się zabiegiem skomplikowanym, ponieważ słynny "Diabeł" przebywa obecnie nieopodal Bordeaux. Kontaktował się z nim Kupcewicz i kiedy rozmawialiśmy z panem Andrzejem, czekał on właśnie na kolejny telefon.
- Od dawna rozmawiam z ludźmi z Trójmiasta o tym, że należałoby coś tutaj zrobić, zebrać ludzi. Tylko gdzie? Okazało się, że można w Arce, jednak najpierw wolałbym poznać sytuację kadrową i finansową klubu, usłyszeć opinie znajomych osób, znajdujących się bliżej Gdyni. Nie ma tak, że ktoś przyjdzie, strzeli z bata i wszystko będzie chodzić jak w zegarku. Poukładany klub to taki, nad którym pracuje się kilka lat. W Polsce ludzie nie mają cierpliwości. Nie o to mi chodzi, aby podjąć się zadania, a poźniej zastanawiać, jak z tego wyjść. Są tacy trenerzy, co szybko, bez rozeznania, biorą nową robotę, aby po 3-4 meczach dostać wymówienie. Bo nikt nie chce im dać czasu. Nad tematem Arki rzeczywiście zastanawiam się, jednak to kwestia kilku dni. Sam przyjazd do was nie jest żadną fatygą, ale to musi mieć sens.Szarmach nie zamierzał przyjechać na święta do Gdańska, więc trudno się dziwić, iż chciałby coś wiedzieć. Już raz, w Lubinie (1998 roku), przełknął gorzką pigułkę i nieco nadszarpnął opinię. Szkopuł w tym, że działacze Arki nie mają czasu.
- O Szarmachu wolałbym mówić jak najmniej - stwierdził prezes Milewski. -
To tak zacna postać, że nie godzi się stawiać jej w roli odrzuconego kandydata. Pan Andrzej chciał czas do środy. To stanowczo za długo. Nie możemy dyskutować tylko z Szarmachem, więc odeszliśmy od tego tematu, z szacunku dla mistrza. Inna sprawa, że on żyje we Francji, a nasz klub ma ograniczone możliwości finansowe. star.
